17 listopada 2024
trybunna-logo

Właściciele kontra lokatorzy

Spadkobiercy właścicieli warszawskich nieruchomości domagają się przyspieszenia ich zwrotu w ramach reprywatyzacji. Tymczasem organizacje lokatorskie domagają się natychmiastowego wstrzymania tego procesu, zwracając uwagę na krzywdy, jakie on powoduje.

Środowiska zainteresowane zwrotami nieruchomości zorganizowały w poniedziałek specjalną konferencję na ten temat. Odbyła się ona w Muzeum Powstania Warszawskiego. Na konferencji „Koniec dekretu Biureta w Warszawie. Projekt ustawy o zwrocie nieruchomości warszawskich” przedstawiono projekt mający uregulować stosunki własnościowe w stolicy. Zakłada on zwrot nieruchomości w naturze bez ograniczeń, a jeśli nie będzie to, z różnych względów, możliwe – odpowiednie odszkodowanie z tego tytułu.
Przedstawiciele organizacji, które domagają się przyspieszenia zwrotu nieruchomości twierdzą, że podczas wojny oraz Powstania Warszawskiego zniszczeniu uległo jedynie 10 proc. budynków, a więc słynny „dekret Bieruta”, na mocy którego państwo przejęło nieruchomości – a raczej to, co po nich zostało – w ogóle nie był potrzebny.
Wśród panelistów znaleźli się przedstawiciele takich organizacji, jak Stowarzyszenie Karta Praw Podstawowych „Varsovia”, Zrzeszenie „Dekretowiec”, Europejskie Centrum Inicjatyw Obywatelskich, Stowarzyszenie Obywatelskich Inicjatyw oraz… Fundacja Profilaktyki Endokrynologicznej. To właśnie pani prezes tej ostatniej organizacji, dr Ewa Wierzbowska, prezentowała na konferencji projekt nowelizacji ustawy. Nie wiadomo jednak, kto jest autorem projektu ustawy. Zaproszenie na konferencję dostali również m.in. premier Beata Szydło, prezes PiS, Jarosław Kaczyński, wiceminister skarbu Mikołaj Wild, Rzecznik Praw Obywatelskich, dr Adam Bodnar oraz posłowie i senatorowie, a także Marszałek Senior Sejmu RP, Kornel Morawiecki. Z owej listy na konferencji pojawiła się jedynie współpracownica Morawieckiego. Organizatorzy spotkania nie pomyśleli o tym, by zaprosić do dyskusji także przedstawicieli władz Warszawy.
Zdaniem dr Wierzbowskiej, omawiany projekt będzie korzystny nie tylko dla byłych właścicieli bądź ich spadkobierców, ale też zabezpieczy interesy lokatorów budynków objętych roszczeniami reprywatyzacyjnymi. Projekt ten przewiduje zapewnienie im „lokalu zamiennego komunalnego”, albo – w przypadku braku takiego lokalu – obowiązek gmin wypłacania im specjalnych dodatków, które pokrywałyby różnicę czynszów, jeśli nowy właściciel by je podniósł. Problem w tym, że władze Warszawy nie tylko nie dysponują, jak same twierdzą, odpowiednią liczbą lokali komunalnych oraz socjalnych, do których mieliby trafiać wykwaterowywani (czyli eksmitowani) lokatorzy, ale od lat systematycznie pozbywają się tych, które należą do miasta.

To nie jest sprawiedliwe rozwiązanie

Właśnie na problem braku dostatecznej liczby lokali dla eksmitowanych lokatorów zwracali uwagę działacze organizacji broniących praw lokatorów. W tym samym czasie, gdy w Muzeum Powstania Warszawskiego odbywała się konferencja poświęcona przyspieszeniu procesu reprywatyzacji, na Pradze odbywał się protest lokatorów, którzy są ofiarami tych zmian własnościowych. „Chcemy mieszkań!” – brzmiało główne hasło protestu.
Demonstracja pod Urzędem Dzielnicy miała na celu zwrócenie uwagi na problem lokatorów nieruchomości przejmowanych przez nowych właścicieli. Zwykle na różne sposoby lokatorzy są wyprowadzani z zajmowanych lokali, zaś miasto nie jest w stanie zaoferować im innych lokali za zbliżoną stawkę czynszu, jaką płacili w mieszkaniach przed ich przejęciem przez tzw. spadkobierców. Dlatego organizatorzy protestu, Komitet Obrony Praw Lokatorów od dawna walczy o zahamowanie procesu reprywatyzacji, która polega na zwrocie nieruchomości w naturze, zwłaszcza jeśli są one zamieszkane przez lokatorów. Przewidywana we wspomnianym projekcie ustawy pomoc lokatorom jest w tej sytuacji fikcją.
Aktywiści KOPL byli zaproszeni na konferencję ws. reprywatyzacji, ale nie skorzystali z tej oferty. – Zrobiliśmy tak ze względów pryncypialnych. Nie możemy firmować inicjatywy zmierzającej do przyspieszenia reprywatyzacji i zwiększenia liczby budynków przejmowanych przez prywatnych właścicieli – wyjaśniają. Dodają też, że Komitet Obrony Praw Lokatorów od dawna postulował wprowadzenie różnych form pomocy dla lokatorów objętych reprywatyzacją, jednak ich postulaty są ignorowane. Tymczasem, podkreślają, proces dzikiej reprywatyzacji powoduje, że kolejne rodziny lądują na bruku, ponieważ miasto nie dysponuje odpowiednią liczbą lokali, do których mogliby się oni przeprowadzić z budynków przejętych przez nowych właścicieli. Dlatego proponują pokrywanie przez miasto różnicy między dotychczasowym czynszem komunalnym a nowym, podyktowanym przez prywatnego właściciela. – Jest to rozwiązanie sprawiedliwe, gdyż lokatorzy znaleźli się w takiej a nie innej sytuacji z winy państwa. Postulowaliśmy wprowadzenie takiego rozwiązania niezależnie od wszelkich innych uregulowań prawnych – tłumaczą.
– Nie jest prawdą, że proponowana nowelizacja Ustawy o gospodarce nieruchomościami doprowadzi do końca eksmisji. Stanie się coś przeciwnego. Nie ma też żadnej sprawiedliwości w oddawaniu budynków, które zostały odbudowane przez ich mieszkańców kosztem pracy ich własnych rąk – twierdzą. – Chodzi przede wszystkim o lokatorów, którzy dziś są u schyłku swojego życia i mają być z tych lokali eksmitowani. Trudno dostrzec sprawiedliwość w działalności profesjonalnych handlarzy roszczeniami i procederze czyszczenia kamienic pod luksusowe inwestycje. Reprywatyzacja czyni tylko nowe krzywdy i nie stanowi zadośćuczynienia za stare – oceniają.

Wstrzymać reprywatyzację

Zdaniem organizacji broniących praw lokatorów, dopóki nie będzie zakrojonego na szeroką skalę programu budownictwa komunalnego i społecznego, reprywatyzacja zasobów komunalnych powinna zostać całkowicie wstrzymana.
Obrońcy praw lokatorów przypominają też, że zdarzały się przypadki, kiedy urzędnicy, którzy decydowali o zwrocie nieruchomości, sami stawali się beneficjentami takich zmian. Twierdzą, że proponowany projekt ustawy nie zabezpiecza przed korupcją i postulują napisanie projektu od nowa. – Chcielibyśmy moratorium, które wstrzymałoby wszelkie reprywatyzacje – informują i dodają, że z taką prośbą zwracali się m.in. do prezydenta, Andrzeja Dudy. – Jest wystarczająco dużo argumentów przemawiających za tym, że państwo nabyło prawo do tych budynków, m.in. w wyniku zasiedzenia – argumentuje Jakub Żaczek z KOPL.
Z tego też względu, zamiast uczestniczyć w konferencji prasowej organizowanej przez organizacje reprezentujące spadkobierców i właścicieli, działacze lokatorscy zorganizowali kolejną demonstrację i okupację Urzędu Dzielnicy Praga Północ. – Uważamy, że nadal potrzebny jest donośny protest lokatorów przeciw reprywatyzacji i przeciw pozostawianiu lokatorów bez pomocy. Ci, którzy związali całe swoje życie z mieszkaniem komunalnym i są u schyłku swojego życia, powinni mieć możliwość w nim pozostać! – przekonują.
Proces reprywatyzacji rozpoczął się w latach 90. XX w., gdy po zmianach ustrojowych nowe władze rozpoczęły przemiany własnościowe – prywatyzację przedsiębiorstw państwowych oraz zwrot nieruchomości spadkobiercom ich przedwojennych właścicieli. Dla lokatorów, których budynki objęła reprywatyzacja oznaczało to często eksmisje z zajmowanych przez nich, niekiedy od lat 40. i 50., lokali.

Zagmatwana historia

Przypomnijmy, że „dekret Bieruta” został wydany 26 października 1945 r. w celu umożliwienia odbudowy stolicy ze zniszczeń wojennych. Na jego mocy na własność gminy m.st. Warszawy przechodziły wszelkie grunty w przedwojennych granicach miasta. W praktyce miasto przejęło też wiele nieruchomości, choć dekret zakładał, że pozostaną one własnością dotychczasowych właścicieli. Przejmowanie gruntów i nieruchomości objęło przede wszystkim centralne dzielnice miasta, takie jak Śródmieście, Ochota, Mokotów, a więc tych, które uległy największym zniszczeniom na skutek działań wojennych. Innymi słowy – w zasadzie nie było na nich nieruchomości, a jedynie ruiny i dopiero wysiłkiem całego społeczeństwa trzeba było je odbudować.
Obecnie wielu ekspertów – w tym m.in. prawników i urbanistów – podkreśla, że gdyby nie „dekret Bieruta”, stolicy nie udałoby się odbudować. Podkreślają oni, że dekret umożliwił wzięcie na siebie przez państwo i społeczeństwo wysiłku odbudowy stolicy, czemu nie podołaliby prywatni właściciele. Zwłaszcza, że wielu z nich w czasie wojny straciło życie bądź wyemigrowało z objętego wojną kraju. Dodatkowo, władze Polski Ludowej wydały kolejny dekret, który zmuszał przedwojennych właścicieli nieruchomości do ich odbudowy bądź renowacji, a jeśli nie byli w stanie tego zrobić – a wielu nie było – miasto robiło to na ich koszt i do czasu spłaty zadłużenia przejmowało je na własność. Szacuje się, że w ten sposób miasto przejęło 94 proc. gruntów Warszawy w jej przedwojennych granicach.
Krytycy ówczesnych zmian własnościowych przypominają, że odbywały się one chaotycznie, z naruszeniem obowiązującego wówczas prawa, m.in. nie dokonywano odpowiednich wpisów w księgach wieczystych. To właśnie dlatego w latach 90. XX w., gdy po zmianie ustroju rozpoczęto proces reprywatyzacji, dawne zaniedbania prawne zostały wykorzystane przez osoby odzyskujące przedwojenne nieruchomości na podstawie nie zmienionych aktów własności. Jak dziś wiemy i o czym mówi się coraz głośniej, w wielu przypadkach nie byli to wcale spadkobiercy dawnych właścicieli, lecz prawnicy i biznesmeni (?), którzy dotarli do potencjalnych spadkobierców i skupowali od nich tytuł prawny do własności. Zdarzały się też przypadki fałszowania dokumentów, na podstawie których zwracano te nieruchomości. Na światło dzienne coraz częściej wychodzą też niejasne powiązania i układy pomiędzy owymi „biznesmenami” a urzędnikami, którzy podejmowali decyzje o uznaniu tytułu własności. Ujawnienie tego procederu to m.in. zasługa organizacji lokatorskich.
Szacuje się, że obecnie aż 2/3 gruntów z obszaru przedwojennej Warszawy objętych jest roszczeniami reprywatyzacyjnymi.

Komentarz

Owe „przekręty” na reprywatyzacji były możliwe, ponieważ do dzisiaj nie obowiązuje ustawa reprywatyzacyjna obejmująca Warszawę. Taka ustawa (tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna) została uchwalona przez Sejm poprzedniej kadencji, ale nie weszła w życie, ponieważ poprzedni prezydent, Bronisław Komorowski, zaskarżył ją do Trybunału Konstytucyjnego. Miała ona ukrócić proceder nazywany dziś powszechnie „dziką reprywatyzacją”. Co więcej, przedstawiciele środowisk lokatorskich domagają się weryfikacji wydanych dotychczas decyzji reprywatyzacyjnych i w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości, a wręcz oszustw – ich zwrotu oraz zadośćuczynienia krzywdom, jakich doznali wyrzucani przez nowych właścicieli lokatorzy.
Wbrew temu, co twierdzą środowiska reprezentujące interesy tzw. spadkobierców właścicieli nieruchomości, miasto, państwo oraz społeczeństwo nie są im niczego winne. Większość warszawskich nieruchomości została zniszczona w czasie wojny, a zwłaszcza po Powstaniu Warszawskim, gdy hitlerowcy praktycznie zrównali stolicę z ziemią. Istnieje ogromna dokumentacja świadcząca o tym, jak miasto wyglądało tuż po wojnie. Po 1945 r. Warszawa stała się wielkim placem budowy, na którym pracowali ludzie z całego kraju. Nierzadko – w czynie społecznym. Cały kraj zrzucał się również na odbudowę stolicy z powojennych ruin, a później przez kilkadziesiąt lat ponosił koszty eksploatacji odbudowanych budynków. Zwracanie stołecznych nieruchomości w ich obecnym stanie nie jest więc żadnym aktem sprawiedliwości.

Poprzedni

KOD a SLD

Następny

Demokracja tadżycka