Rzeszowskie pielęgniarki z Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 wygrały walkę o swoje, naruszane bezwstydnie, prawa pracownicze.
Przywrócono do pracy zwolnione z naruszeniem prawa działaczki związkowe, które nie były niczym innym jak tylko próbą zastraszenia dzielnych kobiet, wycofano pozew sądowy przeciwko pielęgniarce, która odważnie opowiedziała o fatalnej sytuacji w placówce. Dyrektor, którego metody rozwiązywania sporów polegały przede wszystkim na eskalowaniu konfliktu, zrezygnował z pracy. Zwycięstwo.
Czemu ono jest tak istotne?
Ponieważ jest to niezwykłe wydarzenie na tle dramatycznej bierności polskich pracowników najemnych. Od lat polskie społeczeństwo jest ofiarą zbrodniczego eksperymentu na świecie pracy. Setki tysięcy ludzi wyrzuconych na bruk bez żadnego zabezpieczenia. Tysiące z nich popełniło samobójstwa, zmarło w różnych dramatycznych okolicznościach. Ogromna liczba nigdy nie podniosła się z dna upokarzającego wykluczenia, przekazując kolejnym pokoleniom wyuczoną bezradność. Ci, którym udało się utrzymać na powierzchni, musieli przyzwyczaić się do nowego towarzysza życia – mdlącego strachu, że byle co może spowodować, że znajdą się znowu na dnie. Dodawali sobie wartości, ujmując jej innym. Że sami sobie winni, że są leniwi, że piją. Dziś za główną przyczynę bezrobocia większość pytanych uważa lenistwo tych, którzy pozostają bez pracy. Mistrzowski ruch kapitalizmu – doprowadzić ludzi do pozycji szmaty i wmówić im, że to ich wina.
A warto zauważyć, że w takiej samej sytuacji lud we Francji, w Chile i w innych krajach wychodził na ulice milionowymi tłumami. Polska klasa pracująca została tak skutecznie przemielona młynami neoliberalnej ideologii, że nie jest w stanie skutecznie zorganizować solidarnego zrywu, przed którym władza będzie musiała się cofnąć. Owszem, pojawiają się ogniska protestu, ale przegrywają, a każda porażka pozostawia blizny w mentalności protestujących. Przykład nauczycieli jest najbardziej jaskrawy.
Nie przeceniam zwycięstwa rzeszowskich pielęgniarek. Chce jednak wierzyć, że pokazały drogę, którą pójdą następni, dla których obrona ich godności będzie warta ryzyka i wyrzeczeń. A następnym krokiem (też chcę w to wierzyć) będzie strajk solidarnościowy, gdy pracownicy zrozumieją, że neoliberalne państwo stosuje wobec nich metodę salami – odkrawania plasterek po plasterku kolejnych źródeł protestu i pacyfikowania ich. A potem wyłonią ze swych szeregów ludzi, którzy naprawdę będą reprezentować ich interesy i nie będą tchórzliwie bajać o tym, co można w danej sytuacji politycznej, a o czym w żadnej sytuacji nie wolno nawet marzyć. Wtedy będzie szansa na zmianę.