16 listopada 2024
trybunna-logo

Warunki brzegowe

flickr.com

Jedną z cech rządu Zjednoczonej Prawicy (zjednoczonej sprawowaniem władzy) jest wiara w magiczną moc prawa, szczególnie prawa stanowionego przez nią samą. O ile PiS potrafi przeforsować przepisy, które mają ułatwić zawłaszczenie instytucji i urzędów, o tyle wykazuje nieporadność w rozumieniu i egzekwowaniu przepisów prawa. Najłatwiej mu się pisze i czasem nawet egzekwuje regulacje, w których samowładca ministerialny – np. minister sprawiedliwości – zyskuje pełnię władzy nad urzędnikami państwowymi. To w zasadzie jedyny rodzaj władztwa, jaki PiS jest w stanie ogarnąć i wykorzystać, oczywiście dla dalszego bezpiecznego sprawowania władzy. Dlatego zapewne w ustawie o pomocy uchodźcom chce umieścić przepisy gwarantujące niekaralność komuś, kto miałby problemy z rozliczeniem się ze zbiórki rzeczy czy pieniędzy. Pamiętamy chyba, komu zaginęły plecaki zbierane dla małych Syryjczyków.

Gdy PiS-owcy napotykają poważniejszy problem, nawet nie usiłują go rozwiązać w ramach obowiązujących przepisów, tylko od razu szykują specustawę, która ma działać magicznie, niejako samoczynnie. Ale zwykle nie działa. Klasycznym przykładem jest walka z pandemią. PiS nie skorzystało ani z istniejących ustaw, ani z procedur i stworzyło własne nadzwyczajne regulacje. Rząd nie sięgnął nawet do osłabionych, ale działających instytucji (jak Sanepid), tylko napisał od nowa ustawy wprowadzając restrykcje, których nie egzekwował, bo nie przeznaczył na to środków finansowych ani materialnych. Walka z pandemią spoczywała więc wyłącznie na barkach pracowników ochrony zdrowia. Wsparli ich jedynie ci obywatele, którzy zechcieli się zaszczepić.

Kwestia obronności kraju jest jeszcze gorsza, gorsza chyba nawet od stanu praworządności. To oczywiście efekt rządów PiS-u, ale nałożony na lata zaniedbań. Nikt tak naprawdę nie zna założeń obronnych i strategii obrony kraju (bo zakładam, że ktoś kiedyś je napisał i nawet ogłosił). Owszem, problemem może być niedostatek środków na zakup uzbrojenia, ale jeszcze większym jest brak korelacji tych zakupów ze strategią.

Zaczynając od stanu naszej armii, która po sześciu latach intensywnej modernizacji przez ministrów Macierewicza i Błaszczaka posiada zdolność bojową o wiele mniejszą niż w kolorowych ministerialnych folderach. Nie wpłynie na to sprzedaż /oddanie naszych migów Ukrainie (o ile wszystkie 28 jeszcze lata). Po wypadkach z jedną ofiarą śmiertelną migi zostały uziemione na pół roku. A wypadki były efektem nielicencjonownaych prób naprawy i konserwacji poradzieckich maszyn.

Powiedzieć, że zakupy broni dla naszej armii to chaos i burdel, to mimo wszystko posłużyć się eufemizmem. Od Rosomaków po Abramsy, od samolotów transportowych Hercules, które miały wspierać nasze marzenia o utworzeniu imperium, po F-35, które mają (czy może miały) nas uczynić największym sojusznikiem USA. Drogo, bardzo drogo i do niczego. Najbardziej sensownym zakupem okazały się zestawy przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike, również do instalowania na śmigłowcach… tyle że śmigłowców w zasadzie nie mamy. Dzięki eksministrowi Macierewiczowi. Nie mamy też floty nawodnej ani podwodnej.

Jak już kiedyś pisałem, podstawową bronią naszej piechoty są liczące już 50 lat bojowe wozy piechoty. Takich pojazdów nawet armia ukraińska miała na stanie nieliczne sztuki. Nowocześniejsze BWP-2 zostały naście lat temu przez dowództwo armii bez wiedzy ówczesnego ministra obrony sprzedane – w zamian niejako za terenowe mercedesy, raczej w wersji cywilnej niż wojskowej. Zakupione transportery Rosomak nie są, jak sama nazwa wskazuje, wozami bojowymi, ale służą do transportu piechoty. Podobnie świeżo zakupione, a wyprzedawane przez Amerykanów na potęgę cougary są w zasadzie opancerzonymi ciężarówkami, w dodatku w barwach pustynnych.

Obiecane abramsy też mogą sprawiać więcej problemów niż pożytku, bo w opinii wielu specjalistów nie nadają się do walki na naszych drogach i bezdrożach. Abramsy ważą 72 tony, czyli 12 ton więcej od starszej wersji Leoparda i 6 ton więcej od najnowszej. Są zbyt ciężkie dla większości naszych mostów i mostków, a nie potrafią pokonywać przeszkód wodnych głębszych niż kałuże. Na naszych drogach i bezdrożach każdemu Abramsowi będzie zapewne musiał stale towarzyszyć stutonowy dźwig i cysterna z paliwem.

Teraz wszystko ma się magicznie zmienić, jeśli tylko Sejm uchwali nową ustawę o obronności, do czego rząd intensywnie zachęca opozycję w imię jedności w obliczu zagrożenia. Czy ustawa jest niezbędna? No, oczywiście niekoniecznie. Potrzebny jest ład (taki prawdziwy), przestrzeganie procedur i strategiczne zarządzanie wojskiem. I krajem. Jeśli PiS-owi potrzebna jest nowa ustawa, bo nie potrafi realizować tej obowiązującej dotychczas, opozycja powinna przedstawić warunki brzegowe poparcia niektórych choć odrobinę sensownych rozwiązań.

Po pierwsze, dymisja całego resortu obrony narodowej i wspólne z opozycją ustalenie jego nowej obsady. Po drugie, funkcja przewodniczącego sejmowej komisji obrony oddana opozycji, a następnie stała kontrola komisji nad wydatkowaniem budżetu resortu obrony, w szczególności jeśli chodzi o zakup sprzętu obronnego.

Oczywiście warunki powinny być spełnione przed ostatecznym uchwaleniem nowej ustawy. Może ktoś powiedzieć, że to myślenie nierealistyczne, że PiS się na to nie zgodzi. Jeszcze bardziej pozbawiona realizmu, a za to pełna zaklęć i modlitw byłaby jednak wiara, że rząd premiera Morawieckiego i wicepremiera Kaczyńskiego jest w stanie kraj przed czymkolwiek obronić. Nawet zanoszone pod adresem Unii Europejskiej i NATO modlitwy o obronę mogłyby się okazać nieskuteczne. Konieczne jest – co najmniej i na teraz – ustalenie wspólnej europejskiej obrony przestrzeni powietrznej i wspólnej europejskiej floty morskiej.

Bez dalszej integracji Unii Europejskiej nie da się obronić Europy przed żadnym zagrożeniem. Ani dzisiejszym, ani tym przyszłym.

Poprzedni

Po ratunek do Kas

Następny

Polską parcelę tanio sprzedam