23 listopada 2024
trybunna-logo

War Porn

Obsrany ogródek człowieczeństwa

Szolc

Wojna mnie podnieca i jednocześnie budzi moje obrzydzenie. Kluczowe jednak w tych doznaniach jest to, że jaram się opisami bitew, wojen, a nawet zdjęciami- tak, tak- z tych bitew oraz wojen i w ogóle mi nie przeszkadza, że są to materiały archiwalne. Z mojego punktu widzenia- ludzkość mogłaby skończyć z wojnami raz na zawsze. Materiału nie zabraknie. Jednak z wojną jest jak z porno- póki będzie trwał nasz gatunek, będzie gdzieś trwała wojna.

Przez wiele lat byliśmy w tym dobrym układzie, że wojny toczyły się daleko od nas. O części z nich w ogóle nie wiedzieliśmy. Inne łykaliśmy z pop-kulturą jak konflikt na Bałkanach. Euforia z histerią dopadała część narodu, kiedy akurat bombką jebnął nasz aktualnie obowiązujący Wielki Brat. Teraz mamy taką sytuację, że nie tylko wojna jest blisko (oj, zdecydowanie zbyt blisko jak dla mnie), to jeszcze została rozpętana przez naszego eks- Wielkiego Brata. W rezultacie na początkowym etapie konfliktu nieomal wszyscy dostaliśmy pierdolca.

Ja na przykład wyglądając za okno, odkryłam, że nie widzę już parku, a kominy wzniesionej za nim elektrociepłowni. Przy okazji dowiedziałam się, że najbardziej podniecają się trwającą wojną mężczyźni w wieku muzealnym, albo faceci w wieku średnim, którzy przyciśnięci przez mnie do muru, informowali, że ostatecznie to mają kategorię wojskową „D”. Jednocześnie żadnemu z tych panów nie mieściło się w pale, że wojny może nie być. Albo, że należałoby jak najszybciej doprowadzić do pokoju. W gruncie rzeczy słowo „pokój” w pierwszych dniach wojny miało zdecydowany posmak gówna.

A później zgodnie z tym, co Carl von Clausewitz definiował, jako „tarcie”, wszystko, co mogło pójść nie tak poszło nie tak. Dla uściślenie napiszę- że po obu stronach.

Nawiasem mówiąc, kiedy porównuje się realne starcie z poligonem skuteczność w walce zmniejsza się o jakieś 80 procent. Współczynniki zabitych (liczba wystrzelonych serii na jednego zabitego żołnierza) też z każdym konfliktem się zmniejsza. Co oznacza ni mniej ni więcej, że można tą kurewską wojnę przeżyć, a nawet trzeba być pechowcem, żeby dać się „zabić na śmierć”.

Jednak jeśli nawet „efekt kinetyczny” (zabicie wroga) jest rzadszy niż na pierwszy rzut oka się wydaje, to wojna tak czy siak kompletnie demoralizuje ludzi. I to wszystkich jak leci.

Leo Joy Margolin, w „Paper bullets” (NY 1946) napisał: „W przyszłości rolę, którą w przygotowaniu ataku piechoty dotychczas odgrywała artyleria, będzie odgrywała propaganda dywersyjna. Jej zadaniem jest psychologiczne rozbicie i zmiażdżenie wroga jeszcze przedtem, nim zaczną działać regularne armie.” Margolin nie był użytkownikiem FB, więc nie mógł docenić w pełni siły swoich słów, ale nie docenił też siły pieniędzy. Wojna będzie trwać dopóki będzie się opłacać. I to opłacać w tym najbardziej z zawężonych sensów: dopóki rynek nie nasyci się bronią, o czym decyduje satysfakcjonująca suma broni zmagazynowanej, broni użytej czy raczej zużytej i broni hipotetycznej, czyli zakontraktowanej przez państwa, jako niezbędna w cyklu rocznym na następne kilka lat.

Kiedy myślę o wspomnianej wcześniej „niezbędności” to jednak się uśmiecham. Wartości określające współczynnik zabitych dla wojny w Wietnamie- w zależności od źródeł- wahają się od trzech tysięcy do pięćdziesięciu tysięcy wystrzelonych pocisków na każdego zabitego przeciwnika. Nawet, jeśli przyjąć tą najniższą, to mamy tu do czynienia ze zdecydowanie drogą imprezą. Drogą imprezą, której koszty obsługi są jeszcze droższe. Możliwe, że najlepszym sposobem jednoczesnego wywalenia nieprawdopodobnej kupy szmalu wraz z druzgocącym przekazem propagandowym, byłoby spuszczanie na wybrane obiekty wojskowe zamiast bomb serii najbardziej luksusowych samochodów. Na zasadzie: a stać nas!

Nalot dywanowy na Moskwę z użyciem tysięcy bentleyi continentali, maserati quattroporte oraz lincolnów zamiast tradycyjnych bomb lotniczych pokazałby, czym naprawdę jest wojna… Stratą potencjału, nadętą propagandową przykrywką wszystkiego, co się aktualnie chce przykryć, a w większej dawce irytującym programem telewizyjnym, którego nie można przełączyć nie ruszając dupy z kanapy, bo właśnie pies zżarł pilota.

Poprzedni

Za ropę, za gaz, za Putina!

Następny

Lewica w obronie związkowców