16 listopada 2024
trybunna-logo

Uwagi po lekturze książki profesora Wojciecha Pomykało pt. Wyścig gigantów. Stan a wizja współdziałania ChRL i USA

taniaksiazka.pl

Przedstawione w tej książce interpretacje dziejów najnowszych, widziana przez Autora z perspektywy dwóch najważniejszych państw współczesnego świata, są nie tylko oryginalne, ale przede wszystkim mogą być autentyczną inspiracją dla czytelników a zwłaszcza polemistów. Mimo że w istotnej (w „mniejszej połowie”) nie podzielam diagnoz Autora, ważniejszy jest ów wpływ inspirujący Jego twórczości; jest on również uzasadnieniem dla niniejszych rozważań, które nie są w dosłownym tego słowa znaczeniu notą recenzyjną, lecz są bliższe glossa marginalis.

Autor analizując „Wyścig gigantów” przypomniał i unaocznił odwieczny problem „zużywania się państw”, a zwłaszcza tzw. wielkich mocarstw. Im jakieś państwo chce odgrywać większą („światową”) rolę, tym większy historyczny, globalny i codzienny koszt funkcjonowania owego mocarstwa oraz szybszy proces jego zużycia sił i zasobów. Przypomnę, że owo „zużycie” rozumiem zarówno w sensie dosłownym (zużycie zasobów ekonomicznych, zubożenie będące skutkiem finansowania zbrojeń oraz prowadzonych wojen, bezpowrotne utrata pokoleń w wyniku wojen zaborczych oraz zasiedlania podbitych terenów, które prędzej czy później będą utracone), jak i pewna metafora: każdy twór organizacyjny lub społeczny zużywa się w tym sensie, że z czasem osłabia swoją siłę i chęć przetrwania („starzeje się”).

Obecnie jeden z dwóch światowych gigantów już przegrał swoją zdolność odtwarzania najszerzej pojętych zasobów, które mogą być zużywane dla podtrzymania jego dotychczasowej mocarstwowości jako lidera światowego. W młodszym pokoleniu, które za kilka lub kilkanaście lat będzie już decydować o wizerunku tego państwa oraz wszystkich w populacji wyborców ilościową przewagę mają mniejszości etniczne (już są większością). Pozwolę sobie w związku z tym przypomnieć oczywistą prawdę, że najważniejszym „zasobem”, który jest „zużywany”, są oczywiście ludzie, którzy muszą chcieć (dobrowolnie czy pod przymusem) realizować – w wojnie i pokoju – światową misję danego państwa. Tak jak Grecy bez sensu „zużyli się” w czasie Wojen Peloponeskich, a my utraciliśmy kilka „pasjonarnych” pokoleń w wojnach XVII wieku, tak Stany Zjednoczone roztrwoniły swoje siły w dwóch wyjątkowo głupich i całkowicie niepotrzebnych – zwłaszcza z punktu widzenia agresora – wojnach (Indochiny i Afganistan). Gdy wielkie mocarstwo (i nie tylko mocarstwo) w ciągu sześćdziesięciu lat przegrywa dwie największe wywołane przez siebie wojny pod rząd, z czego na owe wojny poświęca połowę tego okresu (czas bezpowrotnie utracony), w dodatku walcząc z państwami małymi i w sumie nieważnymi („dalekie kraje, o których niewiele wiemy” – jak mawiał pewien brytyjski premier pod koniec lat trzydziestych zeszłego wieku), będąc w tym czasie ekonomicznym i militarnym liderem w świecie – mogą wzbudzić się zasadne wątpliwości co do realnej siły owego mocarstwa.

Państwo to już nie wywoła kolejnej wojny i nie będzie (jak samo twierdzi) „walczyć na dwa fronty” – jednocześnie z Chinami oraz z Rosją. Więcej – będzie chciało uniknąć bezpośredniego lub pośredniego ataku i być może los będzie dla niego litościwy. A jak będzie w przyszłości – zobaczymy. Być może kolejna mała, równie przegrana wojna skończy się dlań kompletną katastrofą.

Tymczasem drugi ze współczesnych gigantów nie tylko nie zużył się, ale pomnaża zasoby niezbędne dla prowadzenia ekonomicznej ekspansji, którą już wygrał. Należy zgodzić się z Autorem, że paradoks współczesnego sporu między CHRL i USA ma swoją genezę w strategicznym błędzie polityki amerykańskiej zapoczątkowanej przed pięćdziesięciu laty przez sekretarza stanu H. Kissingera, który chciał „wyhodować” w komunistycznych Chinach wroga Związku Radzieckiego. Los często obdarza ambitnych polityków w dwojaki sposób: daje im szanse zrobienia zarówno rzeczy wyjątkowo istotnych jak i wyjątkowo głupich. Zorganizowanie nieco lepszego wizerunku klęski w wojnie z „małym Wietnamem” było sukcesem a polityka chińska początkiem historycznej amerykańskiej katastrofy; dziś pierwszą potęgą przemysłu świata jest państwo nawet z nazwy „komunistyczne” i powinni zauważyć to wszyscy wyznawcy obowiązujących wierzeń na temat „wyższości” liberalnej gospodarki kapitalistycznej. Chiny wygrają swoją wojnę i XXI wiek będzie ich stuleciem. Nie są to jakiekolwiek proroctwa, lecz realistyczna prognoza: ich jedyny przeciwnik strategiczny jeszcze długo będzie uwikłany w swoje problemy wewnętrzne, których obiektywnie nie jest w stanie rozwiązać. Na pewno nie będzie już dominacji „białej Ameryki”, którą ukształtowała estetyka ostatnich stu lat.

Książka Profesora Pomykały powinna być zalecaną lekturą dla całej klasy politycznej, która nie umie wyzwolić się z nieaktualnych już schematów („strategiczny sojusz” z państwem, które może przegrać swoją wojnę nie jest najlepszym pomysłem). Musimy poszukiwać nowych diagnoz oraz spróbować sformułować nowe prognozy w świecie, w którym główna oś światowego sporu będzie przebiegać przez Pacyfik, a my jesteśmy w strefie wpływów („protektoracie”) strony słabszej, która być może wycofa się z części dotychczasowego dominium.

Poprzedni

Polityczne matactwo zamknięte w fortepianach

Następny

Pożegnanie