22 listopada 2024
trybunna-logo

Upadek Najwyższej Izby

Obejmując urząd nowy członek Europejskiego Trybunału Obrachunkowego zobowiązany jest złożyć uroczyste ślubowanie przed pełnym składem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Ceremonia ślubowania ma charakter publiczny, w obecności przedstawicieli Parlamentu, Komisji Europejskiej i mediów. Jeden z fragmentów roty ślubowania brzmi następująco:
„Ślubuję uroczyście nie przyjmować żadnych instrukcji od rządu, partii politycznych ani innych instytucji oraz nie ubiegać się o takie instrukcje”.
Ślubowanie jest publiczną deklaracją kierowania się w wypełnianiu obowiązków audytora zasadami obiektywizmu i niezależności, gdyż te dwa przymioty (prócz oczywiście profesjonalizmu) decydują o generalnej wartości audytora jaką jest wiarygodność. Niezależność, obiektywizm i profesjonalizm audytora to więc podstawowe międzynarodowe standardy audytu zapisane już w słynnej Deklaracji INTOSAI z Limy (1978), oczko w głowie i bastion każdego szanującego się najwyższego państwowego organu kontrolnego.
W praktyce z tą niezależnością bywa różnie. Na ogół politycy nie doceniają fachowego, zewnętrznego audytu dla prawidłowego funkcjonowania państwa i często zainteresowani są wyłącznie możliwością użycia ustaleń kontrolnych do bieżącej młócki politycznej. Również władza wykonawcza ma tendencje do wpływania na wyniki kontroli bądź traktowania zewnętrznej kontroli jako dopustu bożego. Dlatego wiarygodność najwyższego organu kontrolnego w państwie w decydującej mierze zależy od tego organu, od jego aktywności i determinacji w obronie swojej niezależności. Państwowe najwyższe organy kontrolne wspierane są w tej codziennej walce przez międzynarodowe organizacje jak INTOSAI czy EUROSAI, które ustanawiając międzynarodowe standardy dostarczają im stosowych argumentów.
W minionych czterech latach dyskusja w polskich mediach o polskim najwyższym organie kontroli (NIK) koncentrowała się wokół dwóch obszarów: bieżące wyniki kontroli i domniemane afery Prezesa NIK. Pilnie śledziłem wystąpienia publiczne polityków rządzącego ugrupowania, zarówno wówczas, gdy domagali się dymisji Prezesa Kwiatkowskiego jak i wówczas, gdy już było jasne, że do zmiany na tym stanowisku dojdzie w normalnym trybie ustawowym. Mówiąc wprost interesowało mnie czy nowa władza publicznie wykaże zrozumienie znaczenia niezależności NIK dla państwa i czy zadeklaruje działania dla jej ochrony. Nic takiego nie nastąpiło. Żaden polityk PiS, czy to Marszałek Sejmu, Prezydent, czy nawet „naczelnik państwa”, nigdy oficjalnie nie zająknęli się nawet na ten temat. W świetle niebywałych afer wokół Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa taka wstrzemięźliwość musiała budzić najgorsze obawy o przyszłość jednego z instytucjonalnych filarów demokratycznego państwa – Najwyższej Izby Kontroli i to w jubileuszowym roku 100-lecia jej działalności. Jakiekolwiek nadzieje, że może będzie inaczej rozwiał wybór nowego Prezesa Izby. I nie chodzi tylko o to, że NIK wpisana została na listę PiS-owskich łupów wojennych. Chodzi o coś większego, o to, że wybór ten w sposób modelowy niemal zaprezentował formułę polskiego państwa, której hołduje Jarosław Kaczyński i jego Grupa Trzymająca Władzę i którą zdecydowani są realizować wszelkimi sposobami. Najdobitniej problem ten wybrzmiał w wystąpieniu Mariana Banasia, świeżo wybranego przez Sejm Prezesa NIK, na forum Senatu podczas „debaty” nad wymaganą Konstytucją zgodą izby dumania na ten wybór. Wystąpienie to zupełnie nie zostało zauważone przez media, co podkreśla tylko postępującą znieczulicę opinii publicznej na proces rujnowania polskiego państwa.
Trzeba powiedzieć wprost: wystąpienie Mariana Banasia, wstępującego Prezesa Najwyższej Izby Kontroli przed Senatem w dniu 30.sierpnia b.r. nie mogę inaczej nazwać jak skandalicznym i powodem do poważnych obaw o przyszłość Polski. I nie chodzi już tylko o to, że było ono nieskładne, niewolne od błędów gramatycznych, składniowych i logicznych – jednym słowem, że od strony formalnej było na poziomie nie licującym w żaden sposób z powagą NIK i wysokim poziomem kultury językowej, której Izba przez lata się dorobiła. Nie chodzi też o to, że osoba Pana Banasia swoim formatem do pięt nie dorasta takim prezesom NIK jak prof. Walerian Pańko czy prof. Lech Kaczyński. Ważne jest to, co Pan Banaś w swoim pierwszym publicznym wystąpieniu w roli Prezesa Najwyższej Izby Kontroli powiedział, a jeszcze ważniejsze jest to, czego nie powiedział. Stanowisko Prezesa NIK należy do tych nielicznych w państwie, jak Prezydent, Premier, Marszałek Sejmu czy Prezes NBP, którego wypowiedzi publiczne są (powinny być) istotne, których się słucha i które są analizowane. Nie mogła o tym nie wiedzieć osoba, która chwali się swoją wieloletnią praktyką w NIK.
Wystąpienie Prezesa Banasia (dostępne na stronie internetowej Senatu oraz, z kronikarskiego obowiązku jako dodatek do tego wpisu) ma bardzo charakterystyczną formę i układ. Jest więc to rzadko spotykana forma autolaudacji, jakby nie było nikogo innego, kto o cnotach Prezesa chciałby Senat poinformować. Już w pierwszym zdaniu, Prezes podkreśla zaszczyt jaki go spotkał, zupełnie nie wspominając o przyjętej na swoje barki odpowiedzialności. Cóż, zaszczyty – rzecz najważniejsza i jak widać jedyna. Zaszczyt, który spłynął na Pana Banasia traktuje on jako nagrodę za swój życiorys opozycjonisty z czasów Polski Ludowej, gdyż to jest przez niego wybite na pierwszym miejscu wśród czterech argumentów, które jego zdaniem przemawiają za zdobyciem tego zaszczytu. Kolejnym argumentem w autopromocji jest oczywiście deklaracja głębokiego patriotyzmu połączona z publicznym wyznaniem głębokiej wiary w Boga oraz uznanie Go za źródło prawdy. To bardzo ważne wyznanie, gdyż założyć należy, że teolog z wykształcenia uznaje tym samym prymat „prawa boskiego” nad „prawem ludzkim” – co w ustach Prezesa NIK musi niepokoić szczególnie. Do tej pory źródłem prawdy o państwie były ustalenia inspektorów Najwyższej Izby Kontroli na podstawie szeregu kryteriów, z których najważniejsze to kryterium legalności, czyli zgodności z obowiązującym prawem (ludzkim). Czyżby od dzisiaj źródłem prawdy o państwie były objawienia? Czyje?
Trzecim (nie pierwszym!) argumentem jest jego przygotowanie merytoryczne, które sprowadził do „ponad dwudziesty lat pracy w NIK” i ścieżki formalnego awansu. Żadnych konkretnych, własnych osiągnięć kontrolerskich nie było?
Najbardziej charakterystyczny jest argument czwarty: wyznanie głębokiej wdzięczności znacznie przekraczające granice uległości Prezesowi PiS i pisowskim posłom za zaufanie.
Czego Pan Prezes – wieloletni pracownik NIK – nie powiedział? Ano właśnie nie powiedział ani słowa o niezależności Najwyższej Izby Kontroli i niezależności jej kontrolerów ani o staraniach przestrzegania najwyższych, międzynarodowych standardów kontroli – co w świetle okoliczności jego wyboru było szczególnie ważne.
Głęboki niepokój budzić musi również wizja zadań NIK pod kierownictwem nowego prezesa. Zabrakło w niej wspierania Sejmu w wypełnianiu jego konstytucyjnego obowiązku kontroli działania rządu i jego agend. Znalazł natomiast Pan Prezes czas i miejsce, aby zadeklarować zadania NIK jako narzędzie PiS (władzy politycznej i wykonawczej) do realizacji jego strategicznych planów i „przeciwdziałania wszelkim zmianom w złym kierunku”. To już brzmi naprawdę groźnie.
Najwyższa Izba Kontroli w swojej najnowszej historii nie miała szczęścia do polityków tego formatu, którzy przed stu laty stworzyli jej fundamenty. O swoją niezależność zawsze musiała walczyć. Dzisiaj widać wyraźnie, że i ta reduta demokratycznego państwa upadła.
Nie z małostkowości, ale dla pełnego obrazu nowego Prezesa NIK dwie uwagi szczegółowe.
Prezes Banaś chwali się, że był doradcą w rządzie Olszewskiego. Po prawdzie był doradcą Antoniego Macierewicza w tym rządzie, ale widać – trochę dzisiaj wstyd…
Prezes Banaś za główne merytoryczne uzasadnienie swojej prezesury podaje „ponad 20 lat pracy w NIK”. W Izbie znajdzie się kilkaset osób o stażu nie krótszym. Rzecz jednak w tym, że faktycznie Pan Banaś przepracował w NIK fizycznie około 15 lat – przez resztę czasu pracował „na oddelegowaniu z NIK” w jednostkach rządów PiS. 25% „pomyłki”, a właściwie świadomego wprowadzenia w błąd w ustach Prezesa NIK nie może wróżyć niczego dobrego.

 

Poprzedni

Snowden: strach, rany boskie, strach

Następny

Radźcie sobie sami

Zostaw komentarz