Jarek Ważny
Proste recepty i rozwiązania lubię. Uważam, że to nie tyle świat jest skomplikowany, co ludzie go niepotrzebnie komplikują. Robią to zazwyczaj dlatego, że tylko nieliczna grupa posiądzie umiejętność objaśniania skomplikowanego świata maluczkim, dzięki czemu będzie mogła robić co jej się żywnie podoba-w imieniu prawa. Jak w przypadku systemu podatkowego; im bardziej skomplikowany, tym państwo bardziej skorumpowane i niewydolne.
Adrian Zandberg, mówiąc o przedsiębiorcach którzy uciekali do rajów podatkowych a teraz chcą pomocy polskiego państwa w obliczu zarazy ma rację i jej nie ma jednocześnie. Bo sprawa z pozoru jedynie wydaje się prosta w obsłudze. Powiedział niedawno lider Razem, że ten kto płacił podatki poza Polską, a dziś chce, żeby polski rząd zwolnił go z danin na rzecz ZUS-u itp. powinien raczej zwrócić się o pomoc do rządu kraju, w którym odprowadzał podatek dochodowy. I to jest rzeczywiście, proste i jasne postawienie sprawy, które ja szanuję i doceniam. Żadne tam, wicie-rozumicie, ogrodziwszy, w innych okolicznościach, to i może. Nic z tych rzeczy. Jasny, prosty i brutalny przekaz. Nie wspierałeś Państwa podatkami, teraz ono nie będzie wspierać Ciebie. Giń. Jest jednak jedno ale.
Ludzie mają w naturze asekuranctwo. Boją się niepotrzebnego ryzyka i starają się unikać niepewnych sytuacji. Zwłaszcza, jeśli idzie o własne pieniądze. Są oczywiście oszuści i nałogowi hazardziści, uzależnieni od giełdy i przekrętu, ale w większości, ludzie nie lubią ryzykować utraty tego, na co ciężko pracowali. Przedsiębiorca zakłada firmę. Pracuje na jej dobrostan pół życia. Kiedy zaczyna wychodzić na prostą, bo miał to szczęście, że nie zbankrutował w początkach jej działalności, do gry wkracza państwo z maszynką fiskalną, żeby ogolić człowieka, tak jak baca goli owce na hali. Przedsiębiorca może zacisnąć zęby i dać się strzyc pod włos, licząc, że może tym razem nie będzie za bardzo bolało. Ale boli zawsze. Co miesiąc. Na początku bolało bardzo, a teraz już tylko boli. Państwo strzyże równo z trawą. Gdyby był mikroprzedsiębiorcą albo wielkim molochem, miałby to gdzieś. Ale że jest średniej wielkości graczem z ambicjami, to musi coś zrobić. Inaczej go zjedzą. Postanawia, że nie będzie się dawał więcej golić. Rejestruje działalność na Antylach Holenderskich. Płaci tam śmieszny podatek w stosunku do tego, co musiałby zapłacić u nas. Zarabia, bo, do ciężkiego wała, od tego jest. Daje ludziom robotę. A że nie daje do aparatu administracyjno-urzędniczego tyle, ile aparat chciałby przeżreć, choć i tak nigdy nie będzie nasycony-to, w moim odczuciu, czyn ze wszech miar patriotyczny. Im szybciej bowiem ta hydra fiskusowa padnie, tym ludziom więcej pieniędzy zostanie w kieszeni.
Nie jest więc do końca tak, w moim odczuciu, że przedsiębiorca ucieka z podatkami dlatego, że chce stawiać dla siebie kolejne pałace, a ludziom płacić miską ryżu. Oczywiście, nie ma się co czarować, są u nas i tacy. Dzieje się tak dlatego, że to Państwo wypycha człowieka z rynku swoimi półmafijnymi działaniami. Każe żyłować się i płacić wysokie daniny-z roku na rok wyższe. Nie dziwota, że ludzie płacić nie chcą. Przekonywanie ich argumentem, że z tego co zapłacą, sfinansuje się żłobki, przedszkola i nowe drogi to pustosłowie. Ludzie, jeśli mają oczy, widzą, na co idą ich podatki. Na kolejne urzędy, urzędników, na pensje dla nich i roczne nagrody. Nic więc w tym dziwnego, że nie chcą płacić na darmozjadów. Sam, rok w rok, dokładam do interesu. Co roku więcej. Nie kombinuję z odliczeniami, ale zaczynam się nad tym zwolna zastanawiać, bo żeby nakapać do skarbca tyle, ile poborca wyliczy, muszę w roku zagrać kilka-kilkanaście koncertów za darmo. A jakbym miał taki malutki interes na Barbadosie…
Sama procedura wyrejestrowania i jej czasochłonność mnie przeraża. Państwo mam akurat w głębokim poważaniu. Jeśli jednak moje dochody byłyby o jedno zero większe, poważnie bym się zastanowił nad zmianą kraju w którym płacę podatek.
Trudno mieć pretensję do człowieka, że nie chce się dawać okradać złodziejowi. Trzeba raczej robić tak, żeby złodzieja zresocjalizować i uczynić z niego sumiennego buchaltera, co to zabiera tyle, żeby starczyło na szkoły, drogi i posiłki dla biednych, ale nie więcej. To już robota dla polityków. A granie na państwowym, patriotycznym bębenku nie jest akuratnie dobrą melodią do tej zmiany.