16 listopada 2024
trybunna-logo

Uchodźcy kontra Kapitał

Ci wstrętni okupanci

uchodźcy Litwa

W telewizji, Internecie, prasie i w polskich domach toczą się ostatnio dyskusje i spory na temat uchodźców. Wiele razy w czasie tych sporów powtarzają się głosy, żeby przybyszy odsyłać z powrotem do krajów, z których pochodzą i na tym kończyć wsparcie i działania dla poprawy ich położenia. Wydaje się to zresztą postępowaniem humanitarnym – skoro nierzadką reakcją na pojawienie się uchodźców na naszych granicach są nawet apele o strzelanie. Warto jednak zastanowić się „na poważnie” nad spójną i konsekwentną strategią dotyczącą uchodźców.

Nie tylko ze względu na wagę społeczną problemu i jego rosnące znaczenie, ale także dlatego, że skuteczna walka w ich obronie to dla lewicy bój o tożsamość, a zatem po prostu istnienie.

W najbliższych latach należy spodziewać się milionów uchodźców zmierzających w kierunku naszych granic. Świadomość ta z trudem lecz nieubłaganie upowszechnia się w Polsce. Potwierdził to zresztą nawet sam premier Morawiecki, kiedy – niebezpodstawnie – straszył Unię Europejską, że w następnych latach w jej kierunku ruszyć może nawet 50 milionów osób. Straszył bynajmniej nie w poczuciu ogólnoludzkiej, społecznej i narodowej troski – straszył niebezinteresownie. Dla prawicowego premiera ultrakonserwatywnego rządu jest to wyłącznie dowód słuszności jego polityki i koronny argument za wznoszeniem muru, pogłębianiem militaryzmu i czynieniem z Polski kraju frontowego i wielkiej fortecy.

Budowa przez Polskę granicznego muru wiąże się jednak z potężnymi i zatrważającymi kosztami i konsekwencjami. Przede wszystkim, jeśli faktycznie w kierunku Polski i Europy ruszą miliony uchodźców, to żadne mury ich nie powstrzymają. Plan PiS-u i polskiej prawicy, który sprowadza się w istocie do budowy muru i obsadzenia go uzbrojonymi ludźmi zakładałby po prostu ludobójstwo na niesłychaną skalę. Już teraz Polska łamie Powszechną Deklarację Praw Człowieka, Konwencję Genewską i Kartę Praw Podstawowych UE, które jednoznacznie chronią uchodźców i zakazują pushbacków oraz dają każdemu zainteresowanemu prawo do złożenia wniosku o azyl i pobyt. Rząd i jego służby bez wahania naruszając prawo szykują nam Polskę wiecznego stanu wyjątkowego i godziny policyjnej z młodzieżą paradującą po ulicach z bronią maszynową. Czy to jest Polska, której chcemy i w której będziemy czuli się bezpiecznie?

Jest też kolejna, skrajnie niebezpieczna strona tego medalu. Wbrew temu, co głosi prawicowa propaganda większość zamachów terrorystycznych ma charakter odwetowy. Jak pisał francuski socjolog i filozof Jean Baudrillard – szerszemu odbiorcy znany jako autor, którego dzieła były inspiracją popularnego „Matriksa” – terroryści działają po to, aby dać świadectwo oporu wobec globalizacji – zakwestionować przemiany, które nie wszystkim przynoszą rozwój, dobrobyt i konsumpcyjne zadowolenie. Ale takie świadectwo jest każdorazowo niejako „przyklejone” do rzeczywistości, to znaczy wywołane przez konkretne zdarzenie posiadające pewne społeczne znaczenie. Ostatnimi czasy miliony osób na całym świecie oglądały polskich mundurowych stosujących siłę wobec uchodźców. Do aktów agresji doszło nawet wobec dziennikarzy. PiS nie wpuścił też dziennikarzy do strefy przygranicznej, co jeszcze bardziej pogorszyło odbiór Polski w mediach zagranicznych, które bez ograniczeń relacjonowały przebieg zdarzeń z białoruskiej ziemi. Tworzy się więc wyjątkowo negatywna opinia na temat Polski i tworzą się warunki, w których akty terroryzmu mogą stać się dla nas realnym zagrożeniem. To także może być ceną za nieludzkie traktowanie tysięcy ludzi. Powtórzmy: rząd i jego służby szykują nam Polskę żyjącą w strachu przed zamachami bombowymi i kierowcami samobójcami na świątecznych jarmarkach. Czy to jest Polska, której chcemy i w której będziemy się czuli bezpiecznie?

Podstawową strategią pomocy uchodźcom powinna być strategia odbudowy i pomocy dla zagrożonych regionów. Jak wiemy dzięki badaniom i analizom biur ONZ i nie tylko – głównymi przyczynami uchodźstwa są: zmiany klimatyczne, nierówności i bieda, zachodnie interwencje militarne i miejscowe konflikty. Pomagać trzeba przede wszystkim na miejscu. I jeśli Europa chce by uchodźcy przestali ku niej zmierzać, musi stworzyć kompletny program rozwojowy dla wielu państw świata. Lewica musi o taki program walczyć, bo przecież wiemy doskonale, że w zdominowanej przez prawicowe i kapitalistyczne ideologie Unii Europejskiej niewielu będzie chciało wydać choć grosz na pomoc dla jakichś „obcych”. Zachód nie chce wydawać pieniędzy, bo jego aktywność na Bliskim Wschodzie to w zasadzie działalność o charakterze kolonialnym. To Zachód ma zarabiać a nie płacić.

Ostatnią kwestią jest to, jak życie w rzeczywistości rodem z „Doktryny szoku” Naomi Klein wpłynie na lewicę. W sławnej książce „Doktryna szoku” z roku 2007 Klein pokazuje, jak państwa kapitalistyczne wykorzystują klęski żywiołowe i rozmaite kryzysy, które często same wywołują. Otóż dla lewicy będzie to miało konsekwencje fatalne. W określony sposób interpretując kryzys graniczny rząd pragnie jednoczyć społeczeństwo wokół projektu faszyzującego militaryzmu ponieważ wie, że tylko skrajna prawica będzie odpowiednim i wiarygodnym w oczach społeczeństwa rzecznikiem takiej ideologii. Nie bez powodu najnowszym sojuszem parlamentarnym jest sojusz Prawa i Sprawiedliwości z Konfederacją. Zwróćmy uwagę, że Polską rządzi już obecnie nacjonalistyczna prawica połączona ideologią i interesami z neokonserwatywnymi i faszyzującymi narodowcami. Zgodnie z koncepcją doktryny szoku wizja zagrożenia ze strony sprowadzających na nas śmiertelne niebezpieczeństwo uchodźców posłużyła do faszyzacji polityk rządowych. Kilkanaście tysięcy uchodźców stało się wystarczającym argumentem dla życia w atmosferze stanu wojennego i dla powszechnej mobilizacji w nacjonalistycznej jedności. Oznacza to zamykanie ust i uznawanie za zdrajców wszelkich krytyków rządu i jego polityk, szczególnie krytyków lewicowych. Oznacza to także absurdalną decyzję o budowie muru granicznego i podnoszeniu wydatków na zbrojenia w sytuacji załamania się systemu ochrony zdrowia i rosnącego ubóstwa, spadającej dzietności i coraz krótszej długości życia. Realnym niebezpieczeństwem jest także podatność znacznej części opinii publicznej na prawicowe strachy. Wynika to z wielu przyczyn, z których dwie wydają się być najistotniejsze: po pierwsze, żyjemy w okresie skumulowanego zagrożenia (pandemia, kryzys klimatyczny, itd.) i poziom strachu społecznego jest bardzo wysoki. Po drugie, Polacy przez dziesięciolecia poddawani bezwzględnej polityce skrajnych liberałów są nieufni i pełni obaw o skromne efekty małej stabilizacji ostatnich lat. Stąd zatem ucho przychylne nacjonalistycznej prawicowej polityce.

Nie jest to polityka ani wrażliwość lewicy. Dlatego lewica z całą stanowczością musi odcinać się od takiej ideologii i krytykować taki program. Alternatywą jest pomaganie uchodźcom, rozmawianie z sojusznikami i wszystkimi sąsiadami o tym, jak im pomóc, dzielenie się odpowiedzialnością oraz tworzenie programów pomocowych. Nie możemy udawać, że ludzie, którzy toną w morzu lub giną na zniszczonym wojnami Bliskim Wschodzie czy w Afryce umierają na własne życzenie. Nie możemy, ponieważ fundamentem lewicowej wrażliwości jest szczery internacjonalizm, międzynarodowa solidarność ludzi pracy. Powody, dla których uchodźcy podróżują ku Europie są racjonalne i mają sens. Czy zachowalibyśmy się inaczej, gdyby nasz kraj był dotknięty wieczną wojną domową i nie dawał żadnej nadziei nie tylko na lepsze życie ale wręcz na przeżycie? Poszukiwanie lepszego miejsca do życia nie jest zbrodnią, jest oczywistością. A przede wszystkim znacząca część negatywnych zjawisk w krajach poddawanych kolonizacji ma właśnie kolonialne przyczyny i odpowiedzialność za to ponosi imperialistyczny Zachód.

W 1870 roku Karol Marks zajmował się bliźniaczo podobną kwestią. Był to okres, kiedy dotknięta głodem, spauperyzowana i znajdująca się w opłakanej sytuacji ekonomicznej Irlandia na masową skalę dostarczała siłę roboczą dla Anglii. Tysiące ludzi pracy z Irlandii zalewało Anglię i obniżało wynagrodzenia robotników angielskich. Nic dziwnego, że angielscy robotnicy żywili wobec nich niechęć i odczuwali wrogość wobec „kradnących im pracę” imigrantów. Widział to także Marks, który podkreślał, że pojawienie się pracujących z Irlandii wiązało się z korzyścią dla angielskiej klasy właścicielskiej, która odtąd mogła obniżać wynagrodzenia swoim angielskim pracownikom. Winą za ten stan rzeczy Marks nie obarczał jednak irlandzkich imigrantów. Zamiast tego pisał o sztucznych sprzecznościach i ksenofobii podsycanej przez rząd, media oraz systemowych propagandzistów.

Bo w kapitalizmie tylko pozornie problemem jest „zbyt mała liczba pieniędzy” czy „za mało domów”. Realnym problemem są wyzysk oraz skąpstwo klas panujących, które każdą sytuację starają się obrócić w zysk, a pomoc ludziom w potrzebie i uczciwe, godne płace dla wszystkich odrzucają jako nierynkowy i nieopłacalny wymysł, hojnie dotując jedynie tych, którzy im służą. Gdyby było inaczej, musielibyśmy uwierzyć, że Polski nie stać na większe nakłady na zdrowie i że musimy bić rekordy w nadmiarowych zgonach. A przecież zdecydowanie lepiej jest w wielu znacznie biedniejszych państwach świata. Dla porównania: liczący 97 milionów mieszkańców Wietnam zanotował dotąd ledwie ¼ polskich zgonów na COVID-19 i dużo mniej „zgonów nadmiarowych” (tzn. ofiar paraliżu systemu zdrowia i celowego oszczędzania na zdrowiu publicznym). Musielibyśmy wierzyć prawicy, że wojskowość, tarcze biznesowe, wydatki na kościół i TVPiS są ważniejsze niż zdrowie i życie. Musielibyśmy wierzyć, że jedyną patriotyczną metodą jest budowanie zasieków oraz stosowanie niezgodnych z prawem, okrutnych pushbacków. Socjaliści nie wierzyli w to już 150 lat temu. I nie widzę powodu, dla którego my mielibyśmy uwierzyć w to teraz.

Żyjąc w społeczeństwie kapitalistycznym tak naprawdę wszyscy jesteśmy uchodźcami. Wszyscy stale szukamy lepszych zarobków, lepszej opieki zdrowotnej czy bezpieczniejszego życia, spokojnej starości bez lęku o następny rachunek za gaz. Wszyscy odczuwamy też deficyt opieki. Wszyscy w kapitalizmie czujemy się niczym nieproszeni „roszczeniowcy”: wiecznie ciułający i tytanicznie harujący na elementarne potrzeby i sprawy: zdrowe uzębienie, przyzwoite pożywienie, jakiś dach nad głową, wykształcenie dla nas i naszych dzieci. Uchodźcy robią dokładnie to samo. Globalny kapitalizm umieścił ich jednak w dużo gorszym miejscu na planszy. Ten sam system chce byśmy pomagali mu w walce przeciw innym i przeciw sobie.

Bo interesy uchodźców są interesami nas, ludzi pracy. A system stosujący nieludzkie metody na zewnątrz zawsze stosuje je również w swoim wnętrzu. Mury i strzelanie do uchodźców oraz bezlitosna eliminacja „swoich” biednych i chorujących, których nie stać na prywatne leczenie, czy rejestrowanie ciąż „swoich kobiet” znajdują się w jednym i tym samym pakiecie – pakiecie nacjonalistyczno-faszystowskiej władzy. Historycznie sztuczne fantazje na temat wroga zewnętrznego zawsze podsycały prześladowania wrogów wewnętrznych.

Wierzę jednak, że naprawdę mało kto pragnie żyć w ksenofobicznej bazie wojskowej, o której marzy rządzący Polską sojusz-reżim sił skrajnie prawicowych. Na dłuższą metę ludzie zawsze wolą czuć się ze sobą po prostu dobrze. To wyjaśnia także dlaczego w zderzeniu z krzywdą i cierpieniem tak wielu mieszkańców Polski zapala zielone światła, wystawia na zewnątrz jedzenie i wodę oraz angażuje się w akcje pomocowe. I to są postawy, z których możemy być dumni. Działania polskiego rządu i polskich służb to natomiast przeciwna strona medalu, to kultura zbrodni przeciw ludzkości.

Poprzedni

Granica bez reporterów

Następny

Podnośmy pensje nierobom