Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zaskarżona w ubiegłym roku przez Bronisława Komorowskiego tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna jest zgodna z konstytucją. Oznacza to, że stołeczne nieruchomości mogą zostać objęte
większą ochroną przed ich zwrotem niż miało to miejsce dotychczas.
Uchwalona pod koniec kadencji poprzedniego Sejmu, zdominowanego przez koalicję PO-PSL, tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna dotyczyła gruntów warszawskich. Jej celem było częściowe uporządkowanie sprawy reprywatyzacji stołecznych nieruchomości – nie wszystkich, ale głównie tych, na których obecnie znajdują się instytucje użyteczności publicznej, takie jak parki, miejskie szpitale, szkoły czy przedszkola.
Ustawa miała rozwiązać problem dzikiej reprywatyzacji, czyli zwracania przez miasto – najczęściej arbitralną decyzją urzędników – nieruchomości ich dawnym właścicielom, ich spadkobiercom albo tym, którzy nabyli od nich (?) prawo własności działek w Warszawie. Przewiduje ona m.in. prawo pierwokupu przez miasto tego rodzaju nieruchomości oraz wyklucza ze zwrotów tereny, na których znajdują się instytucje użyteczności publicznej. Zamiast zwrotu działek, przewidywała rekompensaty i odszkodowania dla byłych właścicieli bądź ich prawnych następców.
„Mała ustawa reprywatyzacyjna” wzbudziła jednak wątpliwości poprzedniego prezydenta, Bronisława Komorowskiego, który jej nie podpisał, ale zaskarżył ją do Trybunału Konstytucyjnego. Według urzędników ówczesnej Kancelarii Prezydenta, tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna uderzała w interesy dawnych właścicieli, ograniczając ich prawo do odzyskania dawnych nieruchomości w naturze., umożliwiła bowiem władzom Warszawy odmowę uzyskania prawa do gruntu, jeśli jest on wykorzystywany na cele publiczne albo został przekazany w użytkowanie wieczyste. Byłemu prezydentowi nie spodobał się również zapis przewidujący umorzenie postępowania reprywatyzacyjnego, jeśli nie ma możliwości ustalenia stron postępowania bądź ich adresów. Zastrzeżenia byłego prezydenta wzbudził też zapis o zamykaniu roszczeń do tych nieruchomości, o które od zakończenia drugiej wojny nikt się nie upomniał.
Kontrowersyjna decyzja Komorowskiego
Ta decyzja Komorowskiego wzbudziła wiele kontrowersji, bo nie dość, że została podjęta już po przegranych przez niego wyborach, to w praktyce przedłużyła trwanie bałaganu prawnego towarzyszącego procesowi reprywatyzacji. Gdyby prezydent Komorowski skierował ustawę do TK po jej podpisaniu, ta już od roku by obowiązywała, zaś Trybunał odniósłby się do ewentualnych błędów prawnych i dopiero później byłyby one naprawiane. Jak dziś wiemy, TK orzekł, iż zastrzeżenia prezydenta Komorowskiego były nieuzasadnione.
– Sprawa ta ma charakter historyczny na przyszłość, tak można powiedzieć, bo w istotnej mierze problem prawny, który Trybunał rozstrzygnął, symbolicznie kończy II wojnę światową, wojnę napastniczą wydaną przez agresorów Polsce we wrześniu 1939 r. – powiedział szef TK, prof. Andrzej Rzepliński.
Podczas ogłoszenia wyroku nieobecni byli przedstawiciele Sejmu, Kancelarii Premiera, Prokuratora Generalnego, zabrakło nawet reprezentantów ministerstwa, które zajmuje się problemem budownictwa. – Nie jest to lekceważenie Trybunału, jest to lekceważenie konstytucji – ocenił Rzepliński.
Sędziowie Trybunału odnieśli się również do sytuacji lokatorów, zajmujących mieszkania objęte roszczeniami reprywatyzacyjnymi: – Wiele budynków zniszczonych w czasie wojny i następnie odbudowanych przez państwo lub gminy zostało objętych publiczną gospodarka lokalami. Dla lokatorów mieszkań w kamienicach pozostających nadal w zarządzie komunalnym ich oddanie w ręce prywatnych właścicieli oznacza istotną zmianę sytuacji faktycznej i prawnej, a w konsekwencji zdecydowane jej pogorszenie – stwierdziła sędzia TK Małgorzata Pyziak-Szafnicka. – Trybunał nie może pozostać obojętny na liczne doniesienia o działaniu tzw. czyścicieli kamienic, którzy po uzyskaniu użytkowania wieczystego gruntu, i tym samym potwierdzeniu własności budynku, szykanują najemców mieszkań, chcąc zmusić ich do jak najszybszej rezygnacji z najmu i opuszczenia lokalu – dodała.
Z taką opinią nie zgadza się jednak Piotr Ciszewski z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. W rozmowie z „Dziennikiem Trybuna” zaznacza on, iż orzeczenie TK dotyczy ustawy, która nie obejmuje praw lokatorów nieruchomości objętych roszczeniami reprywatyzacyjnymi. – Jest to pewien krok w dobrym kierunku, jednak chroni tylko budynki użyteczności publicznej i tereny objęte planami zagospodarowania. Uratuje to przed prywatyzacją niektóre parki, szkoły czy przedszkola. Lokatorom jednak mała ustawa reprywatyzacyjna nie pomaga. Nadal budynki mogą trafiać z mieszkańcami w ręce prywatne – ocenia i dodaje: – Wątpliwości budzi też możliwość pierwokupu roszczeń przez miasto. To może być duże pole do nadużyć i transferowania pieniędzy z budżetu miasta do prywatnych właścicieli zgłaszających roszczenia. Wycena wartości roszczeń może być bardzo dowolna od 50 zł do milionów zł. Kto zapewni, przy obecnych standardach miejskich urzędników, że nie będą się pojawiały takie dziwacznie zawyżone kwoty? – zauważa.
Porządki w prawie
Proces reprywatyzacji miał naprawić skutki „dekretu Bieruta”, prawa uchwalonego po II wojnie światowej, które miało umożliwić nowym władzom odbudowę kraju ze zniszczeń wojennych. Były one tak wielkie, że do odbudowy kraju oraz stolicy niezbędny był ogromny wysiłek całego społeczeństwa. Urbaniści i architekci nie mają dziś wątpliwości, że taka odbudowa nie byłaby możliwa jedynie wysiłkiem prywatnych właścicieli nieruchomości, bez zaangażowania państwa i całego społeczeństwa. Taką świadomość miały też ówczesne władzy Polski Ludowej, stąd właśnie ów słynny „dekret Bieruta”, na mocy którego władze Warszawy przejęły większość stołecznych nieruchomości, z zastrzeżeniem jednak, że przedwojenni właściciele będą mogli odzyskać swoje nieruchomości pod warunkiem, że spłacą koszty ich odbudowy. Te zaś wzięło na swoje barki całe społeczeństwo – osobiście pracując (społecznie!) przy odgruzowywaniu i odbudowie Warszawy, prowadząc zbiórki społeczne na ten cel oraz utrzymując odzyskane nieruchomości przez kilkadziesiąt lat istnienia Polski Ludowej.
Oczywiście, również wtedy, gdy stolica dźwigała się z gruzów, mimo „dekretu Biureta”, który miał uregulować prawnie sprawę własności i wywłaszczeń, dochodziło do wielu nieprawidłowości. Wynikały one przede wszystkim z bałaganu, jaki powstał na skutek wojny. Mało kto w tym czasie dbał o to, by odpowiednie zapisy i zmiany własności trafiły do ksiąg wieczystych. Znaczna część dokumentacji po prostu zaginęła i nie została odtworzona. Skutki zawieruchy wojennej odczuwamy do dzisiaj, bowiem z powojennego bałaganu w dokumentacji oraz późniejszego, po zmianach ustrojowych zapoczątkowanych w 1989 roku, korzystają nierzadko zwykli oszuści i naciągacze, którzy różnymi sposobami „dowodzą” swoich praw do przejętych po wojnie przez państwo nieruchomości.
Proces reprywatyzacji wzbudza wiele kontrowersji i wątpliwości. Dzięki zaangażowaniu działaczy społecznych, w tym organizacji broniących praw lokatorów, oraz dzięki nagłośnieniu wielu nieprawidłowości przez dziennikarzy, wyszło na jaw, że od lat dochodziło do licznych nadużyć i przejmowania nieruchomości przez ludzi, których obrońcy praw lokatorów otwarcie określają jako „mafię”.
Uwikłani?
Decyzja prezydenta Komorowskiego o skierowaniu tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej do TK była kontrowersyjna nie tylko z prawnego punktu widzenia, ale również moralnego. Ustawa ta dotyczyła zwrotów warszawskich nieruchomości, a dokładniej – przyblokowania tego procesu. Dziś wiemy, m. in. dzięki informacjom zdobytym i ujawnionym przez stowarzyszenie „Miasto Jest Nasze”, że wielu stołecznych urzędników było zamieszanych w nie do końca uczciwe działania reprywatyzacyjne. Korzystali oni z bałaganu prawnego, jaki towarzyszy reprywatyzacji. Zaskarżenie „małej ustawy reprywatyzacyjnej” przez prezydenta Komorowskiego do TK tylko przedłużyło ten czas, z którego mogli korzystać kolejni „odzyskiwacze nieruchomości”. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście fakt, że były prezydent wywodzi się w Platformy Obywatelskiej, której politycy od lat opanowali stołeczny samorząd i decydują o procesie reprywatyzacji.
WAŻNE
W piątek, 29 lipca obrońcy praw lokatorów organizują pikietę pod siedzibą Komendy Stołecznej Policji, pod Pałacem Mostowskich (ul. Nowolipie 2) w Warszawie. Protest dotyczy niewyjaśnionej wciąż sprawy zabójstwa działaczki lokatorskiej, Jolanty Brzeskiej. „Będziemy się domagać wskazania i ukarania osób odpowiedzialnych za zaniedbania w wyniku których wciąż nie wykryto sprawców zabójstwa” – informują obrońcy praw lokatorów. „Kto zatarł ślady zbrodni, kto niedopełnił obowiązków, kto złamał standardowe procedury, kto skłamał z pełnym przekonaniem, że to samobójstwo? Już w piątek przedstawimy jaskrawe nieprawidłowości w działaniach policji w śledztwie dotyczącym zabójstwa Joli Brzeskiej. Pomóż nam je nagłośnić!” – apelują działacze WSL.