29 listopada 2024
trybunna-logo

Tożsamość

Z prof. Rafałem Chwedorukiem, politologiem z Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW rozmawia Magdalena Ostrowska

Magdalena Ostrowska: – Ostatnie protesty opozycji, które doprowadziły wręcz do drobnych starć na ulicach, spowodowane zostały decyzją, która nie miała wiele wspólnego z sytuacją społeczną większości Polaków. Czy gra jest warta świeczki?

Prof. Rafał Chwedoruk: – Protesty, z jakimi mamy do czynienia w ostatnich dniach, to bardziej przerost formy nad treścią, niekiedy wydają się one sztucznie nakręcane. Nie zapominajmy, że w demonstracjach uczestniczyło kilka, może kilkanaście tysięcy osób w kilku ośrodkach w Polsce, co w skali całego kraju oznacza znikomy procent. Nie są to więc protesty masowe. Zaostrzony spór między władzą a zorganizowaną opozycją tak naprawdę obnażył nieudolność zarówno strony rządzącej, jak i opozycji. Jedni i drudzy zdają się dość nieporadnie poruszać w obecnej rzeczywistości. Z jednej strony, obóz władzy nie powinien w taki sposób prowokować do kolejnych protestów. To, co zrobili w ostatnich dniach było zupełnie niepotrzebne i już zaczęto się wycofywać choćby z planów ograniczenia obecności i aktywności dziennikarzy w parlamencie. Zamiast więc prowokować kolejne protesty takimi gestami, PiS powinien raczej skupić się na przedstawianiu sukcesów swojego rządu, co próbowała robić premier Beata Szydło w swoim ostatnim wystąpieniu, kiedy wymieniała realizację, częściową, zapowiadanego w kampanii wyborczej programu społecznego. Tymczasem jedną nieprzemyślaną decyzją sprowokowano opozycję do protestów, które przykryły taki przekaz.

W zażegnanie obecnego konfliktu oficjalnie zaangażował się prezydent Andrzej Duda. Na ile wiarygodna była ta inicjatywa? Czy nie jest to tylko gra pozorów?

– Jako głowa państwa prezydent Duda może i wręcz powinien dążyć do takiego porozumienia, ponieważ z jego pozycji ustrojowej wynika, iż powinien stać ponad bieżącymi sporami politycznymi, które znajdują swój wyraz w parlamencie. W sytuacjach kryzysowych to właśnie zadaniem prezydenta jest aktywne włączenie się w taki spór i rola arbitra. Czy zaproponowane przez prezydenta Dudę mediacje między skonfliktowanymi stronami doprowadzą do porozumienia, zobaczymy.

A jak w tym wszystkim widzi Pan Profesor rolę opozycji oraz jak ocenia Pan organizowane przez nią akcje?

– Można niekiedy odnieść wrażenie, iż celem takich akcji jest chęć zaistnienia za wszelką cenę, dążenie do przypominania o swoim istnieniu. Wykluczenie jednego z posłów z obrad Sejmu było jedynie pretekstem do zorganizowania kolejnego protestu, zwłaszcza, że nie był to pierwszy tego rodzaju przypadek w historii polskiego parlamentaryzmu. W przeszłości mieliśmy już do czynienia z podobnymi przypadkami, gdy w poprzedniej kadencji Marszałek Sejmu wykluczył z obrad posła Twojego Ruchu, Armada Ryfińskiego, czy jeszcze wcześniej, gdy podobną sankcję zastosowano wobec Andrzeja Leppera. Nie powinniśmy się przejmować takimi sytuacjami, ale w Polsce nierzadko lubimy używać bardzo wielkich słów i lubujemy się w teatralnych gestach. W przypadku rozpoczętego przed kilkoma dniami protestu Komitetu Obrony Demokracji mamy chyba do czynienia z paniczną próbą ratowania owego ruchu, którego formuła zaczęła się ostatnio wyczerpywać. Jest to przede wszystkim próba podjęta przez opiniotwórcze elity, które wiele zainwestowały w powstanie tego rodzaju ruchu, który mobilizowałby opór społeczny przeciwko partii rządzącej.

Coraz więcej ludzi jednak rozczarowuje się KOD-em, przede wszystkim ze względu na jego liderów – zawiadują nim w zasadzie politycy wywodzący się z ugrupowań, które do niedawna sprawowały władzę.

– W przypadku KOD zaczęła mu szkodzić coraz bardziej widoczna rywalizacja między Platformą Obywatelską i .Nowoczesną. Niby jest mowa o wspólnych protestach, o jednoczeniu się opozycji wobec działań realizowanych przez obóz rządzących, jednak faktycznie poszczególni liderzy partii opozycyjnych blokują się nawzajem, rywalizując o rolę jedynego lidera całej opozycji. Poza tym, jeszcze niedawno wydawało się, że powołanie przez PO „gabinetu cieni” będzie oznaczać pewną nową jakość, że jej politycy zajmą się poważną pracą, dzięki której wypracują merytoryczną krytykę obecnego rządu. To właśnie takie działania powinny skutkować lepszym przygotowaniem opozycji do ewentualnego przejęcia władzy, do wypracowania realnej i dopracowanej alternatywy dla obecnego rządu. Tymczasem o wynikach tych prac praktycznie nie słychać. Zamiast tego, główna siła opozycyjna, czyli PO, skupia się na uczestniczeniu w protestach i pokazywaniu się w mediach.

W tych protestach uczestniczy również lewica, która na skutek ostatnich wyborów parlamentarnych w całości znalazła się poza parlamentem. Może jest to dobry sposób na przypominaniu obywatelom o swoim istnieniu?

– Przyłączenie się przez lewicę do protestów, w których prym wiodą środowiska neoliberalne oceniam jako kres jej samodzielności. Pokazywanie się w towarzystwie polityków PO czy .Nowoczesnej, którzy głoszą m. in. potrzebę liberalizacji usług społecznych, takich jak służba zdrowia, edukacja, opowiadają się za wydłużeniem wieku emerytalnego czy osłabienia roli związków zawodowych, jest dla lewicy zabójcze, ponieważ są to postulaty sprzeczne z jej programem. Nie zapominajmy też, że neoliberalna opozycja spod znaku PO (jak i częściowo .Nowoczesnej) w nie mniejszym stopniu niż teraz PiS również głosi hasła antykomunistyczne, uczestniczyła w procesach tzw. dekomunizacji, głosiła kult „żołnierzy wyklętych”, była krytyczna wobec dorobku Polski Ludowej… Pod tym względem nie różni się ona specjalnie od PiS i w znacznym stopniu odpowiada za działania, które uderzały w interesy elektoratu lewicy oraz wartości, które lewicy są bliskie.

Jak więc lewica powinna odnaleźć się w owym sporze?

– Lewica powinna zaznaczać swoją odrębność, nie wyrzekać się swojej tożsamości w imię doraźnej walki politycznej. Powinna pokazać, że różni się zarówno od obozu władzy, jak i neoliberalnej opozycji, zamiast pozwolić się jej wchłonąć i podporządkować. Mogłaby wykazać znacznie dalej idącą krytykę PiS, zamiast iść razem z PO pod dyktando aktualnej koniunktury sondażowej. Zwłaszcza, że nie ma żadnych gwarancji, iż w przypadku ewentualnych wyborów dla działaczy lewicy znajdą się miejsca na listach wyborczych tworzonych m. in. przez PO czy .Nowoczesną. Można w to wątpić.

Coraz częściej słychać jednak o konieczności wcześniejszych wyborów parlamentarnych, może więc lewica próbuje w taki sposób dotrzeć do elektoratu?

– Na razie mamy do czynienia z nawoływaniem do polskiego Majdanu, zapominając chyba, że na Ukrainie był to nielegalny zamach stanu. Był to bunt przeciwko ukraińskim elitom, zawłaszczającym państwo oligarchom, został jednak przejęty przez nazistowskie bojówki, które rozpętały przemoc prowadzącą do wybuchu wojny domowej. Jeżeli to ma być wzorzec dla Polski, to faktycznie możemy zacząć się obawiać o demokrację w Polsce. Na szczęście, wiele wskazuje na to, że młode pokolenie nie poczuwa się do konfliktu, który jest prowadzony w zasadzie przez starsze i średnie pokolenie Polaków, i to po obu stronach.

Jest to więc spór w ramach jednego pokolenia?

– Niektórzy wciąż żyją w podziałach, jakie powstały jeszcze w latach 90. XX w., w podziale na środowiska postsolidarnościowe i postkomunistyczne oraz w rozpoczętym wówczas sporze wewnątrz elit dawnej opozycji demokratycznej. Różnica między nimi polega na tym, że jedni, to mieszkańcy mniejszych i biedniejszych miejscowości – i tych reprezentuje PiS, drudzy zaś to zamożniejsi i lepiej wykształceni z dużych miast, których interesy reprezentuje PO. Nieuchronnie następuje jednak zmiana pokoleniowa i do głosu coraz bardziej dochodzi pokolenie, któremu ten spór jest obcy. Może to skutkować powstaniem nowej, bądź kilku nowych, formacji politycznych, niewpisujących się w ten stary podział. Przedsmak tego mieliśmy wszak podczas ostatnich wyborów prezydenckich i parlamentarnych, które pokazały znaczące poparcie, szczególnie młodych ludzi, dla Kukiza i stworzonej przez niego formacji. Jeżeli średnie i starsze pokolenie – zarówno polityków, jak i wyborców – nie wróci do rzeczywistości, nie zajmie się realnymi problemami społecznymi, tylko wciąż będzie trwać w dawnych sporach i pretensjach, zostanie po prostu wymiecione z polskiej sceny politycznej. O tych realnych problemach społecznych powinna pamiętać przede wszystkim polska lewica, zamiast dawać się wciągać w spór w ramach obozu postsolidarnościowego.

Poprzedni

Z ogniwem na słońce

Następny

Takie święta…