23 listopada 2024
trybunna-logo

To nie moje święto

100-lecie odzyskania niepodległości nie jest moim świętem. Zdaję sobie sprawę, że państwowość jako taka kiedyś stanowiła ważne narzędzie identyfikacji, budowania tożsamości. Dziś żyjemy w świecie, w którym, choćby na przykładzie Unii Europejskiej, dąży się raczej do znoszenia granic, stawia na wspólnotowy, zamiast na plemienny dyskurs polityczny. Takiego akcentu w obchodach każdego 11 listopada w Polsce brakuje – odkąd sięgam pamięcią.
Być może dlatego prawica tak łatwo Święto Niepodległości zawłaszczyła, czyniąc z niego dzień gadających na biało-czerwonym tle głów w najlepszym razie – a w najgorszym, dzień wyrzucania z siebie stadnej agresji wynikającej z nadpisanej sobie przez prymitywnych osiłków dumy. Dumy, nad którą nie czynią żadnej, choćby najprostszej refleksji – bo gdyby ją poczynili, wiedzieliby, że niszczenie miejskich chodników, drzew, płotów i ławek, nie jest aktem patriotyzmu w najmniejszym stopniu, a jedynie te idee ośmiesza.
Polacy kochają romantyczne zrywy, ale nienawidzą pracy u podstaw i tak było od zawsze.
Wolimy je również upamiętniać – z przytupem. Wiadomo, patriotyzm wyrażający się poprzez nieśmiecenie w lesie, sprzątanie klatki schodowej wspólnymi sąsiedzkimi siłami, wolontariat w hospicjum, płacenie podatków i uczciwe płacenie alimentów, nie są tak spektakularne jak werble i sztandary.
Dziś nie jesteśmy już pod zaborami. Dziś nawet wojen nie prowadzi się już poprzez podbój terytorium i wciskanie młodym pokoleniom czytanek w obcym języku. XXI wiek, rozwój broni nuklearnej, a także nowe narzędzia walki poprzez gospodarcze sankcje nieco przedefiniowały sposoby prowadzenia konfliktów. Unia Europejska natomiast przedefiniowała tożsamość. Nowoczesny Polak to dziś nie ten, który raz w roku macha flagą, ale ten, który uznaje solidarność społeczną, sąsiedzką, ogólnohumanistyczną.
Państwowość, z której dziś można czuć dumę, to taka konstrukcja, która najbiedniejszych jednostek nie zostawia bez pomocy i opieki, nie pozbawia praw. To system, który wklucza. Tego nie usłyszymy 11 listopada. Usłyszymy za to opowieści o bohaterach zbawiających świat na kasztance i o tym, jak bardzo każdy Polak mały ma być dumny ze swojego totemu. Nieważne, że pod tym znakiem wzrastają nierówności, że machanie biało-czerwoną tkaniną w niedzielę nie zapewni chleba w poniedziałek i tylko zwiększy frustrację. Prawdziwa niepodległość zasługująca na świętowanie to taka niepodległość, w której państwo zapewnia swoim obywatelom godny byt, oni zaś odpłacają się autentyczną wdzięcznością: żmudnym patriotyzmem dnia codziennego.

Poprzedni

PiS oddał Warszawę faszystom

Następny

Stawka większa niż polityczne życie

Zostaw komentarz