Do Wrocławia przyjechało 400 policjantów – mówi portalowi gazetawroclawska.pl Łukasz Dutkowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Ma to związek z czwartkowym wybuchem bomby, do którego doszło w autobusie linii 145. Funkcjonariusze szukają mężczyzny, który podłożył ładunek wybuchowy. Po czwartkowym incydencie widać o wiele więcej policjantów na ulicach.
W sobotę policjanci szukali mężczyzny, który podłożył ładunek wybuchowy z pomocą specjalnie wyszkolonego psa tropiącego. Sprawdzono tereny wokół Dworca Głównego PKP oraz blisko dworca autobusowego. Funkcjonariusze patrolują także inne wrocławskie ulice. – Na ulicy Pereca widziałem radiowóz policji należący do Oddziałów Prewencji Policji z… Kielc. Czyżby w związku z ostatnimi wydarzeniami miasto zabezpieczali także funkcjonariusze z innych rejonów Polski – zastanawiają się nasi czytelnicy. Policja patrolowała także ul. Gajową, Świdnicką i Kościuszki. Wstrzymano nawet ruch samochodów. Łukasz Dutkowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu potwierdza, że obecnie we Wrocławiu mamy do czynienia ze wzmożoną czujnością służb. – Do stolicy Dolnego Śląska przyjechało 400 policjantów – mówi Dutkowiak. Przyznaje także, że wrocławianie po czwartkowym incydencie są bardzo wyczuleni w miejscach publicznych i zwracają uwagę na każdą rzecz. – Odbieramy bardzo dużo telefonów od zaniepokojonych mieszkańców – dodaje funkcjonariusz. Od czwartku we Wrocławiu mieliśmy już dwa alarmy bombowe. W piątek na pl. Dominikańskim, a w sobotę na ul. Lotniczej. Zaniepokojeni mieszkańcy zawiadomili policję, kiedy zauważyli pozostawione torby w okolicach przystanków tramwajowych. Na szczęście, w obu przypadkach, skończyło się tylko na strachu. Grzegorz „Cichy” Mikołajczyk, jeden z najbardziej doświadczonych antyterrorystów w Polsce uważa, że lepiej być przewrażliwionym, niż lekceważyć zagrożenie. – Myślę, że czwartkowa sytuacja wiele nauczyła mieszkańców Wrocławia. Jestem przekonany, że złapanie mężczyzny, który zostawił bombę w autobusie, to tylko kwestia czasu – uważa Mikołajczyk.
Gratulujemy optymizmu. Pamiętamy bowiem słynne „zamachy” bombowe w Warszawie sprzed 11 lat. W miejscach publicznych, w tym w metrze, podłożono wówczas kilkadziesiąt podejrzanych paczek. Metro było ewakuowane. Prezydent stolicy, Lech Kaczyński wyznaczył 150 tys. nagrody dla tego, kto pomoże ująć sprawcę lub sprawców. Czy nagroda była za mała, czy co, w każdym razie mimo szeroko zakrojonej akcji ująć nikogo się nie udało. Ale co sobie służby na żywym organizmie miasta poćwiczyły, tego im nikt nie odbierze.