29 listopada 2024
trybunna-logo

Szok?

PO należy do Europejskiej Partii Ludowej skupiającej prawicowe ugrupowania chadeckie i konserwatywno–liberalne. Dlatego dziwić musi zdziwienie wielu zapowiedzią Schetyny, że PO pozostanie partią chadecką i konserwatywno–liberalną.

W 1997 roku Unia Wolności startowała w wyborach parlamentarnych z hasłem „W lewo? W prawo? Zawsze do przodu!”. Pamiętam, jak w trakcie tamtej kampanii kolportowano ulotki Grzegorza Schetyny, wówczas wrocławskiego kandydata tej partii do Sejmu, podczas meczu koszykarzy Śląska. Widniał na nich nieco zmodyfikowany slogan unitów: „W lewo? Nigdy”. Wywiad, jakiego udzielił tygodnikowi „Do Rzeczy” dzisiejszy lider Platformy Obywatelskiej, pokazuje pewną ideową konsekwencję, która w polskiej polityce jest rzadkim zjawiskiem.
Rozmowa z Markiem Migalskim wzbudziła duże emocje, zwłaszcza wśród liberalnej części opinii publicznej, która przyjęła deklaracje Schetyny o przywiązaniu PO do konserwatywno–liberalnego kanonu ze sporą dezaprobatą.
Wątpliwości komentatorów budzi taktyczna racjonalność usytuowania Platformy po prawej stronie, skoro ta część politycznego spektrum została już skutecznie zmajoryzowana przez PiS. Równie wątpliwe wydaje się być wyrażone przez Schetynę w wywiadzie dla „Do Rzeczy” przekonanie, że PO może wygrać z partią Kaczyńskiego na prowincji.
Nie wdając się w te taktyczne rozważania, warto się zastanowić, czy słowa lidera Platformy faktycznie zwiastują przesunięcie tej partii na prawo, jak zdają się sugerować publicyści.
Zacznijmy od tego, że PO zawsze deklarowała swój konserwatywno–liberalny profil ideowy, czego wyrazem jest przynależność do Europejskiej Partii Ludowej (EPP), skupiającej prawicowe ugrupowania chadeckie i konserwatywno–liberalne. Partie liberalne, których program wydaje się być bliski wielu krytykom Schetyny, są afiliowane w innej rodzinie politycznej, którą w Parlamencie Europejskim reprezentuje ALDE.
Po drugie, czy PO faktycznie w ostatnich latach skręciła na lewo? Na pewno tak w porównaniu z pierwszymi latami swego istnienia, gdy różnice między PO a PiS miały charakter głównie towarzyski. Platforma była wtedy dość radykalnym ugrupowaniem o mocno neoliberalnym programie i populistycznej (antyestablishmentowej) strategii. To przesunięcie w ostatnich ośmiu latach polegało na bardziej umiarkowanym, ale wciąż prawicowym kursie.
Schetynie wytknięto, że we wspomnianym wywiadzie z lekceważeniem odniósł się do środowisk LGBT. A czy do tej pory PO dała się poznać jako obrońca praw mniejszości seksualnych? Czy przeforsowała związki partnerskie? Jej politycy szerokim łukiem obchodzili marsze równości. Z badań przeprowadzonych kilka lat temu przez dr Annę Pacześniak wynika, że ponad połowa członków rad regionalnych PO uważa homoseksualizm za sprzeczny z naturą człowieka, ponad 80 proc. jest przeciwna legalizacji małżeństw osób jednej płci.
Symbolem polityki Platformy w sprawie in vitro pozostaje Hanna Gronkiewicz–Waltz i jej pokrętnie tłumaczony sprzeciw wobec finansowania tych zabiegów z budżetu stolicy.
W kwestiach ekonomicznych PO porzuciła radykalną, balcerowiczowską wizję neoliberalizmu na rzecz (wciąż) prorynkowego kursu – bliższego jednak pokryzysowemu realizmowi.
Przez 15 lat swego istnienia Platforma zawsze była partią prawicową, która przeszła po prostu proces deradykalizacji, co i tak stawia ją raczej na prawym skrzydle wśród zachodnioeuropejskich ugrupowań wchodzących w skład EPP. Z rozmowy ze Schetyną nie wynika zresztą, by aktualny szef PO chciał ten proces odwracać.
Lokowanie PO w centrum lub na centrolewicy wynika z przynajmniej trzech rzeczy.
Po pierwsze, ze specyfiki polskiej sceny partyjnej, w której mamy do czynienia z rywalizacją dwóch prawic, w której to PiS uchodzi za tę „prawicową prawicę”.
Po drugie, z życzeniowego myślenia części liberalnej opinii publicznej, która widzi (widziała?) w PO jedyną przeciwwagę dla PiS i chciała (chce?) dopasować tę partię do własnych poglądów.
Po trzecie, z absurdów skupionej na personaliach polskiej debaty publicznej, czego przykładem lansowana przez wielu teza, że tzw. transfery polityków z SLD do PO czynią z tej drugiej partii siłę nieco bardziej lewicową. Tymczasem Dariusz Rosati zawsze był wyznawcą twardego neoliberalizmu, a w sejmowych głosowaniach już jako poseł PO dał się poznać jako kulturowy konserwatysta. Z kolei Bartosz Arłukowicz po akcesie do PO gorliwie kontynuował proces komercjalizacji służby zdrowia, co jest zaprzeczeniem elementarnych wartości lewicy.
Nie wiem, czy nazwanie przez Schetynę rzeczy po imieniu pomoże jego partii, czy też znacząco zaszkodzi. Na pewno pomoże lepiej czytać polityczną mapę Polski.

Poprzedni

Na złość Putinowi odmrozić sobie uszy

Następny

Czemu nie?