Bottle and shots of vodka on white background
Sypie się państwowa kasa zapomogowa, zwana ZUS-em; budżet trzeszczy w szwach, nie dziwota zatem, że co i rusz słyszmy w swoim muzyczny grajdołku, że i nam mają się dobrać do tyłków. Na razie się nie dobrali, ale jak zaczyna brakować ludziom na chleb, to czemu nie sięgnąć po kasę od darmozjadów, co to na dodatek plują na godło i nie kochają ojczyzny.
Nie ma rady. Mus będzie zostać przedsiębiorcą. I to od nowego roku. Mój księgowy napisał do mnie właśnie, że jego zdaniem, w aktualnym stanie prawnym, umowa o dzieło, a na takich zasadach dostaję wynagrodzenie za swoją pracę, nie stanowi tytułu do ubezpieczenia. To akurat mnie nie dziwi. Od zawsze było bowiem tak, że my, ludzie luźni, zarabiający na umowy o dzieło, sami troszczyliśmy się o swoje być albo nie być na starość. Część z kolegów „z branży” odkładała na czarną godzinę na drugi czy trzeci filar, część miała wykupione emerytalne fundusze inwestycyjne, ale lwia część z nas po prostu to olewała i odkładała na konto. Ma się rozumieć, ta część, która miała co odłożyć. Nie trzeba bowiem być specjalnie bystrym i lotnym na umyśle, żeby posiąść wiedzę, że w tym kraju myto oddawane do ZUS-u jest na bieżąco przeżerane i jeśli cokolwiek człowiekowi skapnie na starość z tego co oddał dzisiaj, to będzie to wdowi grosz, który nie starczy nawet na porządny pochówek. No, chyba że się służyło w resorcie, ale i to nie wiadomo, czy za parę lat człowiek nie wejdzie pod nóż za kolaborowanie z Brukselą, czy „tęczową zarazą”. Tak czy inaczej, cała moja artystyczna rodzinka nie miała do Państwa specjalnie pretensji za to, że jej nie obejmuje swoim władczym, opiekuńczym ramieniem, bo i za bardzo nie było się pod co skryć. Raczej przed czym. Wiadomo bowiem, że jak zaczynają majstrować przy umowach, znakiem tego, chcą wyciągnąć od nas pieniądze.
Etatowcy nie mają wyjścia. Oddają zusowski żołd co miesiąc, czy chcą czy nie, a na koniec kwietnia, jeśli mieli to nieszczęście, że wiodło im się w tym kraju lepiej niż biedocie, łupieni są drugi raz, domiarem podatkowy, nazywanym PIT. My, gołodupcy bez etatów, a tym samym państwowej rękojmi na godną emeryturę, bezpłatnej opieki zdrowotnej i dentystycznej, żyjący jak polne koniki, przeżerający swoje gaże i niemyślący o przyszłości, byliśmy do niedawna poza państwowym zainteresowaniem. No bo po co się wikłać w konflikt z małą, ale dobrze słyszalną i rozpoznawalną branżą, która na dodatek potrafi zbuntować młodzież i podburzyć lud na stadionie. Do czasu, aż PiS wymyślił, że przecież cała ta hałastra, która w większości skręca w swym myśleniu na lewo marsz, wcale nie musi być specjalnie traktowana. Tych wszystkich piosenkarzy, pisarzy, filmowców można szybko spacyfikować i zastraszyć, choćby odebraniem państwowego cyca sprzed ust. Można też, i to PiS uczynił kongenialnie, stworzyć sobie własnych artystów i własne zaplecze kulturalno-oświatowe, usłużne i czapkujące władzy. A jak już mamy to pohetane, można dołożyć niepokornym po kieszeni. Np. zmianami w oskładkowaniu umów. Oczywiście, dotknie to też „swoich”, ale ci będą mieli się z czego wyżywić razem z rządem. Można też zawsze podeprzeć się opiniami usłużnych ekspertów, że nie może być tak, że zostawiamy ludzi na pastwę losu; że są poza nawiasem państwowej opieki i socjalu, a tak się wszak, w państwie opiekuńczym, nie godzi. Chcą czy nie, oskładkujemy ich do ZUS-u, i od teraz będą mogli bezkarnie wybrać sobie lekarza pierwszego kontaktu albo pójść na chorobowe. Już to widzę, jak, spowity katarem, przedstawiam L-4 kolegom z kapeli, i odwołujemy trasę, bo jednego zasmerało w gardle, a drugi ma podagrę. A wsadźcie sobie wiecie gdzie, wasze państwowe dobrodziejstwa, mości panowie; wasze renty, zasiłki, wolnizny. Nam dajcie żyć po swojemu i nie zmuszajcie nas do dokładania się do waszego wora bez dna. A jeśli już koniecznie chcecie to zrobić, powiedzcie po imieniu, że system pada i musimy i z was drzeć pasy, bo wy coś jeszcze macie. A takich, na naszym widnokręgu, pozostaje garstka. Wszak nie sięgniemy do posłów, senatorów, nie zabierzemy im trzynastek ani premii uznaniowych. Oni ciężko pracują, nie to, co wy.
Żeby było bardziej światowo, fiskus mówi nam, gołodupcom i darmozjadom spod ciemnej gwiazdy, że składki na ubezpieczenie społeczne, które niebawem staną się częścią umów o dzieło, są zgodne z wytycznymi Komisji Europejskiej, i zgodnie z tymi właśnie wytycznymi, nasz przychód zostanie niebawem oskładkowany jak umowy zlecenia i umowy o pracę. Od 2023 r. artyści i twórcy zostaną zmuszeni do pomniejszenia swojego wynagrodzenia o pełną składkę ZUS, tj. o składkę, emerytalną, chorobową i wypadkową. Żeby wiedzieli, że nie mogą mieć lepiej. Że Państwo tak długo będzie ich kochać, aż wreszcie ukocha ich do białej, nagiej kości bez szpiku.
Nie ma więc wyjścia. Trzeba będzie założyć firmy i rozliczać się ryczałtem. Złodzieje atakują, trzeba się bronić. Za to na starość zostanie na szklankę. Za to bez wódki.