Kiedy zwycięscy PiSowcy brali pod obcas redakcję „Brzasku”, tradycyjni krajowi obrońcy wolności słowa nie zagrzmieli. Bo przecież to tylko niszowe pisemko wydawane przez ludzi zwących się „komunistami”. Entuzjaści nieestetycznego dziś „sierpa i młota”. Tacy nie Polacy.
Niedługo potem spec służby, jak skowronki o poranku, wpadły do redakcji „Faktów i mitów”. Przetrząsnęły wszystko, co tam znalazły. Osadziły w areszcie redaktora naczelnego tego antyklerykalnego tygodnika, byłego posła na Sejm RP z Ruchu Palikota, byłego księdza katolickiego, Romana Kotlińskiego. Pod zarzutem podżegania do zabójstwa i malwersacji finansowych. Zaskoczone akcją krajowe stowarzyszenia i towarzystwa dziennikarskie zapiszczały protestacyjnie. Na tym się skończyło, bo Kotliński nie jest z ich parafii.
Pisku nie było, kiedy spec służby osadziły w areszcie Mateusza Piskorskiego. Publicystę i polityka. Byłego rzecznika prasowego partii „Samoobrona”, byłego posła na Sejm, koalicjanta rządów PiS w latach 2005-2007. Aktualnego lidera partii „Zmiana”. Jawnego apologetę i współpracownika prezydenta Rosji Putina. Postawiono mu zarzut szpiegostwa na rzecz Rosji, a może nawet i Chin. Słysząc to opinia publiczna zwyczajnie osłupiała, bo do tej pory szpiegostwo utożsamiała z działaniami sekretnymi. A Piskorski byle swe pierdnięcie dodatkowo nagłaśniał.
Zaprotestowała za to, kiedy minister i prokurator Zbigniew Ziobro, niczym Piłat z Pontu, zapowiedział wydanie Romana Polańskiego amerykańskim sędziom o mentalności Klu Klux Klanu. Co prawda Polański nie szpiegował na rzecz chińskiego „sierpa i młota”, nie bawił się na baletach u ludzi Putina, ale kojarzony jest ze środowiskami chodzącymi na marsze KOD-ów. Poza tym czterdzieści lat temu odbył zabroniony stosunek seksualny w USA. Uznawany przez ministra – prokuratora Ziobrę za czyn bez przedawnienia, podobnie jak zbrodnie nazistów w niemieckich obozach śmierci.
Następnym w kolejce, plotkuje się w Warszawce, ma być Andrzej Wajda z rodziną. Bo potrzebę wyjaśnienia „dziwnej historii w rodzinie Wajdów” Prezes Wszystkich Prezesów zasygnalizował w swym ostatnim wywiadzie dla tygodnika „do Rzeczy”.
Ale nie znaczy to, że Honorowy Prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich już dziś powinien szykować sobie „polska nutellę”, czyli smalec z cebulką. Aby implanty nie powypadały mu już w jedenastym miesiącu „aresztu wydobywczego”.
Bo wtedy uwięziony, odizolowany człowiek szybko przypomina sobie to, co mu pan prokurator od miesięcy wmawia. Wtedy człek uwięziony bez wyroku, bez praw skazanego już nawet, często potwierdza to, co mu pan prokurator sugeruje.
Pojmując, że wolność, to uświadomiona konieczność oskarżenia kogoś. Jak za pierwszych rządów PiS pani Barbara Kmiecik panią Barbarę Blidę.
Andrzej Wajda może jednak spać i budzić się spokojnie przynajmniej do 1 sierpnia 2016 roku. Dzień wcześniej zakończą się Światowe Dni Młodzieży, wcześniej lipcowy Szczyt NATO i europejskie zawody w piłce kopanej. Analitycy polskiej sceny politycznej przewidują, że dopiero po zakończeniu tych imprez masowo- międzynarodowych, zacznie się w Polsce przyśpieszenie „Dobrej Zmiany”.
Zarządzania strachem.
Kiedy Prezes Wszystkich Prezesów deklarował, że musi spacyfikować stare elity znienawidzonej III RP krajowa opinia publiczna zlekceważyła te zapowiedzi. Bo przecież w Polsce politycy tylko obiecują.
Okazuje się, że „Dobra Zmiana” to naprawę inna jakościowa polityka. PiS obiecał, że wyrzuci nieswoich z kontrolowanych przez państwo posad w spółkach i urzędach, i słowa dotrzymuje. A tych, których wyrzucić nie może, postara się zastraszyć.
Aresztowanie redaktora Kotlińskiego było pierwszym sygnałem dla opozycji pozaparlamentarnej. Tej już bez immunitetów parlamentarnych. Nie liczcie na pobłażanie. Ciekawe, czy po 1 sierpnia pojawią się zarzuty wobec Janusza Palikota?
Zarzuty „jedynie” o malwersacje finansowe, ukrywanie dochodów, majątku podczas rozwodu. Ale wystarczająco poważne by użyć aresztu. Liczyć na pamięć podejrzanego.
Oskarżenie Mateusza Piskorskiego o szpiegostwa na rzecz Rosji jest równie racjonalne, jak oskarżanie go o plan wykopania kanału łączącego dwa inne. Białomorski i elbląski. Ale już w oskarżenie go o „agenturę wpływu”, czyli korzystanie z rosyjskich subwencji za propagowanie miłości do prezydenta Putina, wielu uwierzy. Tylko, co potem zrobić z licznymi w naszym kraju fundacjami, stowarzyszeniami, think tankami wspieranym funduszami z USA, RFN, z państw skandynawskich. Też im postawić podobne zarzuty?
Czy Fundacja Batorego, propagująca amerykański model demokracji, jest zbiorowym „agentem wpływu” USA? Czy fundusze europejskie nie mają też i agenturalnego charakteru?
Prezydent Rosji Putin rozwiązał ten problem jednoznacznie, tak po PiSowsku. Zakazał rosyjskim organizacjom korzystania z wsparcia zagranicznych funduszy. I większość korzystających, na wszelki wypadek, zdelegalizował.
Czy „Dobra Zmiana” skorzysta z putinowskich doświadczeń?
Czy jedynie będzie korzystać z wzniecanej fali oskarżeń? Słusznych i niesłusznych. Wszystkich uzasadnionych.
Bo przecież o winie i tak niezawisły sąd kiedyś rozstrzygnie. Zatem ludzie niewinni, a pomyłkowo fałszywie oskarżeni, mogą spać spokojnie.
Nawet w areszcie wydobywczym.