16 listopada 2024
trybunna-logo

Stosunek człowieka do człowieka

W jednym z powiatów na Śląsku doszło do przykrego incydentu. Człowiek miał odbyć stosunek z psem, ale nie doczekał i wcześniej umarł niezaspokojony. Zwierzę przeżyło. W centralnej Polsce, tymczasem, polityką krajową wstrząsnął wywiad w którym inny człowiek wspomniał o tym, że premierem kraju może zostać były wójt Pcimia. Czym Pcim zawinił Polsce?

W zasadzie nawet nie powiedział wprost, co bardziej jął wychwalać przymioty byłego wójta, dziś posadowionego na intratnym, państwowym stolcu. Jakiż on mądry, elokwentny, zaradny, palcem bożym dotknięty, a przy tym skromny i stateczny. Że takich ludzi Polska potrzebuje i właśnie takich ludzi PiS w swoich hufcach ma. Zrazu zachwyty prezesa nad prezesem spółki podchwycili publicyści, dopatrując się weń półjawnego wotum separatum wobec Mateusza Morawieckiego, który miał był się, w oczach prezesa Polek i Polaków, doszczętnie zużyć; niczym zbyt często eksploatowany zderzak w opancerzonym aucie, przyjął za dużo uderzeń i dziś nawet najlepszy blacharz już go nie wyklepie.

Niedoszły stosunek człowieka z psem, zakończony tragicznym finałem, poprzedzony był przestępstwem animalnego stręczycielstwa. Właściciel czworonoga umieścił na portalu internetowym ogłoszenie, w którym wprost zaoferował usługi pupila, dając rękojmię samym sobą. Jak się bowiem miało, post factum, okazać, sam odbywał ze swoim psem wielokrotnie stosunki zoofilne, nie doznając uszczerbku na zdrowiu. Trzeba bowiem dodać, że pies którym stręczył, to amstaf, rasa zaliczana do niebezpiecznych. Każdy, kto potrafi antycypować na 15 sekund wprzód, po przeczytaniu zajawki artykułu o tym, że człowiek zamierzał spółkować z amstafem, mógł wyobrazić sobie finał tego stosunku i niewiele się pomylić co do faktów. Człowiek kontra amstaf równa się śmierć w męczarniach. Człowiek versus amstaf to brak prącia i gonad po jednym ugryzieniu. A tu proszę, taka niespodzianka.

W jednej z książek na temat braci Kaczyński wyczytałem, że Lech Kaczyński bardzo nie lubił premiera Marcinkiewicza. Jarosław Kaczyński kompletnie go marginalizował i traktował przedmiotowo, podsuwając do podpisu swoje własne projekty ustaw. Kiedy rozmowy z Platformą, po wygranych w 2005 r. wyborach nie szły, i wobec braku możliwości utworzenia stabilnej większości parlamentarnej, zawisło nad PiS-em widmo przyspieszonych wyborów, obydwaj bracia, w ostatniej chwili, zdecydowali się zawiązać koalicję z Lepperem i Giertychem. Nie dlatego, że obawiali się wyborów. Przeciwnie, sondaże dawały im samodzielną większość. Obawiali się najbardziej…Marcinkiewicza. Jego rosnącej popularności, nad którą nie umieli zapanować, a którą on doskonale dyskontował.

Dziś Jarosław Kaczyński posyła sygnał do wyborców własnej partii, że nie masz, pisowcze, na świecie żadnej pewnej rzeczy. Nawet premier, światowiec i wizjoner ongiś, może być wymieniony, jeśli tylko zechce zbyt wysoko rosnąć. Wysyła jednocześnie sygnał do ziobrowej frakcji: chłopcy, powolutku, na wszystko przyjdzie pora. Widzę wasze ambicje i znam wasze apetyty, ale na razie nie rzucę wam Morawieckiego na pożarcie. Jeśli umiecie czekać, to czekajcie. Niczego nie obiecuję, ale jak tak dalej pójdzie i lud będzie się domagał ofiar, a będzie, bo nikt długo nie wytrzyma przymusowego, covidowego więzienia, dostaniecie, co wasze. Dostaje się też Gowinowi, okruszek, ale zawsze. Jest Obajtek, wasz człowiek, młody, przedsiębiorczy. Widzę, przyglądam się. Doceniam takie postawy, więc pracujcie dalej na swoje, a wasz pan was nagrodzi.

Po niedoszłym stosunku człowieka z amstafem, policja zabrała zwierzę właścicielowi i oddała pod pieczę ludziom z zasadami. Pan, który spółkował z psem dostał zarzuty użyczania psa do celów niezgodnych z psa przeznaczeniem oraz znęcania się nad zwierzęciem. Teraz czeka na rozprawę. Co się dzieje z psem, nie wiadomo.

Po wywiadzie prezesa PiS głos zabrał kolega Obajtek, który stwierdził, że o żadnym premierostwie nic nie wie i się doń nie przymierza, a w obozie Zjednoczonej Prawicy panuje ład i ogólne poszanowanie dla każdego z jego członków. Milczy jak grób premier Morawiecki, no bo co tu znowu komentować. Że prezes ma go za część samochodową, którą może wymienić, jak mu się znudzi. Trochę słaba perspektywa, dla kogoś z ambicjami wyższymi niż wójt Pcimia. Prezes, tymczasem, siedzi i się cieszy, bo niczego tak nie lubi, jak zarządzania poprzez kryzys i ferment. Psy czekają wiernie przy nodze, a on nęci je kawałkiem habaniny zza krat. Ślina im cieknie z pysków, kiedy widzą w prezesowych rękach połać słoniny, na który chcą się rzucić, bo do tego są szkolone. Ale nigdy, przenigdy, nie pokąsają prezesowskiej ręki. Wiedzą dobrze, że ta robi się coraz starsza. Niebawem spadnie z niej pierścień i dopiero wtedy zacznie się prawdziwa zabawa.

Poprzedni

Protesty na ulicach i co dalej? Dylematy lewicy

Następny

Kłopoty PiS dopiero się zaczną

Zostaw komentarz