22 listopada 2024
trybunna-logo

Stanisław Gebethner (1935-2021)

youtube.com

Zmarł Profesor Stanisław Gebethner. Współczesnym politykom z niczym szczególnym się już nie kojarzy – mojemu pokoleniu i mnie osobiście tak.

Pierwsze skojarzenie mam natury powiedziałbym prywatnej, osobistej. W 1969 roku mój ówczesny kierownik seminarium magisterskiego prof. Witold Zakrzewski („Tutkiem” zwany), szef Katedry Prawa Państwowego na Uniwersytecie Jagiellońskim, wydał mi zwięzłe polecenie: „Pan, Panie Kolego, zajmie się wpływem systemu partyjnego na parlamentarną formę rządów na przykładzie Wielkiej Brytanii i III Republiki Francuskiej. Wie Pan na Szkole Głównej Realnej (tak na prawdziwym Uniwersytecie określano Uniwersytet Warszawski, wypominając mu carskie pochodzenie), taki młody uczony wydał w tej sprawie książkę. Pan ją skrytykuje”. Prof. Zakrzewski miał na myśli klasyczną dziś pozycję autorstwa Stanisława Gebethnera: „Rząd i opozycja Jej Królewskiej Mości w systemie politycznym Wielkiej Brytanii”. Niestety, mimo uważnego, dwukrotnego przeczytania tej książki, nie udało mi dokonać druzgocącej książki Profesora. Choć z sentymentem wracam do dziś do tej pozycji, nie bardzo się jest do czego przyczepić.

Dwadzieścia lat później, w 1988 roku, partia szykowała się do działania w warunkach demokracji parlamentarnej. Wraz z Kolegami z KC PZPR szykowaliśmy koncepcję pierwszych demokratycznych wyborów samorządowych. Linię polityczną zatwierdził Wojciech Jaruzelski, z uznaniem napisał o tym Tygodnik „Solidarność Mazowsze” (czytało się wtedy, czytało), został tylko drobiazg w postaci ordynacji. „Chodzi o to, aby była demokratyczna, ale żebyśmy wygrali” – brzmiała stosowna dyrektywa Profesora Porębskiego (naonczas sekretarza KC). Zaproszony w charakterze eksperta Profesor Gebethner krótko stwierdził, że albo ordynacja ma być demokratyczna, albo mamy wygrać. Wtedy poznałem Go osobiście i uznaliśmy, ze to ktoś, kto ma na tyle odwagi, że warto z Nim kooperować.

Dlatego, kiedy Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej przystępowała do pierwszych wyborów samorządowych, to na Rozbracie pojawił się Prof. Gebethner w charakterze przewodnika po labiryntach nowoprzyjętej ordynacji wyborczej. Nie bał się potkań z ludźmi, choć mówił i wyglądał uczenie. Robiła wrażenie Jego muszka i sweterek w „serek”, nienaganny styl poruszania się i  wypowiadania. Jeśli ma jakieś znaczenie słowo „gentelman”, to Profesor był nim w każdym calu. I tak było przez kolejne dwadzieścia lat.

Ten Gentelman był człowiekiem lewicy. Tej staroświeckiej, staromodnej, która mówiła jeszcze „ludzie pracy najemnej”, która wszystko czytała, lubiła swoją pracę i była odważna. Dawał temu wyraz angażując się w prace Fundacji im. Kazimierza Kelles-Krauza, recenzując nasze pomysły i projekty ustrojowe. Kiedy pracowaliśmy nad którąś z kolejnych ordynacji, na czyjąś uwagę, że Profesor jest człowiekiem lewicy odparł, ze naturalnie tak, ale po wyjściu z Sejmu. W gmachu parlamentu jest ekspertem bezstronnym, pilnującym, aby posłowie nie narobili głupstw. Nikt nie zaprotestował, ekspertów się wtedy szanowało.

Profesor Gebethner był państwowcem. Niewiele to dziś znaczy, ale rozumiał państwo, zasady gry parlamentarnej, wiedział, że wybory się wygrywa i przegrywa, a państwo ma się rozwijać.  Doradzał przy pisaniu Konstytucji i każdej ordynacji wyborczej. Także przy ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego, jednej z najbardziej nierozumianych, a i najlepszej, bo najpełniej oddającej zróżnicowanie polityczne naszego społeczeństwa. Nie bał się krytyki, umiał ją przewidzieć i sam zrozumiale i pięknie opisywał dylematy, które trzeba rozstrzygnąć. Uważał, że polityka to świat wartości i od tego są politycy, aby ich hierarchię zbudować. Eksperci są tylko od tego, aby to była budowla trwała. „Wy układacie cegły, ja dostarczam tylko cementu na wiązanie” – mówił. Żegnaj  Profesorze.

Poprzedni

Kto się boi czarnego luda?

Następny

Zima – trudny czas dla zwierząt