21 listopada 2024
trybunna-logo

Solidarna Polska ograniczy wolność wyznania?

Zbigniew Ziobro i Solidarna Polska, chcą zmienić w Polsce prawo dotyczące ochrony „uczuć religijnych”. W praktyce – zmiany te dają sporo przywilejów stronie katolickiej, negują podstawowe prawa niekatolików i formalnie ograniczają wolność wyznania.

Zmiany proponowane w projekcie Solidarnej Polski dotyczą Kodeksu karnego. Oficjalnie – mają one służyć ochronie wolności wyznania i wolności sumienia. W praktyce skutkować będą jednak czymś całkowicie przeciwnym. Solidarna Polska otwarcie deklaruje zresztą zwoje przywiązanie do Kościoła Katolickiego – który obydwie te swobody potępia (np. dokument Mirari vos – Grzegorza XVI). Skąd wiec sprzeczność między działaniem, a deklaracjami? Z racji skali społecznego poparcia dla wolności wyznania, Kościół sam zaczął kreować się na jej „obrońcę” – przy czym wykorzystuje to pojęcie jako retoryczny „psi gwizdek” – a więc komunikat, który zostanie inaczej zrozumiany, w zależności do kogo trafia. Tak też gdy strona katolicka mówi o potrzebie poszanowania wolności wyznania, nie mówi w istocie o prawie do wyznawania wybranego zestawu wierzeń lub niewyznawania żadnych, ale o nieograniczaniu ekspansji religii katolickiej – w tym prawie Kościoła Katolickiego do ograniczania wolności wyznania innych.

Biorąc pod uwagę poparcie Solidarnej Polski dla katolickiego porządku, łatwo przewidzieć, że to właśnie na korzyść Kościoła Katolickiego będą interpretowane zapisy omawianego tu projektu. Zwłaszcza że elementy zawarte w projekcie już w katolickiej retoryce się pojawiały – i zawsze stanowiły one argument negacji praw obywatelskich. Pierwsza z proponowanych zmian dotyczy wprowadzenia do Kodeksu karnego – artykułu 27a.

Art. 27a. Nie popełnia przestępstwa, kto wyraża przekonanie, ocenę lub opinię, związane z wyznawaną religią głoszoną przez kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jeżeli nie stanowi to czynu zabronionego przeciwko wolności sumienia i wyznania lub publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa lub pochwały jego popełnienia.

Zapis ten to nic innego jak zapewnienie Kościołowi Katolickiemu i środowiskom katolickim pełnej bezkarności w przypadku znieważania, pomawiania, czy też nawoływania do nienawiści. Potwierdzeniem tego mogą być dotychczasowe przypadki kiedy agresywne i naruszające prawo wypowiedzi np. katolickiego kleru, były usprawiedliwiane prawem do głoszenia poglądów religijnych. Kościół Katolicki i związane z nim środowiska będą wiec mogły swobodnie obrzucać innych obelgami, pomawiać, dehumanizować, przyczepiać piętnujące etykiety społeczne, negować prawa innych ludzi, czy też propagować otwarcie totalitarny ustrój państwa (jaki istniał w państwach katolickich, np. Hiszpanii za rządów Franco) – i nikt nie będzie się mógł przed tym formalnie bronić. Ktoś powie tutaj, że zapis ten stanowi nie o wszystkich opiniach, ale tylko tych związanych z wyznawaną religią – ale przecież Kościół Katolicki religijną retoryką potrafi usprawiedliwiać wszystko. Również agresywny i obelżywy język, którego stosowanie uzasadnia tym, że „my wierzymy, że taka jest prawda”, albo że „ostry język jest konieczny w nauczaniu, by wiara dotarła do zatwardziałych grzeszników”.

Proponowany przez Solidarną Polskę zapis jest niezgodny z polskim prawem, które już przewiduje kary za np. znieważanie, czy nawoływanie do nienawiści. Projekt wprowadza więc sprzeczność – mówi o niepopełnianiu przestępstwa w odniesieniu do przypadków, które w innych zapisach mogą być już przestępstwem. Propozycja jest też niezgodna z zapisami samej Konstytucji – np. art. 30 i art. 31, ponieważ wyłącza choćby przewidzianą tam ochronę godności obywateli.

Ochrona praw obywatelskich służy między innymi ochronie porządku publicznego i stabilności państwa. Jeżeli jakaś grupa w tym państwie będzie miała pełne prawo do znieważania, pomawiania i innego rodzaju atakowania innych grup – które tym samym nie będą mogły się bronić, dojdzie do radykalizacji konfliktu. Gdy ludzie nie będą mogli ochraniać swojej godności w sądzie – to zaczną bronić jej fizycznie, poprzez samosądy, a także coraz częstsze akty wandalizmu i przemocy wobec ludzi związanych z Kościołem Katolickim. Z czasem rykoszetem dostać mogą też inne związki wyznaniowe – jeżeli religijność sama w sobie, zacznie się szeroko kojarzyć wyłącznie z bezkarnością Kościoła Katolickiego.

Dla tych, którzy będą projektu bronić tym, że artykuł wyłącza swoje zastosowanie gdy wypowiedź stanowi publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa lub pochwałę jego popełnienia – zwracam uwagę, że nie obejmuje to przypadków, gdy wypowiedź sama w sobie jest przestępstwem. Problemem jest również bardzo pokrętna retoryka stosowana przez Kościół Katolicki w takich sytuacjach. Przedstawiciel środowisk katolickich nawołujący do siłowego ograniczenia wolności wyznania – teoretycznie nie miałby zagwarantowanej przez artykuł bezkarności – bo w takich przypadkach zapis sam wyłącza swoje zastosowanie. W praktyce jednak strona katolicka stosuje tutaj zwykle jedną z dwóch manipulacji. Stawia sprawę tak, że negowanie wolności wyznania, to jedynie dążenie do tego by inni nie błądzili, a prawdziwa wolność wyznania to wolność wyznawania religii katolickiej – stąd nawoływanie do ograniczenia wolności wyznania nie ma być ograniczaniem wolności wyznania, a jego realizacją. Albo też – negowanie wolności wyznania utożsamiane jest z „walką z komunizmem” – jako, że wszystko co niekatolickie, w katolickiej retoryce bywa utożsamiane „komunistami”. W ten sposób wypowiedzi, które uderzają w wolność wyznania – a więc nie mogłyby być bronione tym artykułem – będą przedstawiane jako dotyczące jedynie tematów politycznych i mogą zostać uznane za dopuszczalne. Zapis ten mógłby więc stać się narzędziem broniącym ekspansji Kościoła, ale niestosującym się do niego samego.

To jednak niedorzeczności dopiero jednego artykułu. Druga z potencjalnych zmian dotyczy art. 195 – i polega na usunięciu przesłanki złośliwości, z zapisu o przeszkadzaniu w akcie religijnym. Nowa forma artykułu wyglądałaby więc tak.

Art. 195 § 1. Kto przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. § 2. Tej samej karze podlega, kto przeszkadza pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom żałobnym.

Już tutaj mamy kolejny absurd który stawiałby stronę katolicką w uprzywilejowanej pozycji i stanowił narzędzie do nękania otoczenia. Skoro bowiem z jednej strony nie będzie się wymagać złośliwych intencji od potencjalnego sprawcy, z drugiej zaś Kościołowi Katolickiemu przeszkadza wszystko co niekatolickie i co nie symbolizuje uległości wobec niego – to zakres potencjalnie zakazanych rzeczy, stanie się nieograniczony! Wystarczy, że ktoś, idąc na zakupy przejdzie z tęczową torbą – którą środowiska katolickie uznają za przejaw bluźnierstwa – obok np. publicznych modłów Wojowników Maryi i już dopuści się naruszenia prawa. Ktoś będzie kosił trawę nieopodal kościoła, w którym jest msza – to samo.

Trzeci zmieniony w projekcie artykuł znacząco rozszerza ochronę „uczuć religijnych” wprowadzając bardzo mętne określenia. Propozycja brzmi następująco.

Art. 196 § 1. Kto publicznie lży lub wyszydza kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jego dogmaty lub obrzędy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 . § 2. Tej samej karze podlega, kto publicznie znieważa przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych.

Słowa „lży” l „wyszydza” są na tyle nieprecyzyjne, że – zwłaszcza przy wspomnianych katolickich interpretacjach – można będzie je zastosować do bardzo wielu zachowań. Na przykład wyszydzanie, to różnego rodzaju formy wyśmiewania kogoś – a więc do dwóch lat więzienia może dostać ktoś kto stworzy satyryczny obrazek na temat obłudnej postawy Kościoła Katolickiego wobec księży pedofilów. Tak samo ukarany może być ktoś, kto będzie się publicznie śmiał z hipokryzji Kościoła – który chce narzucać wszystkim swoje zasady moralne, jednocześnie samemu je regularnie łamiąc. Jeżeli zaś zagłębić się w rozumienie wyszydzania – i samego szyderstwa, to okaże się, że można za nie uznać nawet wyrazy lekceważenia kogoś i odbierania mu powagi. Oznacza to, że dwa lata więzienia mogą grozić za samą krytykę Kościoła Katolickiego lub publiczne zadeklarowanie, że nie uznaje się go za autorytet moralny. Ta sama kara wymierzana byłaby za publicznie przejaw lekceważenia katolickich dogmatów – np. poprzez zadeklarowanie ateizmu – co formalnie oznaczałoby zniesienie wolności wyznania.

Poprzedni

Pawilony rodem ze średniowiecza

Następny

Złewko polskie