16 listopada 2024
trybunna-logo

Socjaldemokracja i liberalizm: stary spór w nowych odsłonach

Niedawne zawirowania w stosunkach między Nową Lewicą i Platformą Obywatelską skłaniają do ponownego zajęcia się sprawą programowych relacji między dwoma nurtami współczesnej myśli politycznej: socjalistycznym i liberalnym.

Ponad dwadzieścia lat temu w książce poświęconej perspektywom socjaldemokracji we współczesnym świecie („Socjaldemokracja wobec wyzwań XXI wieku”, Warszawa: Fundacja im. K. Kelles-Krauza 2000) podkreślałem nie tylko różnice, ale także punkty styczne między tymi dwoma nurtami demokratycznej myśli politycznej. Wracam do tej tematyki, gdyż nabrała ona w Polsce (a także w wielu innych państwach zagrożonych wznoszącą się falą nowego autorytaryzmu) szczególnego znaczenia.

Przez długie lata w polityce polskiej liberalizm pozostawał kierunkiem o marginalnym znaczeniu. W Drugiej Rzeczpospolitej nie istniała żadna licząca się partia polityczna o wyraźnie i konsekwentnie zaznaczonej orientacji liberalnej. Prawicy nacjonalistycznej, której głównym przedstawicielem była Narodowa Demokracja Romana Dmowskiego, a w latach trzydziestych Obóz Narodowo-Radykalny, przeciwstawiał się zbudowany na kulcie Marszałka Piłsudskiego obóz sanacyjny, o wyraźnie autorytarnym, choć nie nacjonalistycznym, obliczu, a także rozbity na dwa skrzydła – socjalistyczne i komunistyczne – ruch robotniczy. Idee liberalne można było znaleźć w programach ugrupowań wchodzących w skład centrowej opozycji (Front Morges), ale były to ugrupowania słabe i pozbawione szerszego oparcia społecznego.

W okresie powojennym, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, opozycja demokratyczna odwoływała się do haseł liberalnych, bardziej zresztą w odniesieniu do wolności politycznych niż do wolności gospodarowania, ale hasła te w znacznej mierze przesłonięte były odwołaniem do nieskażonych treści socjalizmu, co szczególnie wyraźnie wystąpiło w „Liście do partii” Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego. W czystej postaci liberalne koncepcje ekonomiczne głosili krakowscy liberałowie skupieni wokół Mirosława Dzielskiego, ale grupa ta nie miała szerszego oparcia społecznego i na ówczesny program opozycji demokratycznej nie wywarła znaczącego wpływu. Bardzo charakterystyczne jest to, ze w czasie prac ekonomicznego zespołu „Okrągłego Stołu” liberalne koncepcje ekonomiczne w ogóle nie odegrały jakiejkolwiek roli.

Dopiero po zmianie systemu liberalizm zdobył w Polsce silniejszą pozycję, co znalazło wyraz przede wszystkim w kierunku, w jakim poszły reformy gospodarcze, od nazwiska wpływowego wicepremiera i ministra finansów nazwane „Planem Balcerowicza”. Ówczesny rozkwit nurtu liberalnego nie był jednak wynikiem zakorzenienia się tego kierunku w społeczeństwie polskim, a choćby tylko w jego elicie intelektualnej, lecz był w znacznej mierze importowany z zewnątrz, zwłaszcza z USA i Wielkiej Brytanii, gdzie w tym czasie u szczytu powodzenia byli Ronald Reagan i Margaret Thatcher – dwoje przywódców politycznych bardziej niż inni pozostający pod wpływem tak zwanego neoliberalizmu ekonomicznego w wydaniu Szkoły Chicagowskiej Friedricha Hayeka (1899-1992) i Miltona Friedmana (1912-2006). Importowi idei neoliberalnych sprzyjało to, że będąca w fatalnym stanie gospodarka polska potrzebowała znacznego wsparcia nie tylko rządów, ale także instytucji finansowych z Zachodu, te zaś faworyzowały neoliberalne podejscie do gospodarki. „Liberalizm po komunizmie” – by posłużyć się tytułem znakomitego studium Jerzego Szackiego (Kraków”: Znak 1994)– był tyleż reakcją na negatywne aspekty poprzedniego systemu co odzwierciedleniem idei aktualnie dominujących na Zachodzie.
Dopiero dojście lewicy do władzy w wyborach 1993 roku stworzyło warunki dla sformułowania i wcielania w życie alternatywnej koncepcji przebudowy gospodarki w postaci „Strategii dla Polski” – podstawowej socjaldemokratycznej koncepcji reform gospodarczych sformułowanej przez Grzegorza Kołodkę. W latach 1993-2005 główną siłą polityczną stanowiącą przeciwwagę dla socjaldemokratycznej lewicy były Unia Demokratyczna i jej następca Unia Wolności, formacja utworzona w wyniku zjednoczenia Unii Demokratycznej z Kongresem Liberalno-Demokratycznym – niewielką partią polityczną, która odegrała znaczącą rolę w krótkiej kadencji sejmowej 1991-1993, ale w wyborach 1993 roku nie weszła do Sejmu.

Unia Wolności nie była ugrupowaniem jednolitym ideologicznie, gdyż w jej szeregach obok zdeklarowanych liberałów znajdowali się tacy ludzie, jak Jacek Kuroń – do końca życia wierny swym socjalistycznym przekonaniom, a także lewicujący chrześcijańscy demokraci, których wyrazicielem był Tadeusz Mazowiecki. Ani jedni, ani drudzy nie byli jednak w stanie nadać ton polityce tej partii. Unia Wolności pozostawała amalgamatem o niejednoznacznym obliczu ideologicznym. Po wyborach prezydenckich 2000 roku skrzydło liberalne oderwało się od Unii Wolności tworząc (wraz z częścią polityków dawnej Akcji Wyborczej Solidarności) Platformę Obywatelską – pierwszą w polskiej historii silną i zdolną do rządzenia partię liberalną. Po klęsce wyborczej SLD w wyborach 2005 roku polityka polska została zdominowana przez konflikt między dwiema najsilniejszymi partiami wywodzącymi się z dawnej opozycji demokratycznej: liberalną Platformą Obywatelską i prawicowo-autorytarną partią „Prawo i Sprawiedliwość”.

Podział ten trwa nadal, choć dziś polityka polska nie jest już z w takim stopniu spolaryzowana na osi PiS-PO, jak to było w piętnastoleciu 2005-2020. Platforma Obywatelska osłabła, pojawił się – wokół Szymona Hołowni – nowy ruch polityczny o centrowym charakterze, do gry wróciła – jako trzecia siła parlamentarna – odrodzona lewica. O nowej sytuacji powstałej po opozycyjnej stronie sceny politycznej pisałem niedawno („Perspektywy polskiej opozycji”, Dziennik Trybuna, 5-6 maja br.) zwracając uwagę na wysoce szkodliwe konsekwencje konfliktów w łonie opozycji, której wspólnym , i w skali najbliższych dwóch-trzech lat najważniejszym, zadaniem jest położenie kresu szkodliwym dla Polski rządom Prawa i Sprawiedliwości a także usunięcie konsekwencji tych rządów, zwłaszcza w obszarze wymiaru sprawiedliwości.

Porozumienie głównych sił opozycyjnych wymaga poważnego podejścia do ideowych treści, na których opierają się główne formacje opozycyjne. Zarówno lewica, jak i inne ugrupowania opozycyjne, w tym zwłaszcza Platforma Obywatelska, stoją przed poważnym wyzwaniem, jakim jest określenie strategii – a nie tylko wybór doraźnej taktyki. Dotyczy to zwłaszcza Platformy Obywatelskiej, w której dochodzi do najwyraźniejszego rozchwiania ideologicznego. To, w jakim kierunku ewoluować będzie Platforma Obywatelska, będzie w istotny sposób wpływało na jej rolę polityczną i na oblicze opozycji w Polsce. Obecny kryzys tej partii (list 51 parlamentarzystów krytykujących kierownictwo PO, usunięcie z niej dwóch wpływowych przedstawicieli prawego skrzydła tej partii, posłów Ireneusza Rasia i Pawła Zalewskiego, wystąpienie z partii posłanki do Parlamentu Europejskiego Róży Thun) wywołał falę komentarzy, w których mówi się wręcz o „pogrzebie Platformy” (Robert Walenciak” w „Przeglądzie”) lub o „końcu gry” (Dominika Długosz w „Newsweek Polska). Obecny kryzys w Platformie jest przejawem nie tylko niezadowolenia z powodu błędnej taktyki przywództwa Platformy, ale także poważnych rozbieżności ideologicznych mających swe źródło w dwoistości liberalizmu jako ideologii politycznej. Zdanie sobie sprawy z tych rozbieżności jest ważne między innymi dlatego, by do jednego worka nie wrzucać wszystkich liberałów, co przydarza się niektórym szczególnie krewkim krytykom z lewicy.

W drugiej połowie poprzedniego stulecia w państwach demokratycznego Zachodu ujawnił się istotny podział liberalizmu na nurty konserwatywny i progresywny. Ten pierwszy, zazwyczaj nazywany neoliberalizmem, kluczowe dla liberałów pojęcie wolności zdefiniował jako niczym nieograniczoną grę sił rynkowych, przy jak największym zredukowaniu roli państwa i odrzuceniu programu redukcji nierówności ekonomicznej i wynikającej z niej niesprawiedliwości. Nurt ten na bok odsuwał – jako rzekomo mniej istotne – prawa człowieka i postulat wolności rozumianej nie jako swoboda działań ekonomicznych, lecz jako prawo dokonywania wyborów życiowych bez ingerencji władzy państwowej. W skrajnych wypadkach neoliberałowie byli nawet gotowi wspierać krwawe dyktatury (jak chilijska dyktatura Augusto Pinocheta po zamachu stanu z września 1973 roku), chwaloną za to, że położyła kres „socjalistycznym eksperymentom” lewicy. Byli nawet tacy polscy liberałowie, którzy pielgrzymowali do Pinocheta, gdy był on czasowo zatrzymany w Wielkiej Brytanii.

Reakcją na wznoszącą się falę neoliberalizmu była wyraźna ewolucja części teoretyków liberalnych w stronę progresywnych wartości. John Rawls (1921-2002) w swej bardzo interesującej reinterpretacji ekonomicznej doktryny liberalizmu („Theory of Justice”) dowodził, że różnice ekonomiczne są usprawiedliwione tylko w takim stopniu, w jakim przyczyniają się do poprawy sytuacji najbiedniejszych. Zarówno on, jak Isaiah Berlin (1909-1997) głosili tezę , że państwo nie ma prawa narzucać obywatelom wierzeń religijnych czy norm moralnych. Tak rozumiany liberalizm koncentruje się nie na tematyce wolnego rynku, lecz na szeroko pojętych prawach człowieka, w tym na sprawiedliwości społecznej i na wolności sumienia.

Redefinicja liberalizmu zbiegła się w czasie z przemianami ideologicznymi na lewicy – najpierw w demokratycznych państwach Zachodu, później w dawnych państwach socjalistycznych. Odchodzeniu od ortodoksyjnie pojmowanej ideologii komunistycznej prowadziło – zwłaszcza w tych ostatnich – do ukształtowania się socjaldemokratycznej lewicy, łączącej socjalistyczne ideały sprawiedliwości społecznej z afirmacją niezbywalnych praw i wolności każdego człowieka. Na tej płaszczyźnie rysuje się możliwość współdziałania socjaldemokratów i liberałów, między którymi utrzymują się różnice (zwłaszcza w stopniu, w jakim akcentują postulaty sprawiedliwości społecznej i postulaty wolności), ale nie musi istnieć przepaść nie do pokonania.

W polskiej myśli politycznej problem ten najjaśniej widział i najbardziej konsekwentnie interpretował Andrzej Walicki (1930-2020), co niedawno interesująco zinterpretował jego przyjaciel Paweł Kozłowski („Spotkania z Andrzejem Walickim”, Warszawa: Książka i Prasa 2021). Walicki w ostatnich latach życia coraz wyraźniej ewoluował ku lewicy, podkreślał znaczenie takiej interpretacji liberalizmu, która kładąc nacisk na prawa człowieka i wolności polityczne spotyka się w swej drodze z na nowo zdefiniowanymi ideami demokratycznego socjalizmu. Ważnym elementem tego zbliżenia jest odrzucenie nacjonalistycznej koncepcji narodu, jako „wspólnoty krwi” i akceptacja takiej wizji więzi narodowej, w której sprawą centralną jest poczucie obywatelskiej wspólnoty.

Co z tego wynika dla praktycznej polityki? Przede wszystkim odrzucenie przekonania, że lewica jest organicznie skazana na konflikt z liberalizmem – każdym liberalizmem, a nie tylko z jego konserwatywnym, skrajnie wolnorynkowym wydaniem. Zrozumienie kierunku, w jakim ewoluuje nowoczesny liberalizm – liberalizm Rawlsa i Berlina, a w Polsce Walickiego – powinno pomagać w poszukiwaniu tego, co może łączyć lewicę i progresywne skrzydło liberałów. Z upływem czasu, gdy coraz mniej będą się liczyły wspomnienia z przeszłości, rosnąć powinno znaczenie tego, co wspólne w tych dwóch nurtach ideowych.

Nie jest, rzecz prosta, pewne, czy w Platformie Obywatelskiej progresywne rozumienie liberalizmu weźmie górę nad wciąż silnymi ciągotami neoliberalnymi. Są jednak pewne sygnały, że taka ewolucja powoli się dokonuje. Platforma Obywatelska rewiduje obecnie swój do niedawna bardzo zachowawczy stosunek do ustawy antyaborcyjnej – najbardziej (poza Maltą) restrykcyjnej w całej Unii Europejskiej. Spotyka się to z oporem skrzydła konserwatywnego, ale zarazem stanowi sygnał, że coś się w tej partii zmienia. Zmianie ideologicznej w PO sprzyjać powinna dość wyraźna ewolucja na lewo młodego pokolenia. W tym samym kierunku działać będzie konflikt z rządzącą prawicą – coraz bardziej odwołującą się do najbardziej konserwatywnych koncepcji ideologicznych i niemal jawnie hołubiącej faszyzujących nacjonalistów. Zarazem jednak ta ewolucja Platformy Obywatelskiej rodzi opór w szeregach jej najbardziej konserwatywnych działaczy Nie wiem, co z tego wyniknie: zahamowanie przemian, dalsza ewolucja programowa, czy rozłam. W każdym jednak razie politycy lewicy powinni bacznie obserwować przemiany zachodzące w do niedawna jeszcze najsilniejszej partii opozycyjnej i być gotowi na takie przedefiniowanie wzajemnych relacji, jakie może stać się realne jeśli w Platformie górę weźmie progresywne rozumienie idei liberalnych.

Poprzedni

100 lat później pamięć o pionierach chińskiego komunizmu wciąż jest czczona w Europie

Następny

Flaczki tygodnia

Zostaw komentarz