Czy afera mailowa to powód do zdymisjonowania ministra, a ja bym chciała wiedzieć, czy wiemy, jak długo to trwało, bo przecież minister Dworczyk pełnił od kilku lat różne rządowe funkcje, w tym te dotyczące bezpośrednio obronności – zastanawia się Ewa Pietrzyk-Zieniewicz w rozmowie z Justyną Koć (wiadomo.co)
JUSTYNA KOĆ: Opozycja domaga się dymisji ministra Dworczyka za aferę mailową. Czy słusznie?
EWA PIETRZYK-ZIENIEWICZ: To skomplikowana sprawa, bo mamy na pewno do czynienia z ujawnieniem dużej luki w systemie bezpieczeństwa państwa, co może mieć bardzo dalekosiężne konsekwencje, zwłaszcza że my nic o tej sprawie nie wiemy. Pani mnie pyta, czy to powód do zdymisjonowania ministra, a ja bym chciała wiedzieć, czy wiemy, jak długo to trwało, bo przecież minister Dworczyk pełnił od kilku lat różne rządowe funkcje, w tym te dotyczące bezpośrednio obronności.
Po drugie, jaki jest zakres tego przecieku; ile jeszcze osób pełniących rządowe funkcje padło ofiarą ataku. Po trzecie wreszcie, dlaczego jest tak, że z tego, co wiemy, wysocy urzędnicy państwowi mają konta na bezpłatnych serwerach, co oznacza, że są one niezabezpieczone. Jak to możliwe, że nikomu nie przyszło do głowy, że na takie konta dobry haker włamie się w 5 minut?
Po trzecie, dlaczego musimy odwoływać się do sojuszników NATO, którzy sami muszą nas informować, że mamy taki problem i że nasze organy bezpieczeństwa państwa nie ogarnęły sprawy.
Dopiero po otrzymaniu tych wszystkich odpowiedzi można mniemać lub nie, czy pan Dworczyk powinien stracić stanowisko. Na razie niestety wszystko pozostaje w sferze domysłów. Ja się uśmiecham, kiedy słyszę komentarze rzecznika partii, że nic się nie stało i on nie będzie komentował, kiedy na mieście słychać, że ten sam rzecznik też miał skrzynkę na niezabezpieczonych serwerach i także jego korespondencja wypłynęła.
I na koniec, to nie nas obywateli i nie dziennikarzy rzeczą jest przesiewanie przez sito i zastanawianie się, czy informacje, które wypłynęły, były prawdziwe czy nie. To ktoś powinien nam jasno powiedzieć, a przynajmniej parlamentarzystom, może nawet na utajnionym posiedzeniu Sejmu. Wreszcie ile osób, które posiadają dostęp do informacji niejawnych, jest w ten przeciek zamieszanych. To są zbyt poważne kwestie, aby udawać, że problemu nie ma, bagatelizować i czekać, aż minie.
Pani postawiła pytania, na które wszyscy chcielibyśmy znać odpowiedź. Na razie rząd milczy oprócz wicepremiera Kaczyńskiego, którzy stwierdza, że to sprawa Rosjan. W tym samym niemal czasie dziennikarze publikują informacje, że włamania nie było, a przeciek wychodzi ze środowiska samego Dworczyka, bo skrzynka była niewystarczająco zabezpieczona. Czeski film?
Bo takie konta nadają się do tego, aby komuś złożyć życzenia imieninowe albo wymienić opinie o wakacjach, w którym hotelu warto i jaka była pogoda. Samo posiadanie i porozumiewanie się przez takie konta członków rządu jest naganne. Wcale nie trzeba sięgać do Rosji, bo ciekawskich jest wiele. Zresztą jedna z plotek na mieście mówi, że to któryś ze współpracowników Dworczyka. Druga mówi, że wyciek dotyczy szerokich kręgów i wiele jeszcze się dowiemy.
Jesteśmy zatem w siedlisku jakichś plotek, które to różne panie, które chodzą do magla, mogą sobie opowiadać. Jednak w średniej wielkości państwie w środku Europy, kraju członkowskim NATO i UE, że dochodzi do takiej sytuacji, to najłagodniej rzecz ujmując głęboka niekompetencja u najwyższych przedstawicieli państwowych. Jeżeli już mówimy o dymisjach, to nie tylko o pana Dworczyka powinno chodzić.
I jeszcze jedna refleksja. Nasze liczne służby wymagają bardzo głębokiej reformy, bo nie pierwszy raz mamy do czynienia z jakimś zaniedbaniem z ich strony.
To, że my nie wiemy, to jedno, ale to, że służby, komisja ds. służb specjalnych żadnego raportu nie przedstawiła, dlaczego członkowie parlamentu nie mogą dowiedzieć się informacji na ten temat na niejawnym posiedzeniu Sejmu, to kolejna naganna kwestia. Struktura państwa jasno mówi, że po to mamy parlament, służby i komisje, że w razie czego to oni działają i powinni wiedzieć.
To, czy pan Dworczyk straci stanowisko, czy nie, jest w tej perspektywie sprawą drugorzędną.
W weekend odbyła się konwencja założycielska nowej partii Bielana, o nazwie Republikanie. Swoją obecnością uświetnił ją nawet Jarosław Kaczyński, choć jak wychwyciły plotkarskie gazety w dwóch różnych butach…
To najwyraźniej nie dopilnowano prezesa, wszak to mężczyzna w dość zaawansowanym wieku i powinien najwyraźniej mieć kogoś przy boku od tych spraw. Rozumiem, że to się zdarza starszym, tym bardziej kawalerom, choć PiS wydaje tyle na ochronę prezesa, że nie powinien szczędzić na kogoś, kto dopilnuje butów i sznurowadeł pana prezesa, bo u starego kawalera może się zdarzyć, tylko że nie każdy stary kawaler stoi na czele państwa.
Co do Republikanów, to nie dziwię się, że prezes odwiedził tę nową partię, bo przecież pan Bielan nigdy by tak nie zaszalał, gdyby nie miał przyzwolenia z Nowogrodzkiej. Bielan wie, co robi, i jest to pragmatyk, nie romantyk. Pan Bielan nie dość, że twierdzi, że Gowin nie jest szefem Porozumienia, to jeszcze założył własną partię. Teraz czekamy, czy to będzie kolejny koalicjant partii rządzącej, bo jeżeli tak, to potrzebne jest nowe porozumienie koalicyjne, a Jarosław Gowin już zapowiedział, że takiego z partią Bielana na pewno nie podpisze. Inną kwestią jest to, że to, co pan Gowin mówi od kilku miesięcy, jest nie do końca wiarygodne. To polityk, który potrafi zmienić zdanie, i to dość radykalnie.
Co dalej z Republikanami, zobaczymy, ale nie sądzę, żeby tę decyzję podejmował pan Bielan, ani pan Gowin, a prezes Kaczyński.
Czy flirt Kaczyńskiego z Bielanem to nie jest wpychanie Gowina w objęcia opozycji?
Trudno powiedzieć, bo nie wiemy też, czy objęcia opozycji są tak szeroko otwarte. Na pewno, deklaratywnie, opozycja zajmuje stanowisko, że czeka na Gowina, tylko kto konkretnie. Po pierwsze Gowinowi zostało już niewielu posłów, a i tak nie wiadomo, czy przeszliby na stronę opozycji. Poza tym opozycja ma własne kłopoty wewnętrzne. Ciekawe też, co gdyby do polityki polskiej wrócił Donald Tusk i czy tolerowałby pana Gowina, który już raz go opuścił. Z Nową Lewicą na pewno nawet nie będzie próbował się porozumieć. Zresztą Gowin, liberał, jest najbardziej znienawidzoną postawą przez Adriana Zandberga.
Być może PSL przywitałby pana Gowina, ale przykład Kukiza pozwala sądzić, że raczej nie na długo. Do tego pewnie pan Gowin domagałby się pierwszego miejsca na liście, być może nie tylko dla siebie, a PSL sam ma kłopoty z progiem wyborczym. Oczywiście oni zawsze do parlamentu wchodzili, mimo gorszych sondaży, ale mimo wszystko to nie będzie tyle, aby mogli szafować miejscami.