20 listopada 2024
trybunna-logo

Siedem pytań roku 2018

Co zmieni się w naszym życiu, w kraju, w polityce, w rozpoczynającym się roku? Dla kogo będzie to rok tłusty? A dla kogo okaże się jednym z siedmiu lat chudych?

Niektórzy, jak Mateusz Morawiecki, już w Nowy Rok wkroczyli z przestrzeloną stopą. Na ostatnim posiedzeniu rządu w starym roku premier rozwodził się nad zaletami posiadania samochodu elektrycznego. Zapowiedział nawet obniżkę cen. Najtańszy na polskim rynku, w 100 proc. elektryczny, Nissan Leaf miałby kosztować o 4 tysiące złotych mniej. Tylko 124 tysiące złotych! Prezes Morawiecki musiałby na niego pracować całe dwa tygodnie. Przeciętny Kowalski – pięćdziesiąt miesięcy, czyli ponad cztery lata.
Zapowiedź obniżek cen luksusowych aut przypomina jako żywo optymizm rządzących z grudnia 1970 roku. Kiedy to podwyżki cen żywności miał zrekompensować spadek cen na lokomotywy. Działacze wrocławskiego SLD wyliczyli, że w ciągu dwóch lat rządów Prawa i Sprawiedliwości koszyk popularnych artykułów spożywczych podrożał nawet o 28 proc. A za najzwyklejsze w świecie jajko trzeba zapłacić prawie dwa razy więcej.
Czy elektorat Prawa i Sprawiedliwości podzieli optymizm premiera Morawieckiego? – oto pierwsze z pytań tego roku. Dla mieszkańców mniejszych miejscowości i odległych wsi ważniejszy od gniazdek elektrycznych na każdej stacji benzynowej jest prąd w ich gniazdkach domowych. By po każdej większej wichurze nie czekali wiele dni na postawienie z powrotem do pionu zardzewiałych słupów elektrycznych. A od Centralnego Portu Lotniczego ważniejsza jest dla nich sprawna komunikacja autobusowa, kolejowa i tramwajowa. I jeszcze żywność – żeby nie drożała!

Wielokulturowa Polska

Szybki rozwój gospodarczy nie jest możliwy bez ludzi pracy. A tych dramatycznie brakuje. Szacuje się, że we Wrocławiu już co dziesiąty mieszkaniec jest Ukraińcem. Podobnie jest w całym kraju. Dotychczas rynek pracy cudzoziemców zdominowany był przez przyjezdnych z Ukrainy – stanowili oni ponad 95 proc. wszystkich zagranicznych pracowników. Specjaliści twierdzą, że exodus mieszkańców Ukrainy do Polski dobiega końca. Kolej na przyjezdnych z Nepalu, Indii, Bangladeszu. Polska powoli staje się państwem wielokulturowym.
Nawet jeśli rządowy program 500+ zwiększy przyrost naturalny w Polsce, efekty na rynku pracy będą widoczne za dwadzieścia lat. Gdy dzisiejsze niemowlaki dorosną. Demografowie szacują, że w tym czasie do Polski przyjedzie do pracy około 5 milionów cudzoziemców. Sytuacja, w której co czwarty polski pracownik będzie przyjezdnym, to olbrzymie wyzwanie dla rządzących.
Czy ksenofobicznie nastawiony rząd PiS jest w stanie prowadzić przyjazną politykę wobec cudzoziemskich pracowników? – oto drugie z pytań na rok 2018 i lata kolejne. Błędy popełnione w przeszłości w wielu krajach, doprowadziły do powstania zamkniętych gett mniejszości narodowych i kulturowych. Jak na przykład w podparyskich dzielnicach biedy, zamieszkałych głównie przez imigrantów. To, by Polska potrafiła przygotować racjonalny program budowania społeczeństwa wielokulturowego, jest jednym z najważniejszych zadań w nadchodzących latach. Szczególnie dla lewicy. A dbałość o to, by zagraniczni pracownicy nie byli wyzyskiwani ani dyskryminowani – to nowe zadanie dla związków zawodowych.

Poker PiS-u

PiS ma pokera. Trybunał Konstytucyjny, prokuratury, Krajowa Rada Sądownicza, sądy powszechne i Sąd Najwyższy – w jednym ręku. Teraz czas na ruch niezależnego dotychczas środowiska sędziowskiego. Nie sztuką było być niezawisłym i bezstronnym, gdy prawo gwarantowało apolityczność wymiaru sprawiedliwości.
Byłą minister sprawiedliwości, sędzinę Barbarę Piwnik, zapytano w jednym z wywiadów telewizyjnych o konsekwencje upolitycznienia KRS-u i Sądu Najwyższego. „W konkretnej sprawie karnej to nadal ja będę decydowała o wyniku postępowania, a nie minister Ziobro” – zapewniła sędzina.
Czy środowisko sędziowskie zachowa niezależność i oprze się politycznym naciskom rządzących? – to trzecie pytanie, na które zaczniemy poznawać odpowiedź już niebawem. Mamy w Polsce 10 tysięcy sędziów. Jak w każdym środowisku, „czarne owce” znajdą się i tam. Przyswajając zasadę BMW (bierny, mierny, ale wierny). Ale wierzę, że dla zdecydowanej większości sędziów ważniejsze niż ordery Ziobry będą słowa przysięgi sędziowskiej: „sprawiedliwość wymierzać zgodnie z przepisami prawa, bezstronnie według mego sumienia”.

Pieniądze nie śmierdzą

Eurosceptycyzm rządzących nie idzie w parze z powszechnym zadowoleniem Polaków z członkostwa w Unii Europejskiej. Od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości jesteśmy z Brukselą w permanentnym sporze. Pecunia non olet – miał powiedzieć cesarz rzymski Wespazjan, wprowadzając podatek od toalet publicznych. Kaczyńskiemu do cesarza daleko – na szczęście. A rząd nie wspomina na razie o nowym podatku – od toalet. Ale o tym, że pieniądze nie śmierdzą, wiedzą wszyscy w PiS-ie. Ignorowanie zaleceń płynących z Unii Europejskiej nie przeszkadza w czerpaniu pełnymi garściami z unijnych funduszy.
16 kwietnia przypada 15 rocznica podpisania w Atenach traktatu akcesyjnego. Pod deklaracją o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej złożyli podpisy: premier Leszek Miller i minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz. „Gdy podpisywałem traktat akcesyjny, myślałem, że śnię” – wspomina tamten dzień Leszek Miller. Coraz gorsze relacje Polski z Unią Europejską to dzisiaj „zły sen” – nie tylko Millera, ale milionów rodaków.
Czy w roku 2018 poprawią się stosunki między Warszawą i Brukselą? – to kolejne ważne pytanie u progu nowego roku. Zdaje się, że Kaczyński takie zadanie postawił premierowi Morawieckiemu. Ale w polityce liczą się również symbole. A Morawiecki w swoją pierwszą podróż zagraniczną udał się do eurosceptycznego Orbána. A dopiero potem do Brukseli…

Tani frank

W tej sprawie zarówno rządząca przez osiem lat Platforma Obywatelska i będące u władzy już dwa lata Prawo i Sprawiedliwość są zgodne. By los kilkuset tysięcy frankowiczów i ich horrendalnie drogich kredytów pozostawić im samym. I bankom. Które, jak świstak z reklamy („świstak siedzi i zawija je w te sreberka”), od lat twierdzą, że nic się nie stało. Inkasując od frankowiczów miliardy wątpliwych należności.
Przymiarek było sporo. Andrzej Duda przed wyborami „obłaskawił” frankowiczów, obiecując im pomoc. Nie można wykluczyć, że to dzięki nim wygrał. Po wyborach – słowa nie dotrzymał.
Czy rok 2018 będzie wytchnieniem dla frankowiczów? – takie pytanie zadaje sobie milion Polaków w dniu płatności kolejnej raty. A niespodziewana pomoc nadchodzi nie ze strony rządzących, ale… rynków finansowych. Przez cały rok 2017 kurs franka szwajcarskiego do złotówki pikował. Od 3 grudnia 2016 roku, kiedy to osiągnął szczyt 4 złotych i 18 groszy, spadł już o 15 proc. Teoretycznie, gdyby zeszłoroczne tempo spadku utrzymało się przez cały rok 2018, to przełomie roku 2018 i 2019 przełamana by została bariera 3 złotych za franka.

Biało-czerwoni

W tej sprawie Kaczyński, Ziobro i Macierewicz nie mają nic do powiedzenia. Ważniejsi od nich są Senegalczycy, Kolumbijczycy i Japończycy. Do pierwszego meczu z Senegalem pozostało 166 dni.
W czerwcu i lipcu politycy rządzący i z opozycji – mimo upalnej pogody – będą paradować w biało-czerwonych szalikach. Nawet jeśli niektórzy, jak prezydent Lech Kaczyński, mieli kiedyś kłopoty z poprawnym wymówieniem nazwiska trenera polskiej reprezentacji. Ale politycy – paradujący z emblematami zagorzałych kibiców – wiedzą co czynią.
Jaki będzie bilans polskiej reprezentacji na piłkarskich mistrzostwach świata? – tego pytania nie można nie zadać u progu rozpoczynającego się roku. Czy jest jakiś związek piłki nożnej z polityką? Otóż jest! Po pierwsze, może się okaże, że prezes Kaczyński wybierze się w nieoczekiwaną podróż zagraniczną. Do Rosji! Wszak biało-czerwony szalik (nawet trzymany „do góry nogami”) zdecydowanie lepiej wygląda na stadionie, niż na Nowogrodzkiej.
Po drugie, polityczny los Kaczyńskiego w jakimś stopniu zależy od formy Roberta Lewandowskiego i jego kolegów z drużyny. Jeśli Polacy wrócą „z tarczą” – powita ich entuzjazm. Jeśli „na tarczy” – rozpocznie się szukanie źródeł porażki. I winnych. Niewątpliwie jakaś część z tych dobrych lub złych emocji zaznaczy swoje piętno podczas wyborów. Odbywających się zaledwie 100 dni po Mundialu 2018.

Eliminacje

Wybory samorządowe jesienią 2018 roku będą „eliminacjami” przed kolejnymi wyborami. Trudno sobie wyobrazić, aby przegrani w tych wyborach zdążyli odbudować formę w ciągu kilku miesięcy, do czekających ich w roku 2019 wyborów europejskich i parlamentarnych. I na odwrót: ugrupowania, które w wyborach samorządowych potwierdzą wysoką formę, będą miały większe szanse na zdobycie mandatów europarlamentarzystów i parlamentarzystów.
Skutkiem powyborczych rozrachunków mogą być znaczne zmiany na scenie politycznej. Dotyczące przede wszystkim opozycji, bo na porażkę Prawa i Sprawiedliwości już w tym roku nie liczą chyba nawet najwięksi optymiści. Swoją pozycję może ugruntować w PO Grzegorz Schetyna. Lub nawet stracić pozycję przewodniczącego. Również dla SLD wybory samorządowe będą arcyważne. Lewica to dzisiaj w znacznej mierze „ziemia niczyja”. Czy SLD potrafi przekonać do siebie większą liczbę lewicowej Polski, niż to miało miejsce w 2015 roku w przypadku Zjednoczonej Lewicy?
Nie można wykluczyć powstania na jesieni tego roku zupełnie nowej siły politycznej. Z dużym prawdopodobieństwem o charakterze centrolewicowym, ale niekoniecznie. To zaczyna być polską tradycją, że na rok przed wyborami parlamentarnymi „ktoś” – wyciąga „coś” z kapelusza. Choć na razie trudno wytypować właściciela kapelusza.
Co się zmieni w polskiej polityce w roku 2018? – to ostatnie, siódme pytanie. Pożyjemy, zobaczymy. Oby to był dla nas wszystkich rok „tłusty”.

Poprzedni

Głos prawicy

Następny

Schizofrenia i delirium