Jarek Ważny
Może to jest metoda; mówić: nie będziemy płacić, bo nie uznajemy Waszych, pedalskich, żydowskich sądów i trybunałów ponad nasze, a w związku z tym, to, co orzekną, nas nie obowiązuje. I testujemy wytrzymałość materiałową Brukseli i Zachodu na nasze non possumus. To potrafimy, jak mało kto.
W komunikacie w telewizji rządowej usłyszałem, że postanowienie TSUE o milionowej, dziennej karze za Izbę Dyscyplinarną zacznie obowiązywać od dnia doręczenia decyzji. Wnioski więc same się nasuwają: nie odbierać awizo, to i nie będzie kary, bo nie ma skutecznego doręczenia postanowienia. Niestety, moja radość była przedwczesna. Jeden mądry Pan zagłębił się bowiem w przepisy i doczytał, że nawet gdy listonosz nie zastanie nikogo w domu, masońska Unia po 7 dniach od wydania postanowienia i tak uzna je za doręczone, nawet jeśli nikt w systemie nie odkliknie opcji „przeczytane”. A to, jakby nie liczyć, 7 mln euro oszczędności.
Dość ostro musieliśmy masonom podpaść, że się tak na nas, mszczą. Jak dotąd najwyższą dzienną karą zasądzoną przez luksemburski Trybunał było marne 120 tys. euro na Włochy, za coś tam coś tam. Skąd więc taka dysproporcja? Inflacja? Wzrost zamożności? A może po prostu nas stać?
Tak czy inaczej, dopóki kur nie zapieje siedem razy i nie wdrapie się na grzędę po raz ósmy, nasze kokoszki-kaczoszki będą dalej gdakać, że to bezprawie i że powinno się to w prasie światowej opisać, jaka nas spotyka jawna niesprawiedliwość. Mój kolega był kiedyś mistrzem w niepłaceniu mandatów i zaległych rat; ponagleń i monitów nie wyciągał już nawet ze skrzynki. Z czasem o nich po prostu zapominał, a firmy którym był winien i zawodowi ściągacze długów zapominali o nim, bo i tak był permanentnie niewypłacalny i z niczego nie można go było zlicytować. I żył. I to nawet dobrze. Widać, mamy to we krwi.
W tym całym zamieszaniu z odszkodowaniem i Izbą Dyscyplinarną najzabawniejsze jest to, co mało kto zdaje się pamiętać i przypominać, a, moim zdaniem, to kluczowa kwestia. W sierpniu prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że zlikwidowana zostanie Izba Dyscyplinarna SN w tej postaci, w jakiej funkcjonuje ona obecnie i „w ten sposób zniknie przedmiot sporu” z UE. Również premier Mateusz Morawiecki w ubiegłotygodniowej debacie w Parlamencie Europejskim po wystąpieniach europosłów poinformował o planach likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN. Być może więc jest tak, jak twierdzi jeden z posłów Lewicy, że trzeba by przebadać starszego pana na okoliczność demencji, bo zwyczajnie się chłop zapomina, i nie pamięta w paździerzu, co naobiecywał w sierpniu. Zakłada zegarek tył na przód. Pomiesza sól z cukrem. Takie małe, acz upierdliwe grzeszki, które utrudniają codzienny żywot. I nie ma się co na świat obrażać. Ludzie na starość robią jeszcze głupsze rzeczy. To akurat małe Miki. Że Kaczyński nie pamięta, to jeszcze nie takie dziwne. Ma w końcu swoje lata. Ale żeby Morawiecki zapominał? Facet w sile wieku? Chyba że wcale nie zapomniał, tylko, jak to on, cierpiał na deficyt prawdy, który tego dnia był wyjątkowo dojmujący. A nos jego długi, rósł i rósł i przebijał kolejne szklane sufity, a lud zbożny wierzył mu w każde słowo…