21 listopada 2024
trybunna-logo

Reparacjonizm

„Niemcy niestety tak naprawdę niewiele nauczyli się z tego, co przyniosła im II wojna światowa. (…) Nie wyciągnęli z tego wniosków innych niż czysto polityczne, bo te wyciągnęli. Natomiast nie wyciągnęli wniosków o charakterze moralnym. To jest sprawa odszkodowań wobec Polski” – mówił Kaczyński w Kórniku.

Ale fakty temu przeczą: od lat 50. RFN przeznaczyła na odszkodowania dla zagranicznych ofiar III Rzeszy równowartość dzisiejszych 17,8 mld euro, z czego Polska otrzymała 2,6 mld. Roszczenia reparacyjne, zostały ustalone na konferencji w Poczdamie w 1945 roku. Polska zrzekła się reszty z nich w 1953 roku. Miała je otrzymać z części przyznanej Związkowi Radzieckiemu. ZSRR miał je Polsce przekazywać, a w zamian Polska zobowiązywała się w osobnej umowie z 16 sierpnia 1945 roku dostarczać węgiel do ZSRR.

Kaczyński poleciał dalej. Prezes mówił także, że “Niemcy powinni być odpowiednio nisko ustawieni. Jeszcze przez siedem pokoleń” oraz, że „za co się Niemcy nie wzięli w Europie, to się generalnie kończyło tragedią”.

Zdaje się, że na przekór polskiej prawicy, Niemcy nie są Polską. Nie mają tych samych interesów, inaczej priorytezują swoje relacje międzynarodowe, mają odmienne od naszych cele strategiczne. Nawet nad Wisłą nie leżą. A to już za dużo i trzeba delikwentów znienawidzić. Bowiem, żeby się z Warszawą przyjaźnić, trzeba galopować na tym samym rumaku i wspólnie nieść złoty kaganek polsko-ukraińskiego interesu. Lub mieć na imię Sam. Wuj Sam najlepiej. A jakakolwiek wątpliwość w słuszność Rzeczypospolitej Najsłuszniejszej, oznacza, że jesteś wrogiem i sojusznikiem Putina. A jako, że Olaf Scholz ma na imię Olaf, a nie Sam, i do tego nie widzi tak oczywistej sprawy, że interesy Polaków powinny być dla niego ważniejsze niż interesy Niemców, jest wrogiem.

Z czego to myślenie wynika? Z równie naiwnego myślenia, które odziedziczyliśmy od tych wcześniejszych. Przez lata jaśnie nam panujący liberałowie z kolei wpajali nam opowiastki, że wystarczy, że Polska przyklei się do Zachodnich sąsiadów. Jak to mawiał Jacques Chirac, Polska ma co najwyżej „nie zmarnować szansy do tego, żeby cicho siedzieć”. W zamian zachodnie państwa już zadbają, żeby tutaj na tym wschodzie, wszystkim się dobrze działo i dobrobyt był.

Pokrótce, myślenie tych wcześniejszych, stworzyło lukę dla tych teraźniejszych, żeby ładować więcej bajek. Zupełnie innych, ale w swojej naiwności — dość podobnych.

I tutaj pojawia się miejsce dla jaśnie niepanującej od wieków Lewicy, aby coś ciekawego rzec. Bo być może stosunki międzynarodowe nie muszą być, ani proamerykańskie, ani antyamerykańskie, ani nawet antyniemieckie, czy proniemieckie? Może powinny być kształtowane nie przez metanarracje o świecie, ale przez interes… uwaga, uwaga… Polaków? Może nawet tych mniej zamożnych, niż tych z jednego procenta?

Może w tym wszystkim palenie mostów między Warszawą a Berlinem, to jednak słaby interes? Wojny mają to do siebie, że się kończą. Relacje polsko-niemieckie są stare jak świat. Nie wspominając o tym, że połowa polskiej gospodarki działa dzięki kooperacji z firmami zza Odry.

Poprzedni

Rządy Putina słabną w oczach

Następny

Pokonali historię