Jesienią rusza protest lekarzy rezydentów. „Będziemy pracować zgodnie z Kodeksem pracy. Dla pacjentów będzie to oznaczać dłuższe oczekiwanie na wizytę” – mówi Jan Czarnecki, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL w rozmowie z Justyn Koć (wiadomo.co).
JUSTYNA KOĆ: Szykuje się nowy protest lekarzy rezydentów. Dlaczego?
JAN CZARNECKI: Aby odpowiedzieć na pani pytanie, trzeba się cofnąć do porozumienia z lutego 2018. Porozumienie to zawarte zostało między rezydentami a ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim po 29-dniowym proteście głodowym lekarzy rezydentów. Dziś okazuje się, że zapisy tego porozumienia nie są realizowane tak jak powinny.
Zostało nam dane słowo, ale wiele tych podpunktów jest realizowanych do połowy, czasem – tam gdzie rządowi wygodnie, aby zaoszczędzić.
Najdobitniejszym tego przykładem może być wykorzystywanie współczynnika PKB do obliczania wielkości nakładów na ochronę zdrowia sprzed 2 lat.
Ministerstwo Obrony Narodowej, Ministerstwo Finansów korzystają z szacunków na ten rok, a rząd w przypadku ochrony zdrowia wybrał najmniej korzystny współczynnik dla Polaków. Według wyliczeń Naczelnej Rady Lekarskiej powinno być w ochronie zdrowia więcej o 10 mld. Zestawmy to np. z osiągnięciami WOŚP. Przez 27 lat zebrała 1 mld. A teraz proszę się zastanowić, co by było, gdybyśmy mieli 10 mld rocznie. To byłby skok cywilizacyjny dla kraju, ale rząd postanowił skoncentrować się na innych aspektach.
W ugodzie zawartej w lutym rząd obiecał wzrost nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB.
Tak i wszyscy się cieszyli, że taki sztywny odsetek ustalono. Pamiętam, jak minister Radziwiłł chwalił tę ugodę i przekonywał, jakie to wielkie wydarzenie. Tak by było, gdyby nie pytanie, o PKB z którego roku mówimy. Rząd wybrał zasadę n-2, czyli dwa lata wstecz, kiedy wartość PKB była znacznie mniejsza.
To oszustwo księgowe, a szkoda, bo mona by naprawić wiele aspektów ochrony zdrowia.
Czas oczekiwania na zabieg wstawienia protezy biodrowej, czyli endoprotezoplastyki stawu biodrowego – pamiętam ze swoich studiów ortopedów, którzy mówili, że okres oczekiwania to 5 lat. Przez ten czas pacjent musi przyjmować duże ilości leków przeciwbólowych, które niszczą mu żołądek, albo narkotycznych opioidów, które uzależniają. Rząd premiera Morawieckiego zniósł limit na wykonywanie tych zabiegów i okazało się, że czas oczekiwania skrócił się do pół roku! Mój znajomy ortopeda musi sam dzwonić do pacjentów i namawiać ich, aby stawili się na operację. Okazuje się, że nie tylko brakuje lekarzy, ale jeszcze rząd stawia dodatkowe ograniczenia. Brakuje lekarzy, brakuje pielęgniarek, fizjoterapeutów, bo wielu wyjeżdża.
Kolejnym punktem wartym wspomnienia jest rewaloryzacja świadczeń, czyli tego, jak dużo NFZ płaci szpitalowi za poradę, operację, zabieg. Ponieważ wszystkie koszty zwiększyły się – media, koszta budowlane – to wycena świadczenia także powinna zostać zwiększona. Tymczasem szpitalom cały czas płaci się takie same pieniądze.
Nawet gdy dyrektorzy mają ambicję podnieść jakość i warunki pracy, by móc pracować na dobrym, nowoczesnym sprzęcie, to nie mogą, bo nie ma funduszy.
Doszły do nas informacje o szpitalach, gdzie oszczędza się na rękawiczkach, wenflonach; bywa, że rękawiczki jednorazowe są używane kilkukrotnie. W takiej rzeczywistości szpitalnej dziś żyjemy, ponieważ NFZ nie płaci wystarczających pieniędzy. Ja sam przez 10 dni głodowałem, żeby coś w końcu w ochronie zdrowia się zmieniło, żeby ochrona zdrowia wreszcie przestała straszyć.
Kiedy protest rusza?
Ogłosiliśmy na specjalnej konferencji, że zaczyna się w październiku. Był na niej także przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego lekarzy dr Krzysztof Bukiel, byłem ja, czyli przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL, oraz przedstawiciel Naczelnej Rady Lekarskiej. Ogłosiliśmy redukcję czasu pracy do jednego etatu.
Czyli wypowiadacie klauzulę opt-out, ogłaszacie akcję 1 lekarz – 1 etat. Skutki będą dopiero jesienią?
Tak, bo od jesieni będziemy pracować zgodnie z Kodeksem pracy. Dla pacjentów będzie to oznaczać dłuższe oczekiwanie na wizytę. To straszne i zarazem bardzo smutne, że jest nas tak mało, że gdy lekarze zaczną pracować tak jak powinni, to nagle zacznie się sypać cały system.
Smutne jest to, że musimy organizować nowy protest, żeby wyegzekwować postanowienia porozumienia poprzedniego protestu.
Nie boicie się tego, że jeżeli zaczniecie pracować zgodnie z Kodeksem pracy i system przestanie być wydajny, to za kryzys zostaniecie obarczeni wy, a nie rząd, który od lat bagatelizował problem?
Te oskarżenia miałyby zasadność, gdybyśmy dążyli tylko do podniesienia własnych pensji, aby napełnić sobie kieszenie. My nie chcemy więcej dla siebie, chcemy potwierdzenia obecnych wynagrodzeń na przyszłość. Chcemy uzdrowić ochronę zdrowia, bo obecne rozwiązania, które rząd proponuje, jak np. ramę czasową dla lekarza na SOR, są próbą zwiększenia wydajności zmęczonego osła przez poganianie go kijem. To do niczego nie prowadzi. Zresztą żadna z dzisiejszych partii nie proponuje dobrych rozwiązań.
Jak finansowanie ochrony zdrowia wygląda w krajach UE? Jaki procent PKB jest przekazywany?
Powiem tak, jeżeli chodzi o nakłady, to Polska jest trzecia od końca w Europie. Za nami jest tylko Rumunia i Bułgaria.
Oczywiście rząd mówi, że finansowanie się zwiększa i to prawda, ponieważ cała gospodarka rośnie. Więcej ludzi pracuje plus ściągalność składek jest lepsza. Jednakże cały czas operujemy w wartościach względnych. To gospodarka ciągnie ochronę zdrowia i dlatego nakłady rosną.
Jak z waszej perspektywy wygląda kryzys lekowy?
To kolejny aspekt dotknięty niedofinansowaniem. Zastany taką sytuacją lekarz musi pacjentowi powiedzieć: oto recepta, proszę poszukać sobie apteki, w której ten lek będzie. Proszę mi wierzyć, że nikomu nie przychodzi łatwo coś takiego powiedzieć chorej osobie.