Za rządów PiS nie ma dobrej zmiany na rynku pracy. Na wielu obszarach zmieniło się na gorsze.
Polityka rynku pracy od lat znajduje się na marginesie zainteresowań władzy. Ważniejsze jest przejęcie Trybunału Konstytucyjnego, osłabienie Sądu Najwyższego, upartyjnienie Krajowej Rady Sądownictwa. Zmiany, które nastąpiły na rynku pracy od 2015 r. w większości nie są to zmiany korzystne dla pracowników.
Dramat w budżetówce
Przede wszystkim nastąpił katastrofalny regres odnośnie praw pracowniczych w przedsiębiorstwach państwowych i spółkach skarbu państwa. Funkcje kierownicze zajmują nominaci partyjni, którzy często zwalczają niepokorne związki zawodowe, pozbywają się niewygodnych pracowników, faworyzują podporządkowany rządowi NSZZ Solidarność. Wielu prezesów traktuje firmy zarządzane przez państwo jak prywatne folwarki. Brutalnym przykładem takiego podejścia jest prezes Państwowych Portów Lotniczych, Mariusz Szpikowski. Ale warto też przypomnieć PiS-owskiego prezesa PLL LOT, Rafała Milczarskiego, który podczas strajku zwolnił dyscyplinarnie 67 osób czy prezesa Poczty Polskiej, Przemysława Sypniewskiego, który tak samo potraktował lidera niepokornego związku zawodowego za krytyczny wpis na Facebooku. Przykłady można mnożyć.
Budżetówka i sektor samorządowy są lekceważone systemowo. Setki tysięcy pracowników służby zdrowia, szkolnictwa, pomocy społecznej czy wymiaru sprawiedliwości zarabiają stawki nieznacznie przekraczające płacę minimalną, ich wynagrodzenia coraz bardziej odstają od średniej. Rząd traktuje ich z butą i pogardą – stąd brutalny atak na pracowników oświaty podczas strajku.
Śmieciówki nie poszły do śmieci
W kampanii wyborczej PiS obiecywał likwidację umów śmieciowych. Tymczasem nie tylko ich nie zlikwidowano, ale ich skala w ostatnich latach wzrosła. Szacunkowa liczba osób fizycznych prowadzących pozarolniczą działalność gospodarczą, które nie zatrudniały pracowników na podstawie stosunku pracy (tzw. „samozatrudnieni”) na koniec 2018 r. wyniosła ok. 1,3 mln i w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku wzrosła aż o 8,3 proc. W latach 2012-2015 liczba ta utrzymywała się na poziomie 1,1 mln osób. W 2016 r. wzrosła o ok. 4,5proc., a w 2017 r. o 4,3 proc. . Od trzech lat mamy więc do czynienia ze znacznym wzrostem samozatrudnienia, a osób prowadzących pozarolniczą działalność gospodarczą nie obowiązują przepisy dotyczące płacy minimalnej czy urlopów wypoczynkowych. W znacznie mniejszym stopniu dotyczą też tej grupy przepisy BHP. Rząd nie podejmuje żadnych działań na rzecz ograniczenia wymuszonego samozatrudnienia, a wręcz promuje umowy B2B np. w transporcie lotniczym czy w służbie zdrowia. To nie tylko skandaliczne omijanie prawa, ale też obniżanie jakości usług. Lekarz pracujący przez 40 godzin bez przerwy ryzykuje swoim zdrowiem i stanowi niebezpieczeństwo dla pacjenta.
W ostatnich latach wzrosła też liczba osób, z którymi została zawarta umowa zlecenie lub umowa o dzieło, a które nie były nigdzie zatrudnione na podstawie stosunku pracy. W 2018 r. było ich 1,3 mln, czyli o 8,3 proc. więcej niż w 2017 r. Ten wzrost to nowe zjawisko, ponieważ w latach 2014-2017 obserwowano nieznaczny spadek liczby osób, z którymi zawarto umowę cywilnoprawną. Innymi słowy wbrew obietnicom PiS po przejściowym spadku nastąpiło zwiększenie skali śmieciowego zatrudnienia.
Patologie kwitną
Na dodatek wiele umów niestandardowych jest zawieranych wbrew przepisom prawa pracy. Zgodnie z art. 22 Kodeksu pracy, gdy jest określone miejsce pracy, czas pracy i podległość służbowa, to musi być etat. Tymczasem w gastronomii, ochronie czy handlu, mimo spełnionych ustawowych kryteriów umowy etatowej, dziesiątki tysięcy pracowników ma śmieciówki. Rząd nie podjął żadnych działań, aby ograniczyć skalę patologii na tym obszarze. Rząd nie przyjął też żadnych rozwiązań na rzecz zmniejszenia olbrzymich nierówności płacowych, nie podjął działań na rzecz ograniczenia skali darmowych i niskopłatnych staży, nie podjął wysiłków na rzecz wzrostu bezpieczeństwa w pracy i przestrzegania przepisów BHP, nie przeciwstawił się gigantycznej skali niewypłacania wynagrodzeń na czas. Jeżeli ktoś uważał PiS za partię propracowniczą, to po ponad czterech latach jej rządów powinien porzucić złudzenia.