16 listopada 2024
trybunna-logo

Raz, dwa, trzy – chory będziesz teraz ty!

Podział na „młodych mniej narażonych” i „starych, których trzeba izolować dla ich dobra” jest po pierwsze pozbawiony sensu, a po drugie i najważniejsze, etycznie podejrzany.

W sieci pojawił się wpis „Dlaczego nie odizolowano grup ryzyka, czyli osób starszych i przewlekle chorych, na czas do szczepionki, a zamiast tego zdecydowano się na tak monstrualną interwencję w życie osób spoza grup ryzyka, tzn. np. dzieci i rodziców, która będzie miała dramatyczne skutki dla zdrowia tych grup, psychicznego to na pewno, ale też fizycznego, nie mówiąc o ich sytuacji ekonomicznej, planach życiowych? Dlaczego poświęcono młodych, zamiast punktowo namierzyć, co jest problemem, i temu zaradzić?”. Podobnym poglądem podzielił się ze mną młodszy kolega, dotąd znany z występowania w obronie praw mniejszości. Napisał do mnie: „izolowanie setek milionów ludzi, którym wirus nie wyrządza szkody większej niż dwutygodniowa choroba, u pewnej części trochę bardziej dokuczliwa niż grypa, jest histerią. Izolować i chronić powinno się tych dla których wirus jest zagrożeniem – o ile oczywiście takiego izolowania będą sobie życzyli sami zainteresowani z grupy ryzyka”.

Co to mówi o nas, jako o społeczeństwie? Niestety widać, że niby „zbuntowani” i „niepokorni”, niby „skłonni do pomocy i empatyczni”, w gruncie rzeczy jesteśmy egoistyczni i w imię egoizmu skłonni do poparcia zaostrzenia reżimu, byle tylko to zaostrzenie nas samych nie dotyczyło i było opakowane w slogan „dla większego dobra”. Wypowiedź mojego znajomego, gejowskiego aktywisty, młodego (jeszcze), wykształconego i przedsiębiorczego uderzyła we mnie szczególnie mocno. Chyba zresztą najbardziej jej zakończenie. Ta hipokryzja „o ile takiego izolowania będą sobie życzyli sami zainteresowani z grupy ryzyka”. W moich uszach brzmi to jak zgoda na tworzenie „obszarów zamkniętych”. Zważywszy, że przedmiotem tej „troski” mieli by być ludzie starzy i chorzy, którym trudniej jest rozpoznać zagrożenia i wyrażać lub nie zgodę, brzmi to koszmarnie.

Na początku lat 80. w USA pojawiła się nieznana choroba. Zabijała szybko i okrutnie. Gdy się pojawiła, zagrożoną wydawała się jedna, zdefiniowana i naonczas pozbawiona praw grupa ludzi. Na dodatek bycie w tej grupie było wstydem i stygmatem, więc zainteresowani „dobrowolnie” unikali rozpoznania. Pojawiła się nieznana epidemia i okazało się, że jedynym, co ma do zaproponowania chorym i przerażonym możliwością zachorowania świat, to pełna izolacja. Szpitale nie chciały ich przyjmować. Brakowało informacji, samo podejrzenie, że jest się zakażonym, wyjmowało spod ochrony. Oczywiście nikt tego tak nie definiował. Pracę traciło się nie z powodu zakażenia, ale z powodu bycia mniej aktywnym, mniej zaangażowanym. Większość społeczeństwa nie chciała nawet słyszeć o „zarazie gejów” i protestowała przeciw wydawaniu funduszy na leczenie. Większość uważała, że „nas to nie dotyczy, to oni chorują i umierają. Ich sprawa”.

Chorowali wyłącznie homoseksualni mężczyźni. Tysiące gejów zapłaciło śmiercią za fałszywe myślenie „nas to nie dotyczy, a może nawet lepiej, że wyginie to plugastwo”. Ale wkrótce świat przekonał się, że wirus HIV nie wybiera. Kiedy znajdzie możliwość, atakuje heteroseksualnych mężczyzn, kobiety, dzieci. Szczęśliwie udało się dzięki wysiłkowi ludzi nauki opracować metody leczenia AIDS, ale dotąd nie mamy skutecznej szczepionki. Za to mamy całe regiony świata wymierające z powodu AIDS, a liczba nowo zarażonych heteroseksualnych kobiet zarażonych przez heteroseksualnych partnerów ciągle rośnie. Rośnie też liczba zakażonych heteroseksualnych osób starszych. Oni, a zwłaszcza one mają w pamięci bezmyślnie kiedyś rzucone hasło „zaraza gejów”, a z racji wieku nie bojąc się zajścia w ciążę nie wymagają od partnerów stosowania prezerwatyw. Przez pół wieku istnienia wśród nas wirusa HIV na AIDS zmarły miliony ludzi na całym świecie.

Wiem, że nic nie łączy tych epidemii, prócz tego, że obie wywołały wirusy pochodzące najprawdopodobniej od zwierząt. Bardzo chciałabym, żeby bezmyślnym powtarzaniem, że koronawirus jest „szczególnie niebezpieczny” dla jakiejś grupy ludzi nie spowodować skutków podobnych do tych, jakie spowodowały nieprzemyślane, rodzące się z paniki i zbyt małej wówczas wiedzy słowa. Wiele wskazuje na to, że koronawirus zostanie z nami na długo. Może niestety na lata. I dlatego musimy uczyć się z nim żyć. Chciałabym, by była to nauka solidarności, współdzielenia kosztów, empatii i szacunku dla wszystkich, a nie egoizmu i wskazywania, kogo należy „izolować” w imię wygody innych.

Poprzedni

Świat pracy w czasach zarazy

Następny

PiS nie wprowadzi stanu klęski żywiołowej

Zostaw komentarz