GadzinowskiTrbuna
Znany dziś lider kapeli „Big Cyc”, Krzysiek Skiba zaczynał jako polityczny happener. Zabłysnął w 1988 roku, w mieście Łodzi. Biegał po ulicy Piotrkowskiej z dużą tablicą „Inflacja” i wrzeszczał: „Kto zatrzyma inflację?”.
Jak można się było spodziewać wiele się Krzysiek nie mógł nabiegać. Po kilku rundach został zatrzymany przez patrol Milicji Obywatelskiej. Osłupiały ze zdumienia. Funkcjonariusze nie wiedzieli co z zatrzymanym zrobić. Nie wzywał przecież do obalania ustroju,zatem jego czyn nie nosił znamion solidarnościowej opozycji. Przeciwnie, obywatel Skiba wzywał do zatrzymania inflacji, która również funkcjonariuszy MO odczuwalnie biła po kieszeniach. Z drugiej strony zatrzymany zachowywał się wielce niekonwencjonalnie i coś z takim trzeba było jednak zrobić. Niestety zwykłe, rutynowe pałowanie nie pasowało już do nowego rodzaju ekspresji zwiastującej nowe czasy.
Na szczęście po kilkunastu minutach wydarzenie nabrało nowego wymiaru. Na Piotrkowskiej pojawiły się grupki młodzieży które rozrzucały, wcześniej przygotowane, ulotki informujące o sensacyjnym wydarzeniu. Oto w mieście Łodzi „Milicja zatrzymała galopującą inflację”.
Kiedy Skiba biegał po Piotrkowskiej, doktor Adam Glapiński był już liderem podziemnej „Solidarności” w prestiżowej warszawskiej Szkole Głównej Planowania i Statystyki. A w 1988 roku był na stypendium w Paryżu. Bo totalitarna kiedyś władza PZPR weszła w fazę dekadencką i pozwalała opozycji brylować na atrakcyjnych stypendiach.
Zresztą doktor Glapiński był wtedy wielce uzdolniony,dobrze zapowiadającym się ekonomistą. I dodatkowo dowcipnym, „jajcarskim” jak wtedy mawiano, wielce lubianym przez studentów wykładowcą. Niestety kilka lat potem zdolniacha Glapiński zamiast wytrwale pracować na swego, i polskiego, Nobla z ekonomii, zadał się z braćmi Kaczyńskimi. Zamienił turecki sweter na jedwabny gajerek. Poszedł w politykę i tam swój talent na drobne rozmienił. Zmarnował się.
Cóż nie pierwszy on, i pewnie nie ostatni niestety, którego Kaczyńscy na złą drogę sprowadzili.
Pomimo tak złego towarzystwa Adam Glapiński zachował ostry cień swego dawnego studenckiego „jajcarstwa”. Błysnął nim niedawno, podczas konferencji prasowej.
Kiedy jako prezes Narodowego Banku Polskiego wcielił się w wielkiego węża walutowego. I z szelmowskim błyskiem w oku obiecał urbi et orbi,że on to teraz „zdusi inflację”.
Zastopuję ją, przynajmniej na czas jakiś. Jak kiedyś Milicja Obywatelska w mieście Łodzi na Piotrkowskiej.
Kiedy Skiba biegał po Piotrkowskiej, a Glapiński konspirował w SGPiS-ie, inteligenckie elity z PZPR dogadywały się z inteligenckimi elitami opozycyjnej „Solidarności”. Obie grupy wiedziały, że nastał czas dekadencji. Zmian. Kończy się epoka dominacji politycznej i gospodarczej ZSRR w Europie Środkowo- Wschodniej. Ale też epoka radzieckiego parasola ochronnego. Polskie polityczne elity z PZPR coraz bardziej czuły, że będą musiały poradzić sobie w warunkach nowej suwerenności. Zrozumiały, że wcześniej trzeba będzie „zdemokratyzować” krajowy system polityczny. Dopuścić do władzy opozycję i podzielić się z nią odpowiedzialnością za przyszłe niepopularne reformy.
Transformacja polityczna zapoczątkowana umowami „Okrągłego Stołu” z 1989 roku udała się. Stworzono sprawny system demokracji parlamentarnej uwieńczony nowoczesną, choć przegadaną, Konstytucją. System kompatybilny do rygorów politycznych NATO i standardów Unii Europejskiej.
Gorzej było z transformacją ustroju gospodarczego. Tu z perspektywy 30 lat można odtrąbić sukces, zwłaszcza po dokonaniu porównania ze wschodnimi sąsiadami, ale koszty społeczne tamtej zmiany będą dalej przedmiotem ostrych, politycznych sporów.
Pytanie: „Czy można było wtedy przyjąć inny model niż liberalno -balcerowiczowski?”- jeszcze nie raz będzie powracać w publicznych debatach.
Upłynął wiek złoty
Trzydzieści spokojnych lat minęło. Bez wielkich wojen i armatnich salw. W naszej Unii Europejskiej rzecz jasna. Czas kolejnej „La belle époque” dobiega końca. Globaliści i geopolitycy wieszczą nową „zimną wojnę”. A niektórzy nawet nieuchronność III Wojny Światowej.
Zamiany, zmiany ogłaszają. Nawet w tej peryferyjnej IV Rzeczpospolitej.Już każdy rozsądny widzi, że Zjednoczona Prawica kierowana przez Jarosława Kaczyńskiego straciła moc sprawczą. Żadnej „Dobrej Zmiany”, ani nowego „Polskiego Ładu” już tu nie będzie. Cóż z tego, że politycy PiS celnie potrafili w 2014 roku rozpoznać potrzeby polskiego społeczeństwa i dzięki temu wygrywać kolejne wybory parlamentarne i prezydenckie.
Zdobytej władzy nie wykorzystali do przeprowadzenia niezbędnych reform sądowniczych. Do efektywnej zmiany polityki gospodarczej. Do realizacji nowej polityki rozwojowej.
Jedynie uczynili to wymienili stare elity na swoje. Niestety nie te kompetentne, nie te bardziej sprawne,i przede wszystkim nie te bardziej uczciwe.
W siódmym roku rządów PiS nadal nie mamy w Polsce obiecanych przez elity PiS wzrostów demograficznych, reemigracji Polaków, milionów samochodów elektrycznych, setek tysięcy nowych, tanich mieszkań, luxtorped, autobusów PKS w każdej gminie.
Symbolem imposybilizmu gospodarczego rządów PiS jest uroczyście poświęcona w 2017 roku stępka przyszłego polskiego promu,którego budowa miała zapoczątkować odbudowę polskiego przemysłu stoczniowego. Wystawiona teraz na złom.
Symbolem reformatorskiego imposybilizmu elit PiS jest nieudana zmiana systemu sądownictwa, która doprowadziła do niepotrzebnej wojny z Unią Europejską.
Symbolem politycznego imposybilizmu elit PiS jest obecna „większość parlamentarną” Zjednoczonej Prawicy. Trzymająca się na ciągłych, jednorazowych korupcyjnych kontraktach.
Elity PiS stracą niebawem władzę. Bo pan prezes Glapiński zdusi w IV RP inflację równie skutecznie jak zatrzymała ją milicja w mieście Łodzi w schyłku Polski Ludowej.
Epoka IV Rzeczpospolitej skończy się niebawem. Ale wraz nią upadnie też wielce popularny wśród opozycyjnych wyborców miraż powrotu do III Rzeczpospolitej. Do tego, żeby „było tak jak było”.
Dlatego mam nadzieję, że na polskiej scenie politycznej miejsce „dziadersa” Jarosława Kaczyńskiego nie zajmie zliftingowany „dziaders” Donald Tusk.
Że zjednoczonej, antykaczyńskiej opozycji nie wystarczy politycznej woli jedynie na odsunięcie kaczystów od władzy i przykładowe ukaranie kilku sztandarowych „podsłuchujów”.
Że opozycja zaproponuje nowe, wieloletnie cele rozwojowe.
Niestety na razie żadna z opozycyjnych partii nie zaproponowała polskim obywatelom programu na miarę „chińskiego marzenia”, „mocarstwowej Rosji”, „renesansu Ameryki”, czy nawet „IV Rzeszy Niemieckiej”.
Wolą trawić czas by ćwierkać na Twitterze niż zmierzyć się intelektualnie z programem V Rzeczpospolitej.
W czasach Polski Ludowej roiło się od literatów, którzy swą niemoc twórczą uzasadniali istniejąca wtedy cenzurą. Wielu z nich sugerowało, że piszą swe wielkie dzieła na razie ”do szuflady”.
Kiedy system cenzury upadł, to ukazały się te przepastne szuflady.
Puste.