22 listopada 2024
trybunna-logo

Przestać się bać!

Jarek Ważny

Kto ma oczy do patrzenia i swój rozum do rozumienia, ten widzieć i wiedzieć musi, że na covidowym pierdolniku zarabiają głównie media i firmy od maseczek, jakkolwiek by ta konstatacja nie przypominała widzenia świata a’la Jarosław Kaczyński.

Mimo zaciągniętych na początku pandemii restrykcji, efekt na całym globie jest taki sam-każdemu rośnie. Najbardziej rosną jednak słupki oglądalności i klikalności wielkich potentatów medialnych. Dla nich covid może się nigdy nie kończyć.

Dlaczego tak dużo jest zachorowań? Jedni mówią, że ludzie zapomnieli z czym mają do czynienia. Ja jednak wierzę bardziej tym, którzy pojęli skutecznie lekcję z książki pt. „Matematyka dla klas szóstych”. Jest dużo potwierdzonych przypadków, bo dużo się testuje. Gdyby testów było mniej, wyniki byłyby niższe. Taka to skomplikowana sprawa z tymi przyrostami. Ludzie chorowali i chorować będą-z tym chyba nikt nie ma kłopotu, bo jak ktoś używa głowy do czegoś więcej, niż noszenia beretu, ten od dawna o tym wie. Im szybciej nacje i państwa uświadomią to swoim obywatelom, tym prędzej wrócą do dawnego życia z minimalnymi stratami. Być może jednak jest tak, że komuś na tym świecie wcale nie zależy, aby stary porządek przywrócić i zacząć znowu normalnie żyć. Wiem, jak taka diagnoza brzmi i sam się jej trochę brzydzę, ale im dłużej na to wszystko patrzę, tym coraz bardziej w nią wierzę.

Dlaczego jest tak, że temat funkcjonuje w mediach, a te cały czas podkładają do pieca liczbą chorych których przybywa, a w domach, na ulicach i w zakładach pracy, ludzie są zmęczeni tym całym cyrkiem; doprawdy, nie znam rodziny a w niej choćby jednego człowieka, który nie miałby już dość tej nagonki jednych na drugich i chciałby znowu żyć po staremu.

Oczywiście z wirusem covidu, bo tego nikt nie neguje, że ten na ziemi jest i pozostanie. Tak jak nie neguje nikt rozumny tego, że dotychczasowe środki walki z tymże nie sprawdziły się; ludzie siedzieli w domach i chorowali; wyszli z domów i dalej chorują. Jaki więc sens ma straszenie ich mocą złowieszczą wirusa, tak jakby na świecie istniała już tylko ta choroba? Po co trzymać ludzi w panice; odpowiedź wydaje się nader oczywista-bo ktoś na tym ciągle zarabia; jeśli nie wiesz jak tłumaczyć świat, idź za pieniędzmi.
Łatwiej jest mącić w głowach ludziom wystraszonym i niepewnym jutra; łatwiej jest ich kontrolować aplikacjami, żeby wiedzieć gdzie są, co robią i z kim; łatwiej jest trzymać ich pod butem i dozować im lęk, żeby byli posłuszni i chodzili tak, jak im zabasują media i koncerny oraz prowadzone na ich pasku, zależne od światowej finansjery, rządy. Nie twierdzę, że należy rzecz z którą mamy dziś do czynienia lekceważyć; ostentacyjnie zdejmować maseczki, nie dezynfekować dłoni. No ale już trzymać ludzi na odległość od siebie i nie pozwalać im się zrzeszać, uważam za dotkliwość zbyt daleko posuniętą. W tej wariackiej nagonce chorych na zdrowych i odwrotnie, cieszą mnie choćby małe wyłomy, z którymi mamy do czynienia w naszym kraju, znaczonym krwią i blizną. To, że dzieci wrócą od 1 września do szkół uważam za jedyne, możliwe rozwiązanie. Cóż warty jest kraj, który trzyma swoją przyszłość pod kluczem i każe się jej widzieć tylko na czacie godzinę dziennie. Młodzież i dziatwa musi trzymać się razem. Że nie transmituje wirusa na siebie, to już wiemy. Można by pójść dalej w racjonalnym myśleniu, i nakazać, o ile to możliwe, księżom, wydawać komunię w rękawiczkach i na dłoń. Bo w końcu o symbol się tu rozchodzi. A jak wiemy, symbole raczej nie zabijają starych i chorych, a covid na opłatku już to potrafi. Podobnie jak o symbol idzie, gdy jeden czy drugi parlamentarzysta i były prezydent deklaruje, że nie stawi się na zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy na drugą kadencję w Sejmie. Gdyby jeszcze uzasadniał to lękiem o własne zdrowie, bo część z nich, zwłaszcza byłych prezydentów, jest już w covidowej grupie ryzyka, to można by to zrozumieć. Ale nie stawić się dlatego, żeby pokazać, że to nie mojego prezydenta będą zaprzysięgać i się na niego nie głosowało? Trochę za mało, jak na posła albo senatora. Przyjść należy. Przez szacunek dla urzędu. Ręki nie podawać, jeśli człek lękliwy albo zawistny, ale przegrywać też należy z klasą. A po zaprzysiężeniu wrócić do roboty, za którą płaci się niemało z publicznych pieniędzy i zastanowić się wspólnie, jak ulżyć ludziom w tym dramatycznym czasie i dlaczego nie należy ich już więcej straszyć ponad stan. Człowiek w tym kraju ma dość powodów do niepokoju i bez covidu. Warto by może ulżyć mu w codzienności, żeby przestał się bać. O ile Was na to stać, panowie szlachta.

Poprzedni

Pełne zatrudnienie – teraz!

Następny

Nasze piękne, nowe elity

Zostaw komentarz