16 listopada 2024
trybunna-logo

(Przed)ostatnia farsa demokratyczna

Nie powiem jak Marcin Król, że byliśmy głupi bo szanuję jego prawo do samokrytyki. Po za tym, użycie czasu przeszłego, sugerowałoby, że teraz jest jakoś inaczej. A chyba nie jest. Na pewno jednak zasłużyliśmy sobie na stan w jakim żyjemy. To prawda jedni nieco mniej, inni nieco bardziej, ale tak, zasłużyliśmy sobie na pewno.

Nikt nie wyciągnął wniosków z tego, dlaczego 2001 znacząco wygrało SLD, ani dlaczego potem wygrał PiS. Nikt nie wyciągał wniosków z dwuletnich rządów PiS, i nikomu włos z głowy nie spadł za łamanie wtedy prawa. Traktowano PiS jak normalną partię demokratyczną zarówno w czasie gdy pierwszy raz rządziło, jak i gdy straciło władzę. Zapewne dlatego, że ani PO ani PiS nie przywiązywało wagi do programu ani nie specjalnie przejmowało się dobrem publicznym. PO udawało że przestrzega prawa a w 2015 PiS uznało, że nie musi go już przestrzegać. Wystarczało, że mówiło, że przestrzega. Czasem.

W wyniku splotu różnych okoliczności, z których pandemia akurat nie jest najbardziej istotna, znaleźliśmy się w politycznym bagnie. Tak naprawdę nie jest szczególnie ważne czy wybory odbędą się w maju czy w czerwcu oraz czy będzie to głosowanie listowne czy osobiste. Bo nie wybory w demokracji są najważniejsze. Mamy wiele krajów, w których odbywają się głosownia wybory, referenda i nikomu nie przyjdzie do głowy nazywać ich demokratycznymi.

Staliśmy się właśnie takim krajem, z tym, że nie stało się to ani w maju, ani w styczniu ani też w zeszłym roku. Nie stało się też w grudniu 2015 roku, choć to poniekąd miesiąc był symboliczny.

Staliśmy się takim krajem, ponieważ nie przywiązywaliśmy wagi ani do dobra wspólnego, ani do debaty o nim. A właśnie to jest istotą demokracji.

Słychać żale, że nie zbudowano społeczeństwa obywatelskiego. Ale jak miało ono powstać, skoro wszelkimi siłami władzy i mediów budowano społeczność małych i większych egoistów. Skoro patronem III RP jest Margaret Thatcher, to o jakim społeczeństwie mówimy, przecież społeczeństwo nie istnieje, tak jak pieniądze publiczne i dobro wspólne.

Pandemia spowodowała, że cześć jednostek nieistniejącego społeczeństwa zorientowała się, że ludzie są sobie nawzajem potrzebni. Że potrzebne są szpitale, szkoły, komunikacja publiczna, publiczne usługi a nawet, w skrajnych przypadkach potrzebny jest rząd. Taki nam się właśnie zdarzył skrajny przypadek.

I taki dziwny rząd mamy, w którym mówienie prawdy ma charakter przypadkowy lub mimowolny, szacunek nawet do współrządzących występuje w ilościach homeopatycznych a wszystko jest grą o władzę, i pieniądze. Elektorat to coś, co kupuje się pakietami i łudzi reklamą lepszej przyszłości.

I do tego jeszcze pseudowybory, pseudo prezydenta gdzie po jednej stronie mamy naszego ulubionego piccolo duce, a po drugiej… No właśnie… Jego jeszcze mniejsza i młodsza wersja.

Troje kandydatów, chcących powrotu do przeszłości, tej niedalekiej, sprzed paru lat ale jakby nie kojarzyli, że to już zamierzchła epoka.

Pani chwalona za swoich dziadków i dobre geny… prawie jak rasowa klacz ze stadniny pana hrabiego.

Pan z dobrego domu, rodzina inteligencka ale z korzeniami na wsi, prawie sąsiedzi Witosa, dobrzy katolicy.

Pan z telewizji jeszcze lepszy katolik ale prawie reformowany, co prawda testu z demokracji u Locke’a by nie zdał ale taki miły i ma żonę, prawie emancypantkę.

Stawkę uzupełnia kandydat, który nie wiadomo czego chce naprawdę, ale chce dobrze.

Nic dziwnego, że elektorat drobnych egoistów najchętniej zostałby w domu. Tam, gdzie wydaje mu się, że jest względnie bezpieczny. Tak naprawdę, nikt nie chce niczego i nikogo wybierać, skoro i tak nie ma wyboru.

Te wybory, obojętnie czy się odbędą w maju, czerwcu, lipcu czy też zostaną przełożone na dużo później, nie mają większego znaczenia, bo nikt im takiego znaczenia nie chce przyznać. Dla PiS-u to ma być formalność, nawet jeśli od tej formalności zależeć ma jego los. Dla opozycji, spośród której nikt nie potrafi przedstawić alternatywy, to zabieg formalny, który ma pokazać, że pacjent jeszcze żyje. Byłoby może prościej, gdyby nasza klasa polityczna zamknęła się na kwarantannie.

Większość tych, którzy z różnych powodów deklarowali udział w wyborach, odpuścili. Żadne apele tego nie zmienią, bo nie są wstanie przydać sensu tym wyborom. Tym bardziej, że ich przeprowadzenie wydaje się przekraczać możliwości organizacyjne i intelektualne PiS. Bierny opór materii (również ludzkiej) i inercja wystarczą. Są takie chwile w historii, gdy większość ma rację i wtedy trzeba posłuchać większości. Teraz jest właśnie ta chwila a te wybory nie mają sensu. Zostańmy w domu. Możemy zabrać się więc za robienie rzeczy, na które jeszcze mamy wpływ. Dopóki jeszcze mamy. Dbajmy o siebie nawzajem. Z tego może powstać jakieś wspólne dobro. A może nawet i demokracja.

Poprzedni

Średniacy

Następny

Hamulcowi

Zostaw komentarz