Kolejny polski rząd przygotowuje polskie społeczeństwo do wojny. Takie zabiegi trwają od kilku ładnych lat. W ostatnim czasie wojenna propaganda wręcz nas zalewa.
W sobotę miałam nieprzyjemność obejrzeć program „Studio Polska” w TVP Info. Tym razem tematem prowadzonej na żywo dyskusji – otwartej ponoć dla wszystkich zainteresowanych, jak zapowiadali jego autorzy – była wojna. Nie była to jednak dyskusja o (bez)sensie wojny jako takiej, ale raczej o tym, czy Polska jest już odpowiednio przygotowana. Do wojny, która – zdaniem autorów programu – zbliża się coraz większymi krokami i zdaje się wręcz nieunikniona. Z wypowiedzi niektórych dyskutantów wynikało nawet, że jest ona pożądana (!). Nic dziwnego, iż znaczną część zgromadzonych w studio uczestników dyskusji stanowili młodzi ludzie w mundurach różnych organizacji paramilitarnych, przede wszystkim „Strzelca”.
Podczas dyskusji nie zabrakło głosów nawołujących w mię specyficznie pojmowanego patriotyzmu do wzmocnienia siły polskiej armii, konieczności organizowania oddziałów tzw. obrony terytorialnej.. Dwoje obecnych w studiu starszych ludzi wspominało swoje doświadczenia z okresu II wojny światowej. W ich wypowiedziach zaskoczyło mnie to, że oboje podkreślali sprawę dumy i honoru, jakie podobno mają nierozerwalnie wiązać się z wojną. Nie powiedzieli jednak zebranej w studio młodzieży, że wojna to jest przede wszystkim śmierć.
Weterani wojenni (wojskowi i cywilni), których miałam okazję dotychczas słuchać przekonywali – powołując się na własne doświadczenia, straconych bliskich i przekreślone lata życia – że naszym najważniejszym obowiązkiem jest niedopuszczenie do wybuchu kolejnej wojny. Za wszelką cenę. Właśnie dlatego, że wiedzieli, co ona oznacza i nie chcieli, by podobne doświadczenia stały się udziałem następnych pokoleń.
To przecież chęć zapobieżenia kolejnej rzezi w Europie była jedną z podstaw powołania do życia Wspólnot Europejskich, czyli fundamentu obecnej Unii Europejskiej. Przez kilkadziesiąt lat od zakończenia II wojny pokolenie moich dziadków wpajało pokoleniu moich rodziców i mojemu – hasło „Nigdy więcej wojny!”. Po obu stronach „żelaznej kurtyny”. To właśnie pamięć o okropieństwach i bezsensie wojny pozwoliła rozumnym i odpowiedzialnym politykom obu zwalczających się bloków polityczno-militarnych uniknąć wybuchu III wojny światowej, której skutki byłyby nie do przewidzenia dla całej ludzkości. Hasło „Nigdy więcej wojny!” stało się jednym z najważniejszych wezwań oraz wyzwań powojennego świata. W programie, podobno misyjnej, telewizji publicznej takie słowa jednak nie padły.
Wręcz przeciwnie. Usłyszeliśmy, że Polska jest już w stanie wojny, tyle że nowego typu – wojny hybrydowej, a więc tym bardziej powinna wzmóc militaryzację społeczeństwa. Zdaje się, że swoją rolę w owej wojnie hybrydowej, opartej w znacznej mierze na propagandzie i (dez)informacji, miał odegrać również ten program (i nie tylko ten).
Zanim „Studio Polska” pojawiło się na antenie reklamowano je jako program prezentujący szerokie spektrum poglądów przedstawicieli różnych opcji. Zapomniano tylko dodać, że wprawdzie różnych, ale wyłącznie prawicowych, dla których patriotyzm sprowadza się głównie do militarnego obowiązku obrony ojczyzny przed agresorem i szykowania się do wojny, choć nikt nam jej jeszcze nie wypowiedział (nawet jeśli minister Macierewicz twierdzi co innego). Sprowadza się to do poszukiwania wroga wewnętrznego, zaś wróg zewnętrzny został już dawno i jasno wskazany – ma nim być Rosja. I teza ta („Jeśli będzie wojna z Rosją” – taki był tytuł programu) nie podlegała niemal żadnej dyskusji, a gdy któryś z gości miał odmienne zdanie, natychmiast odbierano mu głos.
Zdominowaną przez przedstawicieli prawicy „dyskusję” trudno ocenić inaczej niż jako podżeganie do wojny. To, że taki przekaz jest sączony przez media publiczne – nie tylko przez ten program przecież – jest po prostu skandaliczne! Nie było to bowiem wzywanie do obrony zaatakowanego kraju, tylko jawna manipulacja, obliczona na podkręcanie militarystycznych nastrojów, szczególnie wśród młodzieży, od lat oczadzonej mitami na temat „żołnierzy wyklętych”. To był kolejny element trwającego już od jakiegoś czasu przygotowywania psychologicznego gruntu pod ewentualną wojnę. Mówiąc wprost – program ten nosił znamiona propagandy wojennej.
Młodzi Polacy, urodzeni po 1989 r., są w tej propagandzie wychowywani, a raczej tresowani, od lat. Nic dziwnego, że wśród swoich byłych studentów coraz częściej widywałam osoby w tzw. odzieży patriotycznej – z orzełkami i symbolami polskiego oręża. Mogę zrozumieć narastanie wśród nich nastrojów antysystemowych, które bywają zagospodarowywane przez skrajną prawicę, krytyczną wobec przemian po 1989 r. Mają prawo do buntu nie tylko z racji wieku, ale też obiektywnych przyczyn (brak pracy i perspektyw). Jednak ów bunt jest wykorzystywany do kształtowania ludzi wrogo nastawionych do wszelkich „obcych” (a kto nim jest, wskaże wódz) a wręcz podkręcanych do militaryzmu i wojny. W ten sposób od lat kształtują ich niektórzy politycy, księża (!) oraz inni „wychowawcy młodzieży”. W taki sposób zostało ukształtowanych wiele roczników całego pokolenia – tego, które dorosło i właśnie dorasta do poboru do wojska, przeszkolenia i stania się mięsem armatnim w przypadku ewentualnej wojny. Wojny, w której Polska ani rzekomy potencjalny agresor, czyli wskazywana palcem Rosja, nie mają żadnego interesu. Mają go za to inni. Bez wskazywania palcem.
Przypomnę, że są to ludzie, którzy nie wiedzą, czym jest wojna, bo jej nie doświadczyli, choć mogą oglądać relacje z konfliktów wojennych w innych krajach, niekiedy bardzo nieodległych. Do wielu z nich groza takiej sytuacji jednak nie przemawia, nie dociera. Od najmłodszych lat są oni bowiem wychowywani na grach komputerowych, w których zabijanie i śmierć bywają niekiedy oddane bardzo realistycznie, ale wciąż są tylko grą, którą zawsze można rozpocząć od nowa. Wielu z nich nie ma świadomości, iż w realnym życiu nie da się urodzić od nowa (chyba że wierzą w reinkarnację). Ani oni, ani ich najbliżsi nie mają pięciu „żyć” do wykorzystania.
Teraz właśnie tak ukształtowanych psychicznie ludzi dodatkowo pompuje się propagandą wojenną, czego podbudową jest czczona na każdym kroku martyrologia związana z wojną. Nie jest też przypadkiem, że od kilku lat ta propaganda skupia swoją agresję na złych doświadczeniach historycznych Polski z Rosją i dawnym Związkiem Radzieckim. Są od dawna przygotowywani do wojny, na której mają być „mięsem armatnim” i których ukształtowanie i życie, najwyraźniej, zostało sprowadzone głównie do tego celu. Mimo iż – co akurat zaznaczono podczas omawianego programu – każda wojna jest wojną elit gospodarczych, a nie zwykłych ludzi, którzy nic do siebie nie mają. Tyle że to nie owe elity giną zwykle na wojnach.
Być może nieprzypadkowo już na samym początku programu ze studia – podobno szeroko otwartego dla wszystkich zainteresowanych – wyrzucono działaczy jednego ze związków zawodowych, którzy przyszli ubrani w koszulki z logo swojego związku. – Nie zrobiliśmy nic złego. Nie było wcześniej zastrzeżenia od prowadzących, że nie wolno pokazywać się z logo organizacji społecznej, jaką jest związek. Zaproponowaliśmy, że założymy na siebie kurtki i nie będziemy pokazywać napisu, ale realizatorzy programu się uparli – informuje jeden z wyrzuconych. I dodaje: – Zawsze w historii lewica, ruch robotniczy i związki zawodowe były przeciwne dążeniom do wojen, ponieważ miały świadomość, że to są wojny w imię interesów kapitału. Tylko że to robotnicy są posyłani na front i giną. Dlaczego giną? Bo kapitaliści robią na wojnie interesy, a wcześniej opłacają polityków, żeby do niej podżegali i znajdowali uzasadnienia. Zwykli ludzie nie chcą wojny, chyba że mają mózgi wyprane propagandą wojenną – ocenia związkowiec.
Tymczasem w studiu „pluralistycznego programu” mogli bez przeszkód pozostać panowie (chłopcy raczej) w różnego rodzaju mundur(k)ach organizacji paramilitarnych. Takie oznakowanie realizatorom programu jakoś nie przeszkadzało.
Pod koniec programu jeden z prowadzących zapytał owych obecnych w studio umundurowanych wprost: – Czy „Strzelec” jest gotowy do wojny?