29 listopada 2024
trybunna-logo

Problem z prezydentem

Mamy prawdziwy problem z naszym panem prezydentem. Zwłaszcza ostatnio, kiedy ciągle mówi. Nie milknie właściwie.

A co przemówienie, to nowe spojrzenie na historię, to nowe zaskakujące skojarzenia pozornie odległych, a nawet nieprzystających do siebie faktów. Nie zdążymy uprać się z jednym, już mamy drugie. Powiedział onegdaj na przykład, że rządy do 1989 roku, to były rządy zdrady narodowej. To znaczy, pomyśleliśmy sobie, że każdy, kto jakoś z tymi rządami się układał, żył w państwie przez nie zawładniętym, stosował się do obowiązujących praw, przestrzegał reguł, jakoś rozwijał się przy okazji i awansował – był kolaborantem? No, nie wychodzi inaczej. Ale, czy na przykład tatuś pana prezydenta, który jako pierwszy w rodzinie uzyskał wyższe wykształcenie, też? A jak rozumieć kardynała Wyszyńskiego, który wspominając zakończenie wojny mówił: „odzyskaliśmy wolność”. Zresztą podobnie wspominał tamte czasy papież Jan Paweł II…
Pan prezydent nieustannie stawia nas przed podobnymi pytaniami. Na Westerplatte również to zrobił. Już, już mieliśmy zasłuchać się w słowa o totalitaryzmach, zatopić w myślach wypowiadanych przez pana prezydenta, gdy zła pamięć podsunęła nam – miast twarzy bohaterskich obrońców Westerplatte – łysoli z ONR, którzy kilkanaście godzin wcześniej demonstrowali w przytomności pana prezydenta w Gdańsku. W przeddzień rocznicy wybuchu wojny wywołanej przez ludzi z rękami podniesionymi w hitlerowskim geście, w takim samym geście podnosili swoje ręce…
Cóż mamy myśleć panie prezydencie, skoro pan w takich razach milczy, udaje, że nie widzi. Zaprawdę trudno się pana słucha. O usłuchaniu zaś mowy nie ma.

Poprzedni

Kazachowie czekają

Następny

Rzecz najcenniejsza