Związkowcy chcą wprowadzenia Minimalnego Dochodu Gwarantowanego. Propozycja nie podoba się jednak ich prawicowym przeciwnikom politycznym; poseł Sośnierz (Konfederacja) uważa ten pomysł za zabójczy dla gospodarki.
W czasie epidemii pojawia się coraz więcej pomysłów na wyjście z kryzysu. Związkowcy z ZA (Związkowa Alternatywa) zaproponowali, aby wprowadzić w kraju Minimalny Dochód Gwarantowany: 1500 zł netto dostać miałby każdy, kto stracił pracę lub jego zarobki spadły poniżej przywołanego progu.
Propozycja ZA – przynajmniej czysto teoretycznie – brzmi bardzo atrakcyjnie. Postanowiłem jednak zapytać o zdanie osobę z przeciwnej strony barykady. Dobromir Sośnierz, poseł Konfederacji, nie zostawił na związkowcach suchej nitki. Polityk uważa, że ich pomysł to tak naprawdę propozycja wprowadzenia kolejnego zasiłku dla bezrobotnych…
Dlaczego jest Pan przeciwko propozycji związkowców?
Jestem przeciwko z wielu powodów, ale oczywiście najważniejszy jest dla mnie argument pryncypialny – nikt nie ma prawa żyć na cudzy koszt, żaden wolny człowiek nie może być zobowiązany do utrzymywania innych ludzi nieświadczących dla niego żadnych usług. Przymusowa praca na rzecz innych ludzi jest cechą rozpoznawczą niewolnika.
To, że nie ma na to pieniędzy i ma to katastrofalne skutki społeczne, też jest oczywiście ważne, ale najważniejszy jest argument moralny – to po prostu niesprawiedliwe.
Co stałoby się w przypadku wprowadzenia takiego zasiłku?
Przede wszystkim w sytuacji gwałtownego załamania się wpływów do budżetu, zwiększyłoby to zadłużenie i zapewne spowodowało jeszcze większy dodruk pieniądza, a zatem inflację.
Jeszcze bardziej zniszczyłoby to motywację ludzi do pracy. Ludzie, którzy pracują na pół etatu, dostają często mniej niż proponowany dochód gwarantowany. W takiej sytuacji nikt normalny nie będzie nadal pracował tylko po to, żeby mieć mniej niż ktoś, kto nie pracuje.
Już teraz udział w społeczeństwie płatników netto w stosunku do beneficjentów budżetu jest niepokojący. W zasadzie beneficjenci już teraz są w stanie przegłosować tych, którzy na nich pracują. Każdy ruch w kierunku powiększania tej dysproporcji jest ruchem w kierunku zbiorowego samobójstwa.
Wszelkie zasiłki osłabiają związek między pracą a powodzeniem w życiu. Im mniej w życiu zależy od pracy, tym mniej ludzie są skłonni pracować, starać się, angażować czy ryzykować. Jest to ześlizgiwanie się w dekadencję.
Skąd związkowcy wzięliby pieniądze na tak daleko idący pomysł?
To pytanie do nich. Zapewne z opodatkowania, pożyczek i emisji pieniądza. Wszystkie te zjawiska są oczywiście głęboko szkodliwe. Opodatkowanie jest w istocie karą za aktywność, pożyczki powodują odkładanie skutków w przyszłość, a emisja okrada ludzi z oszczędności.
Gdyby dochód miał być bezwarunkowy, to taki program w ogóle byłby niemożliwy do sfinansowania. 1500 zł dla każdego dorosłego przed emeryturą to jakieś 425 bilionów złotych rocznie.
Co tak duży wydatek oznacza dla państwa?
Na to już odpowiedziałem w zasadzie – oznacza to przyspieszenie negatywnych procesów dezaktywizacji zawodowej, zwiększenie kosztów pracy, inflację, wzrost zadłużenia, wzrost poczucia krzywdy wśród płatników netto, a więc zapewne emigrację tych ludzi.
Jakie propozycje lepiej zastosować w walce z obecnym kryzysem?
Radykalna deregulacja, zniesienie wielu zbędnych barier, obniżenie podatków, ucięcie bezwarunkowego socjalu. To pchnęłoby ludzi do aktywności zawodowej i sprawiło, że wiele rzeczy, których teraz nie opłaca się robić, stałoby się opłacalnymi. Do tego trzeba oczywiście rozsądnej polityki zarządzania epidemią, a nie tylko pasywnej kwarantanny, a na to się zupełnie nie zanosi.
Dziękuję.