18 listopada 2024
trybunna-logo

Prawdzie w oczy

O wielkości polityka świadczy umiejętność spojrzenia prawdzie w oczy. I przyznania się do popełnionych błędów. Do historii nie przejdzie pieniacz krzyczący: nie będzie nam Żyd pisał polskiego prawa. Do historii przeszedł prezydent Aleksander Kwaśniewski, biorący udział w 60. rocznicy pogromu Żydów w Jedwabnem.

„Ludzie ludziom, sąsiedzi sąsiadom zgotowali ten los” – mówił Aleksander Kwaśniewski 17 lat temu w Jedwabnem. „Jako człowiek, obywatel i jako prezydent Rzeczypospolitej Polskiej przepraszam. Przepraszam w imieniu swoim i tych Polaków, których sumienie jest poruszone tamtą zbrodnią. W imieniu tych, którzy uważają, że nie można być dumnym z wielkości polskiej historii, nie odczuwając jednocześnie bólu i wstydu z powodu zła, które Polacy wyrządzili innym” – przekonywał prezydent.
Wielu Polaków Kwaśniewski nie przekonał. Nawet we własnym obozie politycznym, na lewicy, słychać było głosy krytyki. Urażonej dumy. Większy aplauz można zyskać wśród wyborców takimi wypowiedziami, jak minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej. „To były określone uwarunkowania historyczne i polityczne” – mówiła dwa lata temu pani minister o zbrodni w Jedwabnem.
Skandalicznie zachował się Andrzej Duda, włączając tragedię Żydów w Jedwabnem do swojej kampanii prezydenckiej w 2015 roku. W telewizyjnej debacie z Bronisławem Komorowskim nawiązał do listu prezydenta, który został odczytany w 2011 roku, podczas uroczystości upamiętniającej kolejną rocznicę pogromu w Jedwabnem. „Panie prezydencie, jak wygląda pana polityka obrony dobrego imienia Polski” – atakował Komorowskiego Duda. Puszczając jednocześnie oko do „prawdziwych Polaków”.
Jak widać, pomysł by swoją pozycję polityczną budować sięganiem do mrocznych czasów Holocaustu, nie zrodził się w głowie Patryka Jakiego.
Nieoczekiwane koło ratunkowe rzucili rządzącym Niemcy. „Niemcy biorą na siebie pełną odpowiedzialność za Holokaust. Polska może być pewna, że jakakolwiek próba zafałszowania historii, jak w sformułowaniu polskie obozy koncentracyjne, zostanie przez nas w sposób jasny i zdecydowany odrzucona” – napisał w specjalnym oświadczeniu szef niemieckiej dyplomacji Sigmar Gabriel. „Nie ma najmniejszej wątpliwości, kto ponosi winę za obozy zagłady, kto nimi zarządzał i mordował w nich miliony europejskich Żydów, a mianowicie Niemcy. Nasz kraj, i nikt inny, popełnił to zorganizowane masowe morderstwo. Pojedynczy kolaboranci niczego tutaj nie zmienią” – dodał niemiecki minister.
Słowa przedstawiciela niemieckiego rządu nie są odkrywcze dla Polski i Polaków. To co powiedział, wiedzą zarówno nieliczni już naoczni świadkowie tamtych wydarzeń, jak i młodzi, urodzeni w XXI wieku. Ale to ważne słowa, w obliczu awantury wywołanej nieodpowiedzialnością rządzącej prawicy. Spojrzenie prawdzie w oczy jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, niż próba zapisania prawdy historycznej w kodeksie karnym.
Czy tej prawdzie w oczy będzie w stanie spojrzeć prezydent Andrzej Duda? Nie chodzi o prawdę o niemieckich obozach zagłady – bo jej nie kwestionują nawet potomkowie sprawców Holocaustu. Ale o kryzys w relacjach polsko-izraelskich, do którego doprowadzono. Nawet Amerykanie, tak uważnie zawsze słuchani przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, skrytykowali zapisy nowej ustawy o IPN.
Nie jest w tej chwili najistotniejszym, czy zapisy w ustawie o IPN są dowodem głupoty politycznej? Czy chciano dobrze? A wyszło „jak zawsze”. Czy było wręcz odwrotnie? I rządzącym zależało na zyskaniu dodatkowych punktów poparcia na odświeżeniu zawsze emocjonalnie postrzeganych relacji między Polakami i Żydami. Najistotniejsza jest przyszłość Polski. I jej miejsce w społeczności międzynarodowej. Po wecie ustaw sądowych z lata ubiegłego roku, przed prezydentem Dudą kolejna niełatwa decyzja.
„Ojciec chrzestny” dzisiejszego prezydenta już wyraził swoją wolę. „Andrzej Duda powinien (…) podpisać tę ustawę” – powiedział w Polskim Radiu Jarosław Kaczyński. I żeby nie było wątpliwości, dodał: „Ja jestem szefem partii rządzącej, która promowała i wypromowała Andrzeja Dudę na prezydenta”.
O wielkości polityka świadczy umiejętność spojrzenia prawdzie w oczy. I przyznania się do popełnionych błędów. Do historii nie przejdzie pieniacz krzyczący: nie będzie nam Żyd pisał polskiego prawa. Do historii może przejść prezydent zażegnujący nikomu niepotrzebną wojnę polsko-izraelską. Prezydent – wyżej stawiający polską rację stanu, niż nieuchronny gniew własnego zaplecza politycznego.
A polską racją stanu jest weto prezydenta Andrzeja Dudy pod ustawą o IPN w obecnym, nieprecyzyjnym i niejednoznacznym, kształcie.

Poprzedni

Tak daleko, choć tak blisko

Następny

Piła: SLD za in vitro