16 listopada 2024
trybunna-logo

Pracownicy najlepszymi ekonomistami

Nie jestem oczywiście prekursorem tytułowej tezy, lecz praktyka pokazuje, że to stwierdzenie jest prawdziwe.

Pracownicy w sposób instynktowny sprzeciwiają się jakiejkolwiek formie obniżania płacy nominalnej, która wywiera wpływ na podział sumy płac realnych między różne grupy pracowników, a nie na wysokość przeciętnej płacy realnej. Pracownicy zrzeszają się w grupy, organizacje i związki w celu obrony względnej płacy realnej. Instynktowne myślenie pracowników jest dla gospodarki znacznie efektywniejsze od przekładu na praktykę liberalizmu gospodarczego, który ogranicza się w myśleniu do sytuacji idealnej – utopia. Teoria klasyczna nie bierze pod uwagę konsekwencji niedostatecznego popytu efektywnego. Pracownicy sprzeciwiają się redukcjom płac nominalnych, nawet jeżeli ekwiwalent realnych płac przewyższa krańcową przykrość pracy (czyli ujemną użyteczność), natomiast nie sprzeciwiają się obniżkom płac realnych, gdy tylko rośnie zatrudnienie i kiedy nominalna płaca się nie zmienia. Klasycy jednak zarzucają pracownikom i związkom przeciwdziałanie wzrostowi zatrudnienia. Tutaj trzeba podkreślić, że pracownicy nie są mniej wydajni w czasie trwania kryzysu gospodarczego co w czasie ożywienia gospodarczego, więc zrzucanie winy na klasę pracującą jest bezpodstawne.
Zapewne każdy kiedyś słyszał „podaż tworzy swój własny popyt”, ta odważna, lecz niemająca pokrycia rzeczywistości we współczesnej makroekonomii teza klasycznej myśli ekonomicznej Say’a wciąż jest na sztandarach liberałów. Przy założeniu takiej tezy zagregowana cena popytu (przychód) może automatycznie równać się z zagregowaną ceną podaży i ma wartość równowagi przy nieskończonym przedziale wartości… Gdyby tak było, najważniejszym celem przedsiębiorstw byłoby zwiększanie zatrudnienia za wszelką cenę, aż do punktu, w którym podaż przestaje być elastyczna, czyli punktu, gdy wzrostowi produkcji nie odpowiada wzrost popytu. Popyt efektywny jest wyznaczany przez punkt funkcji zagregowanego popytu, w którym popyt staje się efektywny – przy danych warunkach podaży odpowiada on poziomowi zatrudnienia, przy którym zysk przedsiębiorcy osiąga maksimum… To popyt tworzy podaż.
Przedsiębiorstwa osiągają zysk w punkcie popytu efektywnego, czyli złączenia funkcji zagregowanego popytu i podaży. Dostatecznie silny popyt efektywny jest wówczas gwarantem wzrostu zatrudnienia, ponieważ skłonność do konsumpcji i stopa inwestycji łącznie decydują o wielkości zatrudnienia, który także (odwołując się do pierwszego akapitu) wyznacza poziom płac realnych, A NIE ODWROTNIE.

Co należy koniecznie zrozumieć? Społeczeństwa mniej zamożne mają wyższą skłonność do konsumpcji, co w efekcie przekłada się na wzrost konsumpcji spowodowanej większym stosunkowo do zarobków dochodem rozporządzalnym od grup ludzi zamożniejszych. Gwarantem pobudzania zagregowanego popytu, który powoduje wzrost PKB, jest wzrost skłonności do konsumpcji, który rośnie wraz z dochodem rozporządzalnym. Niestety wśród bogatych społeczeństw rozpiętość między produkcją realną a potencjalną jest zabójcza dla efektywności gospodarczej. W przypadku mniej zamożnych społeczeństw skromne inwestycje są w zupełności wystarczalne do osiągnięcia pełnego zatrudnienia. Zamożne społeczeństwo musi szukać większych możliwości inwestycyjnych, aby oszczędności szły w parze z zatrudnieniem biedniejszych. W przypadku słabych możliwości inwestycyjnych bogatego społeczeństwa, działanie zasady popytu efektywnego zmusi gospodarkę do spadku produkcji.

Trzeba jasno podkreślić, że celem polityki rządu dbającego o interes pracownika, powinna być polityka pełnego zatrudnienia, czyli stanu, w którym bezrobocie „niedobrowolne” nie istnieje (pomija kwestię bezrobocia frykcyjnego i dobrowolnego). W jaki sposób można to osiągnąć? W bardzo prosty – należy zrównać płacę realną i krańcową przykrość pracy… oraz wyciągnąć lekcję z PRL-u, który wbrew opinii liberałów miał silną gospodarkę, której trzonem była praca robotników. Ludzie są bezrobotni nie z własnej woli, są bezrobotni przez niesprawne i opieszałe rządy liberałów. Potrzebujemy państwa pracowników, a nie władzy wąskiej grupy bogatych, którzy w razie kryzysu uciekają ze swoim kapitałem do rajów podatkowych.

Poprzedni

Nie bójmy się deficytu!

Następny

Jeszcze nie całkiem wypaleni

Zostaw komentarz