22 listopada 2024
trybunna-logo

Powoli opada kurz

Powyborczy kurz opada powoli. Mnie oczywiście najbardziej interesuje oczywiście to, co dzieje się w największej polskiej partii lewicowej, w Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

 

SLD ogłosił właśnie, że w wyborach poparło nas 11000000 wyborców. To o 100 000 mniej niż cztery lata wcześniej. Czego zabrakło? Może wiarygodności, może właściwych form społecznej komunikacji? A może jest tak, że wynik wyborczy jest w jakimś sensie odzwierciedleniem aktywności partii w całym, przedwyborczym, czteroletnim okresie? Warto zauważyć, że sukcesy wyborcze, które dzisiaj przypisać można SLD związane są z reguły bądź z konkretnymi osobami (na przykład Matyjaszczyk, Ferenc), które swoją działalnością zdobyły trwałe uznanie, bądź z członkostwem SLD w różnych porozumieniach i koalicjach wyborczych. Ale w których tych koalicjach SLD był lokomotywą, a w których tylko „przystawką”?

Dobrym przykładem problemów SLD jest Wrocław. Jeszcze w marcu wrocławski Sojusz ostro pracował nad własnym programem wyborczym, by wkrótce ogłosić, że przystępuje do koalicji z KW Dutkiewicza (ustępującego prezydenta Wrocławia) i z Nowoczesną. Czołowe postaci SLD, przewodniczący i sekretarz Rady Miejskiej, wiceprzewodniczący Rady Wojewódzkiej, którzy swego czasu przyjęły odpowiedzialność za partię, zapewnili sobie w umowie koalicyjnej pierwsze miejsca na listach okręgowych i mandaty radnych miejskich uzyskali. Jak donosi prasa w pierwotnej umowie koalicyjnej Dudkiewicz, Nowoczesna, SLD przewodniczący Rady Miejskiej SLD miał, w przypadku wygrania Jacka Sutryka, koalicyjnego kandydata na prezydenta miasta, zagwarantowane stanowisko wiceprezydenta. Azaliż kandydat ten przeszedł w międzyczasie oficjalnie do nowej koalicji PO i Nowoczesnej zachowując poparcie koalicji Dudkiewicz-SLD i wybory wygrał. Siłą, która wyniosła Pana Sutryka na fotel Prezydenta Wrocławia nie było nazwisko Dudkiewicza (jego ugrupowanie zarówno w wyborach miejskich jak i wojewódzkich wypadło znacznie poniżej oczekiwań), ani tym bardziej SLD, ale koalicja PO – Nowoczesna. Z tego prawdopodobnie powodu w lokalnej gazecie ukazał się artykuł, w którym między innymi odniesiono się do kwestii wiceprezydentury dla przewodniczącego SLD we Wrocławiu. Sprawę postawiono w artykule jasno: Sutrykowi trójka radnych z SLD nie jest potrzebna od uzyskania większości w Radzie, ale wiceprezydentura dla przewodniczącego Rady Miejskiej SLD jest możliwa, jeżeli trójka radnych (przypomnę; czołowych działaczy SLD) odstąpi od sygnalizowanego zamiaru utworzenia w Radzie Miejskiej Klubu Radnych SLD i pozostanie w składzie klubu Dudkiewicza.

I tutaj jest sedno sprawy. Przypomnieć przy tym należy, że w wyborach do sejmiku wojewódzkiego SLD nie zdobył żadnego mandatu. Listę Sojuszu pociągnął w dół Wrocław i okręg okołowrocławski, gdzie Sojusz uzyskał poparcie dwukrotnie mniejsze niż w pozostałych okręgach. Jeżeli więc patrzyć na wybory samorządowe przez najważniejsze dla SLD wybory do parlamentu, to niewątpliwie w tych dwóch okręgach Sojusz popracować będzie musiał w najbliższym czasie szczególnie mocno. Brak klubu radnych w Radzie Miejskiej Wrocławia nie tylko nie będzie temu sprzyjać, ale wręcz przeciwnie – rozmagnesuje wrocławski SLD do końca.

Utworzenie przez wrocławskich radnych – członków SLD – własnego klubu nadało by sens polityczny całej operacji rezygnacji z własnej listy i własnego kandydata na prezydenta. Odstąpienie natomiast od tego zamiaru, czyli w praktyce przyjęcie członkostwa klubu Dudkiewicza w zamian za stanowiska, może być postrzegane jako rodzaj uwłaszczenia się na wrocławskim Sojuszu. Jest jeszcze jedna sprawa, która przebija się przez powyborczy kurz. Bardzo ucieszyła mnie deklaracja Przewodniczącego Czarzastego o gotowości SLD do tworzenia wspólnej, proeuropejskiej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie uważam się za ojca takiej listy, chociaż już 8. sierpnia wpis „Blok Polska Europejska” poświęciłem tej idei. Nie jest idea ta obca i poza SLD, o czym świadczy idąca w tym samym kierunku propozycja Władysława Frasyniuka, ogłoszona niedawno w mediach. To – moim zdaniem – właściwy kierunek.

Na koniec powrócę do zgromadzeń sumujących wyniki wyborów. Są one w SLD tradycją, odbyło się ich bardzo wiele. I gdyby coś konkretnego, pozytywnego z nich wynikało, gdyby spotkania takie z wyborów na wybory poprawiały notowania partii, to dzisiaj Sojusz byłby polityczną potęgą. Niestety, tak nie jest. Dlatego takie spotkania przygotować należy nie mniej starannie niż same wybory.

 

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu autora „Wołania na puszczy”.

Poprzedni

25 milionów na SOP

Następny

Partio Razem, musisz!

Zostaw komentarz