16 listopada 2024
trybunna-logo

Polska murem imperializmu

Ci wstrętni okupanci

uchodźcy Litwa

Kryzys przygraniczny nie jest spiskiem Białorusi ani Rosji ponieważ w ogóle nie jest spiskiem. Zacząć należy od tego, że fala uchodźców u polskich granic nie jest żadnym zaskoczeniem. Zaczęła wzbierać już dawno, przed laty i tylko ciasne, prowincjonalne poglądy Polaków a także krótkowzroczne i niekompetentne stanowisko polskich władz zezwalały na wiarę, że fala ta w cudowny sposób nasz kraj ominie. Nie ominęła i wszystko wskazuje na to, że może być jeszcze gorzej. I dlatego pierwszy wysiłek, który jest nam potrzebny, to wysiłek spojrzenia na kryzys bez okularów prawicowych ideologii.

Rozpatrując sprawę w kategoriach przyczyny, odpowiedzialności i winy uznać należy, że obecny kryzys to nieco tylko opóźnione rachunki za zaangażowanie w kolonialne wyprawy i bezkrytyczne wspieranie amerykańskiej polityki zagranicznej.

Kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów temat uchodźców szturmujących granice poruszył wybitny uczony amerykański i jednocześnie zdeklarowany krytyk imperializmu – Noam Chomsky. Mówił wtedy o dziesiątkach tysięcy mieszkańców Ameryki Łacińskiej, którzy próbują przedostać się na terytorium USA. Dodawał jednak, że chociaż sytuacja jest rzeczywiście fatalna, to Europa będzie miała jeszcze gorzej. Miał rację. A prognoz i znaków wskazujących na to, że czeka nas wielki kryzys było więcej.

W zeszłym roku Uniwersytet Browna z Ivy League w USA publikował już części swojego raportu dotyczącego kosztów amerykańskiej „wojny z terroryzmem”. Według szacunków amerykańskich badaczy działania USA od 2001 roku doprowadziły do przymusowych wędrówek 37 milionów ludzi. Niezależni eksperci podają jednak czasem liczby nawet dwukrotnie większe. Nie ma niczego dziwnego w tym, że z tych 37 milionów może nawet kilka będzie chciało dostać się do Unii Europejskiej i to trasą wschodnią. Europejskie władze też o tym wiedzą. Dowodzi tego chociażby wypowiedź Heiko Maasa, ministra spraw zagranicznych Niemiec z 24 sierpnia bieżącego roku, w wywiadzie dla gazety Spiegel. W odpowiedzi na pytanie o to, jak liczna będzie fala uchodźcza wywołana wydarzeniami w Afganistanie odpowiedział on: „Federalne ministerstwo spraw wewnętrznych spodziewa się liczby pomiędzy 500 tysięcy a 5 milionów.”

Trudno przypuszczać żeby amerykańskie uniwersytety i niemieccy ministrowie spraw zagranicznych znajdowali się we władaniu Białorusi i Rosji. Jeśli uchodźcy przy polskiej granicy są rezultatem „wojny hybrydowej”, to najwyraźniej wojna ta zaczęła się dawno i daleko stąd: zapoczątkowała ją amerykańska napaść na Irak, podsyciły zaś kolejne fale zbrojnej interwencji i „walki z terroryzmem”.

Dyskutując na temat obecnego kryzysu nie możemy akceptować prawicowej ideologii. Wezwania do walki przeciwko uchodźcom i traktowanie ich niczym wrogich sił wojskowych, nakręcanie atmosfery wojennej i niezgodne z prawem poświęcanie bezbronnych musimy traktować nie tylko jak zbrodnicze działania, ale i element fałszywej polityki. Element ideologii, która zasłania nam prawdę. Rola Polski w obecnym kryzysie jest rolą podłą. Znaleźliśmy się w samym środku przygranicznego konfliktu, który spowodowany został na skutek dekad imperialistycznych wojen na Bliskim Wschodzie. Uchodźcy zmierzający do Europy to naturalna konsekwencja polityki, którą bezkrytycznie przyjęto również nad Wisłą.

Bardzo wiele czynników złożyło się na to, że Polska może odgrywać teraz rolę pożytecznego idioty imperialistycznego Zachodu i najczęściej bezświadomego strażnika jego interesów. Ostatnie 30-lecie w Polsce wyhodowało w Polsce klasę polityczną, a także społeczeństwo, kompletnie bezkrytyczne wobec polityki zagranicznej USA. Procesy społeczne i zjawiska, których istnienie jest oczywistością nawet w większości państw zachodnich, na przykład imperializm, kolonializm i kompletne fiasko amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie, u nas są zupełnie wyparte z dyskursu publicznego i nieobecne. Praktycznie żadna siła polityczna nie widzi w setkach tysięcy uchodźców efektu działań zachodniego kolonializmu. Uchodźcy spadliby z nieba – gdyby nie Białoruś. Z punktu widzenia tej polityki Łukaszenka jest wręcz cudem i gdyby nie istniał – to należałoby go koniecznie wymyślić.

Oczywiście, że przywódca Białorusi rozgrywa przy okazji własną grę i pragnie od Zachodu akceptacji, ustępstw, pieniędzy, zniesienia sankcji. Tyle, że kompletnie irracjonalne, amoralne i politycznie obrzydliwe jest zachodnie żądanie i oczekiwanie, że rolą Białorusi, Rosji a także innych krajów „tranzytowych” (jak twierdzą znawcy krajem takim wkrótce stanie się Ukraina), jest zajęcie się uchodźcami szukającymi ratunku przed efektami zachodniego interwencjonizmu i efektami dekad łupieżczej polityki. Zwłaszcza Stany Zjednoczone pragną wygrzebać się spod gór swych grzechów darmowo – nie płacąc ani grosza za odbudowę okradzionych i zrujnowanych państw Bliskiego Wschodu. W międzyczasie wszystkie największe korporacje, które zainwestowały w wojnę afgańską na każdych 10 tysiącach dolarów zarobiły 100 tysięcy. To m.in. Boeing, Lockheed Martin, czy General Dynamics, a także wiele innych. Zachód zarobił swoje i Zachód postanowił odejść – prawdopodobnie tam, gdzie obecnie bardziej opłaca się inwestowanie. Jeśli żyłeś na trasie zachodnich interesów – twoja sprawa. Jeśli nie zdążyłeś złapać się skrzydeł odlatujących samolotów – twój problem.

Mówienie o wojnie hybrydowej w sytuacji, gdy Polska wzięła udział w realnych wojnach, które zabiły setki tysięcy ludzi, jest szczytem krwawego cynizmu, na który prawie całe polskie społeczeństwo jest zresztą kompletnie ślepe.

Rasistowskie i imperialistyczne klisze trafiają jednak u nas na podatny grunt. Polska to niestety jeden z ostatnich tak koszmarnie jednorodnych bastionów rasizmu i kolonialnego ciemnogrodu. Zdaniem znacznej części opinii publicznej Polska nie ma nic wspólnego z katastrofą Iraku, Afganistanu, Syrii, Libii, czy innych państw zdewastowanych przez zachodnią politykę zagraniczną. Żeby dobrze zrozumieć tragizm obecnej sytuacji musimy wyobrazić sobie schematy myślenia ludzi, których nauczono, że Bliski Wschód bombarduje sam siebie, biedni na świecie są biedni na własne życzenie i że wyzysk nie istnieje, a śmierć głodowa to efekt wrodzonej niezaradności milionów przytępych z natury kolorowych. Taki jest pułap intelektualnego rozumienia świata, na którym stoi obecna polska polityka zagraniczna. Jest to świat rodem z bajek Disneya i trylogii Władcy Pierścieni. Uchodźcy nas – jak określają to media rządowe – „szturmują”. I robią to dokładnie tak, jak genetycznie źli orkowie w powieściach Tolkiena. Dobry Zachód i Zły Wschód. Dobrzy Ludzie (my) i złe ciemne stwory (uchodźcy). Bez historii, bez teorii politycznej, bez żadnych sensowniejszych analiz. Bierzemy udział w idealnie wyreżyserowanym spektaklu. Życie uchodźców przestało się liczyć i Polska bierze udział w ludobójstwie, które rząd już sobie usprawiedliwił. Zrobił to sięgając po najprostsze wyjaśnienie – Rosję.

Za działaniem uchodźców – zdaniem prawicy – nie stoi żadna racjonalna i samodzielna decyzja. To po prostu (w najlepszym razie) „ofiary Łukaszenki”. Faktycznie, mogłoby tak być! Gdyby uznać, że autorytarny wódz Białorusi stoi za: katastrofą klimatu, działaniem globalnego kapitalizmu i zachodnim imperializmem naraz. Uchodźcy przenosili już przecież zdaniem Jarosława Kaczyńskiego „pasożyty”. Teraz są hybrydową bronią Rosji w walce przeciwko świętej Polsce. To tak wygodne, że nawet liberalne i „opozycyjne” media nie są w stanie zakwestionować tej duszącej nasz kraj narracji.

Rzeczywistość jest jednak szara i odległa od tych fantazji. Obecnie – jak podaje agencja ONZ ds. uchodźców – konflikty, katastrofy i niedostatek zmusiły do zmiany miejsca zamieszkania przeszło 87 milionów ludzi. Ci przymusowi wędrowcy istnieją. Są częścią globalnego kapitalizmu. I czy to się nam podoba, czy nie będą chcieli także uszczknąć choć odrobinę owoców kapitalistycznego sukcesu. Będą chcieli przetrwać.

Przy okazji eksplozji stanu wyjątkowego w Polsce wychodzą też na jaw inne ukrywające się dotąd demony: rasizm oraz militaryzm. „Białość” Polski i nieobecność w naszym kraju osób o innej kulturze i innym kolorze skóry bardzo wzmacniają rasistowskie tendencje. Każdy nacjonalistyczny reżim śpiewa też o pięknych chłopcach w mundurach i ich heroicznych czynach. Podziękowania i oklaski dla służb mundurowych, które biorą czynny udział w uśmiercaniu bezbronnych uchodźców? Mamy. Wezwania do jedności wszystkich sił politycznych w obliczu natężenia prawicowej indoktrynacji? Mamy. Określanie mianem zdrajców wszystkich myślących inaczej i prześladowania osób, które ośmieliły wyrazić oburzenie odrażającym działaniem polskich służb? Są. Każdy kolejny tydzień tego stanu wyjątkowego przybliża nas do więzień politycznych i ku jeszcze większej faszyzacji polskiej polityki. Nie wszyscy to widzą. Niektórzy łapią się na prawicowy nacjonalizm.

W czasie ostatniej sesji sejmowej Włodzimierz Czarzasty pytał premiera Morawieckiego o plan na relacje polityczne z Białorusią na następną dekadę. Taki plan oczywiście istnieje – to plan eskalacji napięcia wojennego, plan pobudzania wojennych demonów. Odpowiedzią na działania Białorusi będą: polski militaryzm, kolejne groźby i starania na rzecz zaostrzenia sytuacji politycznej. Polska ma pecha.

Albowiem w takich czasach najgorsze, co może się przytrafić to szaleńcy znajdujący u steru władzy. Pamiętajmy, że w ostatnich miesiącach II Wojny Światowej sam Adolf Hitler gorąco pragnął klęski i zagłady Niemiec, uważając, że nie są one godne jego genialnej politycznej wizji. Pragnął śmierci i klęski swoich rodaków. Podobnie działa każda ideologia zwracająca się ku faszyzmowi. Wojna na sankcje, wojna przygraniczna, a nawet prowokowanie zdarzeń, które mogą doprowadzić do sprowadzenia na Polskę kompletnej katastrofy leżą już na stole. Jesteśmy zaledwie dni od tego, aby najbardziej radykalna prawica – która otrzymała właśnie państwowe namaszczenie i własny marsz (!) – rozpoczęła wezwania do regularnej wojny z Białorusią. Nie zakładajmy istnienia żadnej „normalności” rządzących, którzy żyją urojeniami i uważają, że kontynuują świętą wojnę przeciwko czerwonym. Środowiska rządowe zorganizowały nawet ostatnio konferencję „naukową”, w czasie której jedną z największych obelg było zarzucanie „złym” marksistowskiego pochodzenia. Ale prawdziwa Polska pod rządami polskiej prawicy to nie święty mesjasz narodów. To groźny dla otoczenia i posiadający ludobójcze skłonności psychopata-samobójca, prosto z wojny polsko-ruskiej Doroty Masłowskiej.

Właśnie dlatego Polska zachowuje się dziś jak spanikowany reżim wojskowy i dąży do eskalacji napięcia. To napięcie jest na rękę cynikom z PiS-u, którzy tylko czekali na okazję do straszenia społeczeństwa stanem wyjątkowym. Oni chcą mieć powód do zarządzenia wielkiej wojennej mobilizacji. Dzięki temu zawieszą przecież wszelkie alternatywy i usuną polityczne opozycje. Morawiecki przemawia dziś dokładnie tak samo, jak Cesarz Niemiec Wilhelm II, który zagrzewając naród niemiecki do wojny światowej i zwracając się do przywódców politycznych mówił: „Dziękuję wam z głębi mojego serca za waszą lojalność i powagę. Kiedy chodzi o wojnę, wszystkie strony zawieszają broń i wszyscy jesteśmy braćmi. […] Jeśli nasi sąsiedzi nie dadzą nam pokoju, to mamy nadzieję i życzmy sobie tego, że nasz dobry niemiecki miecz wyjdzie z tej wojny zwycięsko!”

Wzywanie wszystkich do jedności narodowej to ideologiczna zasłona, ściema godna faszystowskich usprawiedliwień. Bo kilka lub nawet kilkadziesiąt tysięcy uchodźców przy polskiej granicy to żadne usprawiedliwienie dla budowy muru polskiego i nakręcania atmosfery stanu wojennego.

Nie walczymy przecież ani z niewielką wciąż liczbą uchodźców, ani w obronie Europy, która bez trudu zasymilowałyby i ubrała oraz nakarmiła nawet kilka milionów ludzi. Walczymy w obronie imperialistycznego kapitału, który obłowił się na bliskowschodnich wojnach i nie zamierza za nie płacić. Polska swoim statusem użytecznego i amoralnego strażnika granicznego reklamuje się w oczach Zachodu. Rola pilnującego granicy obozu nacjonalistyczno-militarystycznego wypełnia schemat zapotrzebowania ze strony zachodniego kapitału. Niemcy, Francja i inne państwa Europy są bliskie akceptacji polskiego nacjonalizmu i faszyzacji, jeśli polscy nacjonaliści i faszyści wyręczą zachodnie kraje i w ich miejsce będą strzelać oraz zajmować się brudną robotą.

Działania PiS-owskiego rządu zmierzające do eskalacji sytuacji politycznej nie są więc żadną pomyłką, czy przypadkiem. Im głośniej na temat wielkiego zagrożenia – tym większe szanse, że Polska uzyska polityczne korzyści. Bardzo podobnie myśli zresztą rząd Białorusi, który stosuje taką samą presję, by spowodować zniesienie sankcji i zmusić Unię Europejską do ustępstw. W tym przypadku oba prawicowe reżimy niespecjalnie różnią się między sobą. Uchodźcy stali się dla nich stawką do gry o pieniądze i interesy.

Jednakże przyjdą konsekwencje. Każde kolejne ciało w lesie to rosnące zagrożenie. Każdy kolejny zalew komentarzy wzywających do strzelania w kierunku bezbronnych ludzi pozostaje w pamięci. Polska umieszcza się na mapie. Umieszcza się na mapie światowego imperializmu i kolonializmu. Setki tysięcy obywateli państw Bliskiego Wschodu oglądają polskich strażników. Oglądają znęcanie się nad ludźmi przy granicy. Czytają internetowe komentarze. Miliony wyrabiają sobie zdanie na temat roli Polski, która bynajmniej nie jest sama na świecie, na którym liczą się nie tylko biali Europejczycy. Konsekwencje tego mogą być straszne. Począwszy od zamachów terrorystycznych, które mogą stać się formą szybkiego odwetu, a skończywszy na wielowiekowej hańbie i katastrofie w relacjach zagranicznych z całymi regionami. Polska PiS-u osiąga to wszystko w zaledwie tygodnie. Trudno jednak oczekiwać o szerszy horyzont u polityków, których wyhodowano w wierze, że są kolejnym pokoleniem sobieskich zwalczających islamistyczne inwazje. Oni tak właśnie myślą, takie myślenie szerzą i jest to stan dla Polski obecnie i na przyszłość nad wyraz niebezpieczny i niekorzystny.

Osoby mieszkające w Polsce muszą zadać sobie pytanie, czy naprawdę chcą być lotniskowcem USA, Europy i służyć w roli zmilitaryzowanej bandy do zadań specjalnych i brudnych. Czy chcemy wielogodzinnych obowiązkowych szkoleń wojskowych, czy chcemy by fanatyczna prawica wcisnęła nam rolę strażnika granic ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tą drogą właśnie podążamy. Drogą kompletnie sprzeczną z nieodległą przecież tradycją, polską racją stanu i wpisanym w nią dążeniem do pokoju w regionie.

W tej dramatycznej sytuacji są tylko dwa rozsądne rozwiązania, o które walczyć musi polska lewica. Po pierwsze – wszystkim uchodźcom należy bezwzględnie pomóc. Jeśli trzeba – zbudować dodatkowe obozy i ośrodki. Tak zresztą stanowi prawo, którego jesteśmy sygnatariuszami. Po drugie – należy bezwzględnie znieść cenzurę medialną w strefie przygranicznej. Sam Morawiecki wyznał, że inspiracją przy jej wprowadzaniu była dla niego klęska sił USA w Wietnamie, do której przyczyniły się zdjęcia zakatowanych i traktowanych napalmem dzieci. Polska to nie zbrodnicze Stany Zjednoczone. Jeśli służby działają nielegalnie, to przyjdzie nam je rozliczyć. Ten stopień cenzury jest absolutnie nieakceptowalny w jakimkolwiek państwie, które chce mieć kontrolą nad swoimi mundurowymi. Inaczej już wkrótce w strefach stanu wyjątkowego mogą zacząć znikać także aktywiści i ludzie, którzy nie pasują władzy. Po trzecie – jeżeli chcemy rozwiązać kryzys, to należy rozmawiać z sąsiadami. To państwa, które nie są zobowiązane do działania zgodnie z naszymi życzeniami i należy to zaakceptować. W imię narodowych interesów Polska musi nawiązać dialog z Rosją i Białorusią. Pomóc może w tym Europa. Nie będziemy mieli innych sąsiadów, kraju nie przeniesiemy. Po czwarte – Polska musi zaangażować się w kwestię pomocy Afganistanowi, Irakowi i innym państwom, z których ludzie chcą dziś uciekać, zaczynając od otwartego głoszenia takiej potrzeby i konieczności na forum międzynarodowym. Nie ma i nie będzie rozwiązania problemów lokalnych bez rozpoczęcia globalnego procesu naprawy.
J

eżeli jedyny pomysł Zachodu (i prawicowej Polski) na problem uchodźczy równa się budowie murów i strzelaniu do ludzi, to mam złą wiadomość – niedługo może nie starczyć nawet amunicji. Obecna dekada przyniesie bowiem kolejne fale z dziesiątkami milionów uchodźców, którzy przed efektami działań globalnego kapitalizmu będą chcieli ratować się podróżując ku zachodnim państwom. I nie należy się im dziwić. Bo uchodźcom należy się wsparcie, należy się rekompensata. Trzeba mieć dla nich plan. Jeśli spożywamy tanią czekoladę, którą produkują dla nas dziecięcy niewolnicy i używamy tańszego paliwa ze zdewastowanych przez Zachód krajów – to naszym moralnym obowiązkiem jest posiadać plan wsparcia, pomocy i ocalenia tych ludzi. Ich los jest dziełem globalnego, zachodniego turbokapitalizmu. I nie zmienią tego żadne brednie o wojnie rasowej i o wojującym islamie.

Dodam tu myśl oczywistą, ale jakby słabo obecną dziś w Ameryce, Europie a szczególnie Polsce: moralnym lub (i) religijnym obowiązkiem każdego człowieka jest pomoc potrzebującym nawet wtedy, gdy nic nie jesteśmy im dłużni, nawet wtedy, gdy nie są oni szczególnie mili czy wdzięczni, i tak dalej… Polityka to także kwestie moralne – inaczej skażemy się na ocenę życia według kapitalistycznego rachunku zysków i strat, zaczniemy zabijać nieopłacalnych, zbędnych ludzi. Tak, jak robi to dziś globalny kapitał z najsłabszymi: chorymi, starymi i urodzonymi w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, w niewłaściwej rodzinie. Wyrwać nas z niewoli nacjonalizmu, rasizmu i imperialistycznych zbrodni może jedynie prawda. Sami musimy jednak po nią sięgnąć. Słuchanie prawicowych szaleńców z krwią na rękach to ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy. Czas by lewicowy internacjonalizm dał o sobie znać. Czas walczyć o tych, którzy nie mogą walczyć o siebie. Zawsze i w każdych warunkach lewica musi pamiętać, że walczy o międzynarodowy świat pracy. Nie o siebie, nie o naród, nie o „granice”. Ludzie umierający dziś po lasach to ludzie pracy. Tacy sami jak my i zasługujący na naszą walkę. Teraz.

Poprzedni

Za co kocham Abbę?

Następny

Wiarygodni jak PiS