Polskie wybory do Parlamentu Europejskiego w pewnym stopniu różniły się od wyborów w innych państwach Unii Europejskiej. W Polsce eurowybory to był zaledwie sparring przrd jesiennymi wyborami do Sejmu. Stąd te wziął się eksperyment pod nazwą Koalicja Europejska. Stosunkowo najlepiej na tych koalicyjnych wyborach wyszedł SLD wprowadzając do Parlamentu Europejskiego osoby w przypadku których zadziałała magia nazwiska. Przegranymi natomiast są Nowoczesna i Partia Zielonych, którym nie udało się wprowadzić ani jednego europosła. Tak więc nie tylko zieloni ale też nowocześni okazali się zieloni równie pod względem dojrzałości politycznej. Ich zwolennicy odegrali rolę zająców napędzających głosy bardziej wytrawnym graczom politycznym. Taki jednak jest los politycznych marginesów, którym przyklejanie się do silniejszych i dominujących partnerów graczy w efekcie nie przynosi oczekiwanych korzyści.
Głosowanie strachem
Oczywiście w innych krajach eurowybory były, podobnie jak w Polsce, jakimś miernikiem poparcia dla poszczególnych ugrupowań. Jednak czasowa odległość od wyborów krajowych narzucała nieco odmienną logikę wyborów a tym samym kampanii wyborczych. Na czoło tematów tym razem wybiły się kwestie uchodźców i klimatu. Dlatego też swój stan posiadania zwiększyli zarówno nacjonaliści, jak i ekolodzy. Były to różne elektoraty jako że założenia programowe obu tych nurtów są reguły są wzajemnie ze sobą sprzeczne. Wyrazistym tego przykładem jest Alternatywa dla Niemiec (AfD) optując przeciwko odnawialnym źródłom energii i samochodom o napędzie elektrycznym oraz ograniczeniom wydobycia węgla licząc zapewne na poparcie ze strony górników w Brandenburgii i Saksonii.
Udzielając poparcia konkretnym partiom wyborcy niejako głosowali nad rozwiązaniami tych problemów przez Unię Europejską. Dotyczyło to ruchów o podłożu nacjonalistycznym w których pokładano nadzieję na na zahamowanie napływu emigrantów. Podobnie zwolennicy Zielonych widzieli w nich tych, co zawalczą o świeże powietrze. Z praktycznego punktu widzenia obie te postawy wydają się być z lekka irracjonalne. Nacjonaliści, choć będzie ich w PE więcej, nie zdołają przeforsować rozwiązań niezgodnych z linią europarlamentarnej większości. Podobnie, lecz nieco inaczej, ma się sprawa w przypadku ruchu Zielonych. Co prawda w swych ekologicznych postulatach mają szanse znaleźć poparcie innych frakcji. Jednak co tego? To nie Unia Europejska decyduje o losach świata. Są jeszcze inni potężni i wpływowi gracze, którzy mają też swoje własne interesy. UE może sobie zakazywać palenia tytoniu gdzie tylko się da, jednak nie może nikogo poza Unią zmusić do tego aby wypuszczał mniej gazów do atmosfery czy też ochładzał topniejące lodowce na Antarktydzie. Jednakże serwowana przez ekologów apokaliptyczna wizja klimatycznej zagłady zrobiła swoje i Zieloni powiększyli swój stan posiadania w PE. Po raz kolejny okazało się, zarówno w przypadku straszenia emigrantami, jak i ekologiczną katastrofą ludzie, przynajmniej w Europie, chętniej kierują się negatywnymi niż pozytywnymi emocjami. Natomiast tzw. euroentuzjaści nic pozytywnego nie potrafili zaproponować międląc jedyine slogany o konieczności wzmocnienia Unii.
Tak więc, unijni wyborcy wspierając obydwa te ruchy kierowali się strachem umiejętnie podsycanym przez polityków. Konserwatywna prawica nie mówiła co prawda o zarazkach roznoszonych przez uchodźców jednak akcentowała inne niebezpieczeństwa w tym także zagrożenie dla tzw. cywilizacji chrześcijańskiej, co mogło znaleźć uznanie wśród dewotek i bigotów. Nie przypadkiem ugrupowania szowinistycznej prawicy uzyskały największe poparcie we Włoszech, do którego to kraju w pierwszej kolejności trafiają uchodźcy z Afryki. Drugim krajem będącym na pierwszej linii przyjmowania uchodźców jest Grecja, gdzie zdecydowane zwycięstwo odniosła prawicowa Nowa Demokracja, co można odczytać nie tylko jako wyraz rozczarowania dla rządów SYRIZY i sprzeciwu zawarcie kontrowersyjnego porozumienia z Macedonią, lecz także jako objaw niechęci wobec przyjmowania emigrantów. W szybkim tempie też poparcie dla AfD, choć konserwatywni Niemcy jednak bardziej preferują chadeków. Wzrost poparcia w RFN zarówno dla ksenofobów, jak i Zielonych stanowi odzwierciedlenie trendów politycznych w całej unijnej Europie. Jeżeli Polska ma być sercem Europy, to Niemcy są jej jądrem.
Konserwatywna zaściankowa Europa
Jednak to nie szowiniści i ekolodzy będą dominować w Parlamencie Europejskim, gdzie większość stanowić będą nadal siły reprezentujące umiarkowaną prawicę i socjaldemokratów. Obydwie te formacje uważają się za euroentuzjastów, co już samo w sobie może stanowić sygnał, iż nie będą one dążyć do reformowania Unii uznając, że jest ona w obecnym kształcie jeśli nie wzorem doskonałości, to przynajmniej tworem do niego mocno zbliżonym.
Euroentuzjaści nie wyciągnęli poważniejszych wniosków z brexitu ograniczając się do utyskiwania nad osłabieniem UE. Chcąc zatrzymać za wszelką cenę Wielką Brytanię w Unii przebąkują o możliwości ponownego referendum, które anulowałoby wyniki poprzedniego dzięki czemu Londyn nadal by pozostał w Brukseli. Jednak zwycięstwo w wyborach europejskich partii Brexit mocno nadwerężyło te kalkulacje.
W wyniku wyborów straty poniosła europejska konsekwentna lewica. Najbardziej lewicowa frakcja Europejska Zjednoczona Lewica/Nordycka Zielona Lewica będzie miała o kilkanaście mandatów mniej. Przyczyny mogą być tu różne. Na przykład, Komunistyczna Partia Czech i Moraw zdobyła zbliżoną w porównaniu do poprzednich eurowyborów liczbę głosów jednak w PE zamiast trzech będzie miała tylko jeden mandat. Na niekorzyść czeskich komunistów zadziałała tu wysoka frekwencja preferująca silniejsze partie. Jest to jeszcze jeden z przykładów absurdalności ordynacji wyborczych dających większe szanse silniejszym niż słabszym.
Czym można by tłumaczyć spadek poparcia dla lewicy?
Chyba nie słabością programową, gdyż jej hasła są niezmienne i znane wyborcom. Czy zadziałała wysoka, jak w czeskim przypadku, stosunkowo wysoka frekwencja oraz udział w wyborach nowych, młodych wyborców o bynajmniej nie lewicowych poglądach? Wydaje się, że nikłe poparcie dla lewicy nawet w tych krajach, jak Czechy czy Cypr, gdzie od lat jest liczącą się siłą polityczną, wynika chyba głównie z odporności Europejek i Europejczyków na jednoznacznie lewicowe treści. Większość obywateli UE zamknęła się w swoim unijnym zaścianku nie dostrzegając potrzeby reformowania Unii ani ich własnych państw w lewicowym kierunku. Słaby wynik wyborczy Lewicy Razem potwierdza, że Polska znakomicie mieści się w tych europejskich standardach.