17 listopada 2024
trybunna-logo

PiS na wodę

Policja zatrzymała trzy osoby związane ze środowiskiem anarchistycznym. Zarzucono im, że próbowali podłożyć bomby pod radiowozami w jednym ze stołecznych komisariatów. To już kolejne represje, jakie dotknęły działaczy społecznych.

Do zdarzenia miało dojść tydzień temu, ale oficjalnie dopiero w środę policja poinformowała, że funkcjonariuszom udało się uniemożliwić próbę zamachu na kilka radiowozów, stojących na policyjnym parkingu w warszawskiej dzielnicy Włochy. Sprawców udało się złapać na gorącym uczynku ponieważ policja już wcześniej miała informacje, iż szykują zamach, co umożliwiło funkcjonariuszom na zorganizowanie zasadzki na niedoszłych „terrorystów”. Zostali oni aresztowani na trzy miesiące. Grozi im kara do ośmiu lat więzienia.
Policja opublikowała też zdjęcie jednej z bomb, jaka miała zostać podłożona pod radiowozem – kartonowego pudełka, dwóch plastikowych butelek, wypełnionych płynem, plastikowego pojemnika i czerwonej świeczki połączonych ze sobą kabelkami i sznurkiem. Informacja o udaremnieniu zamachu oraz policyjna fotka bomby spotkały się z żywym odzewem w internecie. Internauci zastanawiali się jacy to terroryści posługują się tak „wyrafinowanymi technicznie” bombami oraz tak głęboko się konspirują, że policja zna ich plany „zamachowe”.

Różne miarki

Odpowiedzi udzieliła policja informując, że trójka osób podejrzewanych o zamach na komisariat związana jest ze środowiskami anarchistycznymi. Rzecz jasna od razu zaczęto wzywać na przesłuchania działaczy różnych organizacji anarchistycznych. Co więcej, kilka dni później doszło do przeszukania domów u anarchistów – w Krakowie i Warszawie. Krakowski anarchista jest dodatkowo członkiem związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza, który zasłynął bezkompromisowymi i skutecznymi działaniami w obronie praw pracowniczych także osób zatrudnionych na umowach śmieciowych.
Tak szybkie wskazanie powiązań domniemanych terrorystów z określonym środowiskiem politycznym jest co najmniej zastanawiające. Tym bardziej, że w przypadku wrocławskiego zamachowca, zatrzymanego we Wrocławiu po tym, jak zostawił w autobusie domowej roboty bombę, policja jakoś nie wspominała, z którymi środowiskami sympatyzował. Dopiero internauci wyśledzili, że jest to sympatyk skrajnej prawicy, fan m.in. Korwina-Mikke, Grzegorza Brauna i Mariana Kowalskiego. Nie słychać jednak by policja podejmowała jakiekolwiek działania „wyjaśniające” w środowisk,ach z których wywodzi się wrocławski „bomber” również aresztowany na trzy miesiące.
Przypomnijmy, że 7 maja w Poznaniu zorganizowano demonstrację solidarności z aresztowanym niedawno anarchistą, skazanym za udział w blokadzie nielegalnej eksmisji starszej, schorowanej kobiety. Oficjalnie został on oskarżony o napaść na funkcjonariusza. Akcję w obronie skazanego Łukasza opisywaliśmy na łamach „Dziennika Trybuna”. Jej uczestnicy nie uniknęli policyjnych represji – tuż po zakończeniu pikiety niektórzy jej uczestnicy byli wyłapywani, w drodze powrotnej, przez nieumundurowanych policjantów, którzy zaczęli polować na wracające z akcji wytypowane wcześniej osoby (najbardziej aktywne podczas protestu pod aresztem). Początkowo anarchiści sądzili, że padli ofiarą chuligańskiego napadu i dopiero ich opór zmusił atakujących do ujawnienia, że są oni funkcjonariuszami policji. Na tym represje się nie zakończyły, bowiem kolejny atak nastąpił na autobus, którym z Poznania do Warszawy wracali stołeczni działacze anarchistyczni.

Seria represji

Jeszcze tego samego dnia, gdy policja poinformowała o zatrzymaniu trzech niedoszłych zamachowców z Warszawy, pojawiły się specyficzne komentarze tzw. specjalistów od terroryzmu. W owych komentarzach pojawiły się jasne sugestie obciążające całe środowisko anarchistyczne. Tego rodzaju opinii nie wydawali oni jednak w odniesieniu do wywodzącego się z prawicy zamachowca z Wrocławia.
Eksperci od terroryzmu stwierdzili, że oto pojawiło się w Polsce realne zagrożenie terrorystyczne i to nie związane z – jak wcześniej sugerowane – islamistami, powszechnie oskarżanymi o tego rodzaju działania.
– Jeżeli to są osoby o skrajnie lewicowych poglądach, to byłoby dość niepokojące, ponieważ środowiska skrajnie lewicowe odwołują się do stosowania przemocy. W Polsce byłoby to coś zupełnie nowego. Jeżelibyśmy mieli motywy polityczne, motywy światopoglądowe to zmierzamy w stronę terroryzmu. Może nie tego, którego najbardziej się boimy, czyli islamskiego, ale ten lewicowy potrafi też być dokuczliwy. W Grecji w latach 2009-2011 średnio raz w tygodniu dochodziło do eksplozji przy obiektach publicznych – komentował dla portalu TVN24 Piotr Niemczyk, były wiceszef wywiadu dawnego Urzędu Ochrony Państwa.
Jest to o tyle warta uwagi opinia, iż wiąże ona zagrożenie zamachami terrorystycznymi z szeroko rozumianymi środowiskami lewicowymi. Nie jest wykluczone, że na represjach wobec anarchistów się nie skończy, a są one dopiero przygrywką do rozszerzenia takich represji także wobec innych środowisk o określonej – wytypowanej? – barwie politycznej i mogą one wkrótce objąć przedstawicieli innych organizacji. Policja już stwierdziła, że domniemani terroryści z Warszawy „są powiązani z innymi osobami”. W tym przypadku może chodzić o ruch związkowy oraz organizacje broniące praw lokatorów, ponieważ to właśnie na takiej działalności skupiał się ostatnio polski ruch anarchistyczny. Nie można więc wykluczyć, że kolejne represje uderzą właśnie w te środowiska, ułatwiając tym samym działalność kapitalistów i kamieniczników, którzy w ostatnim czasie domagają się przyspieszenia procesu reprywatyzacji (o czym pisaliśmy w poprzednim wydaniu „Dziennika Trybuna”).
Przypomnijmy, że pod koniec marca skazano czwórkę działaczy Komunistycznej Partii Polski – m.in. za głoszenie na łamach swojego pisma krytyki systemu kapitalistycznego. Zostali oni skazani na kary grzywny oraz kilkumiesięczne prace społeczne. Wyrok zapadł zaocznie, bez udziału oskarżonych, którzy zażądali ponownego rozpatrzenia sprawy, tym razem z prawem do obrony. Na początku maja z kolei do aresztu trafił lider nie zarejestrowanej wciąż partii Zmiana, Mateusz Piskorski. Zarzucono mu szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu. Z nielicznych informacji wynikało, że jest on podejrzewany o działalność na rzecz wywiadu Rosji, Chin oraz Iraku. Ostatecznie miało stanąć na tym ostatnim państwie.
Przy okazji dokonano przeszukań w domach kilku liderów Zmiany oraz zarekwirowania materiałów znajdujących się w siedzibie organizacji. Jak informowali jej działacze, akcja przeprowadzona przez ABW odbyła się bez świadków oraz bez przedstawienia zainteresowanym jakichkolwiek dokumentów sądowych bądź prokuratorskich, uprawniających służby do tego rodzaju działań. O uwolnienie Piskorskiego upominają się dziś niektóre środowiska lewicy oraz zagraniczne organizacje, ponieważ sprawa ta stała się głośna także w innych krajach. Zdaniem działaczy Zmiany, jej lider jest represjonowany za swój krytyczny stosunek wobec sojuszu Polski ze Stanami Zjednoczonymi oraz za podważanie przynależności Polski do NATO i propagowanie poprawy stosunków z Rosją. Dodajmy do tego, że wcześniej do aresztu trafił redaktor naczelny antyklerykalnego tygodnika „Fakty i Mity”, Roman Kotliński. Postawiono mu zarzuty kryminalne, co jednak nie przeszkodziło policji dokonać rewizji w redakcji „FiM” oraz zarekwirowania znajdujących się tam sprzętu i materiałów.
Jednocześnie policja, prokuratura oraz służby nie wykazują – nawet alarmowane – większego zainteresowania środowiskami skrajnej prawicy, której przedstawiciele słyną nie tylko z nawoływania do przemocy, ale stosują ją w praktyce, coraz częściej atakując fizycznie obcokrajowców, dokonując zamachów na domy azylantów i odwołując się do zabronionej prawnie nienawiści na tle rasowym, narodowym i religijnym. Dotąd nikt nie poniósł konsekwencji po zorganizowanym w kwietniu marszu Obozu Narodowo-Radykalnego na ulicach Białegostoku, z powodu którego władze białostockiej Politechniki ostrzegały zagranicznych studentów przed wychodzeniem tego dnia na ulice miasta. Kilka dni temu kardynał Stanisław Dziwisz przyjął nawet na audiencji delegację innej skrajnie prawicowej organizacji, Młodzieży Wszechpolskiej. Działacze tych organizacji nie są jednak niepokojeni przez funkcjonariuszy służb odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Źródłem zagrożenia terrorystycznego okazują się za to środowiska szeroko rozumianej lewicy, a w publicznej telewizji zasugerowano inspirowanie zamachów ludziom tworzącym Komitet Obrony Demokracji.

Pretekst?

Dziwnym trafem, do owych „zamachów bombowych” doszło w momencie, kiedy na finiszu są prace nad tzw. ustawą antyterrorystyczną, której skutkiem będą daleko idące ograniczenia swobód obywatelskich. Jak przekonują jej twórcy, taka ustawa jest potrzebna ze względu na czekające nas wkrótce dwie ważne imprezy międzynarodowe – szczyt NATO oraz Światowe Dni Młodzieży. Zdaniem autorów tej ustawy, obie szykowane w Polsce imprezy są wymarzoną okazją dla potencjalnych terrorystów, dlatego właśnie należałoby wzmóc czujność oraz przyznać służbom specjalnym nadzwyczajne uprawnienia, umożliwiające im szeroką inwigilację społeczeństwa. Ponieważ Polska wstrzymała się z przyjmowaniem uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, trzeba było – według krytyków takich zapisów – znaleźć inny pretekst, który dałby społeczne przyzwolenie na rozszerzenie uprawnień policji oraz służb. I bardzo szybko, jak widać, się one znalazły. Ustawa antyterrorystyczna ma wejść w życie 1 czerwca. Rzecz w tym, że do czasu szczytu NATO i ŚDM odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo instytucje nie zdążą się do nich odpowiednio przygotować, wykorzystując przepisy zawarte w ustawie. Pewne jest jednak to, że będzie ona obowiązywała później, już po zakończeniu wspomnianych imprez. Zastrzeżenia wobec tej ustawy zgłosił m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich oraz szereg organizacji pozarządowych.
W takich właśnie okolicznościach Polska stała się nagle krajem zamachów, agentów, dziwnych telefonów do działaczy społecznych i politycznych, rewizji oraz pokazowych interwencji policji oraz służb specjalnych.

Poprzedni

Koniec dylematów

Następny

Manewry miłosne