24 listopada 2024
trybunna-logo

PiS – demokracja – opozycja

25 kwietnia Portugalia świętowała 46 rocznicę puczu wojskowego, który zakończył długie dekady dyktatury Antonio Salazara i jego następców i rozpoczął pokojową Rewolucję Czerwonych Goździków. Pucz uzyskał poparcie całej gamy sił politycznych: od komunistów, przez socjalistów, po chadeków. Ówczesny reżim Estado Novo wykazywał wiele podobieństw do polskiej partii rządzącej: konserwatyzm, klerykalizm, nacjonalizm, nepotyzm, program stagnacji kulturowej i gospodarczej – wszystko naturalnie w imię dobra wspólnego.

Ten kto uważa, że dzisiejsze czasy nie przystają do dawnych systemów, grzeszy naiwnością. Pandemia COVID-19 tworzy nowe perspektywy dla współczesnych Salazarów, a nieefektywne ruchy ugrupowań opozycyjnych tylko pomagają w tym procesie.

Oto newsy wyłącznie z ostatnich kilku dni. Erdoganowska Turcja rozpoczęła dochodzenie wobec burmistrzów Ankary i Istambułu (obaj z opozycji). Przyczyna? Zbiórki pieniędzy na rzecz ofiar koronawirusa – nielegalne według tureckiego reżimu. Oprócz straszenia represjami karnymi, rząd zablokował konta samorządów.

Ostatni krok

Na Węgrzech trwa kolejny etap rozprawy z opozycją – tutaj również na poziomie finansowym. Wiktor Orban, korzystając ze świeżo przyznanych uprawnień do wydawania dekretów, zablokował środki finansowe dla miasteczka Göd, rządzonego przez polityka opozycji. Gmina straci 1/3 dochodów. Mimo wszystko jednak, autorytarni przywódcy niezwykle rzadko sięgają po opcję atomową – bezpośrednie fałszerstwa wyborcze. Taka droga była udziałem wenezuelskiego prezydenta Nicolasa Maduro, którego zwycięstwo w 2018 zostało podważone przez międzynarodowych obserwatorów i samych współobywateli. Kryzys polityczno-ustrojowy nałożył się na krach gospodarczy. Manipulowanie procesem wyborczym stanowi zawsze ostatni krok na drodze do dyktatury i niesie za sobą poważne konsekwencje dla państwa i społeczeństwa.

Prawo i Sprawiedliwość z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele, zdaje się nie przejmować tą starą prawdą i próbuje zrealizować scenariusz węgiersko-turecki na skróty – z pominięciem procesu wyborczego. Bo właśnie w taki sposób należy określać próbę organizacji całkowicie nieprzygotowanych wyborów korespondencyjnych wbrew orzecznictwu Trybunału Konstytucyjnego które stanowi że zmiany w Kodeksie Wyborczym można wprowadzać nie później niż 6 miesięcy przed wyborami. Co więcej, po raz pierwszy w historii bezprawnych działań, PiS działa w oparciu o nieistniejące prawo. Jak inaczej można nazwać drukowanie kart wyborczych na podstawie ustawy, która nie została uchwalona? Tu już nie ma miejsca na luźne interpretacje prawne, to metody stricte dyktatorskie. Przy wszelkich zastrzeżeniach wobec reżimów w Turcji i na Węgrzech należy pamiętać, że przykręcanie śruby odbywało się tam powoli i w oparciu o minimum prawa, a ich liderzy cieszyli się zdecydowanie wyższym poparciem niż PiS. W ostatnich dniach prawica porzuciła wszelkie pozory legalności w swojej misji reelekcji potulnego Andrzeja Dudy. I nic dziwnego, wybory w sierpniu lub w październiku (jak proponują PSL i Lewica), a nawet za rok (propozycja Platformy Obywatelskiej), niosą ryzyko utraty Dużego Pałacu. Stawką tej gry są dalsze rządy PiS, ale również potencjalna odpowiedzialność karna partyjnych aparatczyków.

Perspektywiczna marginalizacja

Obserwując działania ugrupowań opozycyjnych rodzi się pytanie – czy oni nadążają? Koalicja Obywatelska postanowiła zagrać Jarosławem Gowinem, proponując wybory w maju 2021 roku. Lider Platformy Obywatelskiej Borys Budka zapomniał jednak skonsultować swe działania z resztą partii opozycyjnych, co rodzi obawy że chodzi bardziej o rywalizację na opozycji niż o poważną propozycję współpracy dla ratowania kraju. Co zrobi Gowin i jego grupa? (o ile takowa w ogóle istnieje). PO tkwi w wizerunkowym i sondażowym kryzysie, zarówno sama partia, jak i tragicznie notowana Małgorzata Kidawa Błońska. Narracja o bojkocie pseudo-wyborów nie odniosła skutków politycznych, a jedynie zdemobilizowała wyborców przed dokonaniem jakichkolwiek wspólnych ustaleń zresztą opozycji. Po raz pierwszy od lat, Platforma Obywatelska staje przed perspektywą marginalizacji.

Lewica zareagowała sceptycznie na pomysły PO, zamiast tego proponując wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, wskutek czego wybory zostałyby przesunięte z automatu. Tylko, kto taką decyzję podejmie? Rada Ministrów zdaje się nie być zainteresowana tematem. Na marginesie walki o wybory, Lewica proponuje sporo konstruktywnych propozycji na walkę z kryzysem i pandemią. Niestety, większość z nich ginie w szumie informacyjnym. Przy okazji jednak politycy lewicy stawiają bezkompromisową tezę o braku możliwości rozmowy z Jarosławem Gowinem. Taka linia jest politycznie sensowna w razie implozji projektu „Gowin”.

To nie Lewica będzie odpowiedzialna za zawiedzione nadzieje, a PO. Jeżeli jednak okaże się, że stanowisko Gowina jest na serio i pojawi się szansa na przegłosowanie PiS, nie pozostanie inna droga niż taktyczny sojusz w imię polskiej racji stanu. Każda inna decyzja stanowiłaby polityczne samobójstwo.

Władysław Kosiniak-Kamysz deklaruje, że jest gotów rozmawiać o zmianie konstytucji i o przedłużeniu kadencji obecnego prezydenta o rok. Jednocześnie jednak poparł propozycje Lewicy. W ostatnich dniach odbyła się wspólna konferencja szefa SLD Włodzimierza Czarzastego i lidera PSL z zapowiedzią współpracy i koordynacji działań. To chyba pierwsza jaskółka zmiany i szansa na przejęcie inicjatywy przez te dwa ugrupowania.
Szymon Hołownia, pomimo braku obecności w polskim Sejmie, zyskuje poparcie dzięki emocjonalnym deklaracjom w mediach społecznościowych. Nie odegra żadnej roli w nadchodzącej rozgrywce sejmowej, ale już w walce o prezydenturę – może. Później również, jeżeli zdecyduje się na budowę własnego ruchu.

Same złe wyjścia

Konfederacja stanowi problem dla całej reszty. Ich notowania rosną i choć nie mają żadnego interesu w głosowaniu ramię w ramię z PiS, nikt nie może tego wykluczyć.

Chyba wszyscy są dość mocno podzieleni w kwestii terminu 10 maja. Startować w pseudo-wyborach i legitymować przewrót czy bojkotować, tym samym wzmacniając wynik Dudy? Każda strategia jest zła.
Niezależnie od dość losowej perspektywy odrzucenia lub zmiany poprawionej przez Senat ustawy o głosowaniu korespondencyjnym w Sejmie, opozycja jako całość musi stworzyć nową dynamikę wydarzeń. W tym celu powinna zacząć politykę: rozmawiać z każdym, w tym z Gowinem, a nawet z co bardziej bojaźliwymi posłami PiS. Władza zdaje się być gotowa na wszystko, mówi się o zastraszaniu i przekupywaniu posłów
Porozumienia Gowina. Jednocześnie tłumi się wszelkie przejawy niezależnego myślenia w instytucjach państwowych, o czym przekonała się prokurator Ewa Wrzosek – czeka ją postępowanie dyscyplinarne za wszczęcie postępowania w sprawie nielegalnych działań ministra Sasina.

Ramy pozakonstytucyjne

Tym samym, opozycja musi porzucić naiwne peany na temat potrzeby przestrzegania konstytucji i zdać sobie sprawę którym miejscu jesteśmy. Przecież już od kilku lat Polska funkcjonuje w ramach poza-konstytucyjnych, od kilku tygodni również poza-prawnych. Zamiast powoływać się na konstytucję, liderzy opozycji powinni studiować prace Carla Schmitta (ideologa faszyzmu, analityka upadku demokracji liberalnej).

Niemiecki konstytucjonalista opisał w szczegółach proces odchodzenia od demokracji liberalnej, w stronę jej nieliberalnej wersji, a następnie wprost w objęcia faszyzmu. Należy sobie uświadomić, że w Polsce trwa rozgrywka o władzę, w której wszystkie ruchy są dozwolone. Wygra opcja bardziej elastyczna i bezwzględna – ci którzy znajdą większość w Sejmie lub wykreują taką narrację, która przekona opinię publiczną (zmęczoną pandemią i skołataną sprzecznymi sygnałami różnych ugrupowań) i spowoduje bunt społeczny. Jeżeli okaże się, że wybory odbędą się w terminie letnio-jesiennym, zyskają również ci, którzy będą skłoni rozmawiać bez warunków wstępnych, porzucając przy tym wąskie interesiki partyjne. Ich realizacja i tak nie będzie możliwa w państwie pozbawionym wszelkich demokratycznych bezpieczników.

Należy grać tak, jak przeciwnik pozwala. Tym samym, już nie można przejmować się zaklęciami liberalnej demokracji, trzeba tworzyć fakty polityczne.

Ostatecznie nie wiadomo czy opozycja w ogóle będzie miała wpływ na bieg wydarzeń. Stworzenie nowej większości sejmowej stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Być może jak zwykle o wszystkim zdecyduje Jarosław Kaczyński. Jaki kierunek wskaże i czy uniknie buntu swoich własnych żołnierzy? Nie da się wykluczyć, że to wszystko blef prezesa i od początku nie chciał wyborów w maju.

Farsa pocztowa

Zwyczajnie licytuje wysoko, testując reakcje społeczne i międzynarodowe. Te ostatnie wydają się przychylne – Unia Europejska pozostaje bezwolna, jak zawsze, gdy chodzi o bronienie deklarowanych wartości. Może być też tak, że Kaczyński chce podzielić się odpowiedzialnością i zepchnąć winę za brak możliwości przeprowadzenia wyborów na opozycję. Dotychczasowa historia prezesa pokazuje, że jego najsilniejszy motywator to czysta władza, a ta może szybko wyparować w przypadku całościowej zapaści instytucji państwa.

Wiemy również z poprzednich prób przeciągania struny, że Kaczyński potrafi się cofnąć – zazwyczaj przed oporem i siłą. Paradoksalnie, sam zapędził się w sytuację podbramkową. Jeżeli dojdzie do majowej farsy wyborczej, karty zostaną przedwcześnie odsłonięte.

Rozpocznie się czas quasi dyktatury, kwestionowanej przez inne demokratyczne państwa prawa, dryfującej bez celu w najgorszym możliwym czasie – początku kryzysu gospodarczego i rozkręcającej się epidemii. Jeżeli wybory zostaną przesunięte, oddali się perspektywa gładkiego przejęcia władzy, a kandydaci opozycji zyskają oddech i szansę na zwarcie szeregów. To będzie czas na pozbycie się złudzeń co do sytuacji i rozmowy o współpracy i potencjalnej konsolidacji wokół najlepszej kandydatury. Niezależnie od wyniku, jesteśmy dziś bliżej dyktatury Salazara niż klasycznej demokracji parlamentarnej.

Poprzedni

Edward Brzostowski (1935-2020)

Następny

Tylko Robert Biedroń

Zostaw komentarz