21 listopada 2024
trybunna-logo

Pierwsza polska feministka

„Wszystkie są córkami królowej Bony” – często myślę o tych kobietach, które na ulicach mojej rodzinnej Polski demonstrują przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, który zakazał przerywania ciąży nawet w przypadku poważnych wad rozwojowych płodu, czyniąc prawo aborcyjne, które jest już jednym z najsurowszych w Europie, jeszcze bardziej restrykcyjnym.

„To wojna” – z tym okrzykiem na ustach przez wiele dni protestowały i protestują nadal tysiące kobiet w całym kraju, od stolicy Warszawy po małe wioski na wsi – wydarzenie bez precedensu na terenach wiejskich i tradycyjnie konserwatywnych. To wojna z archaicznym i mizoginistycznym patriarchatem, nie tylko Jarosława Kaczyńskiego i polskiego Kościoła, ale całego społeczeństwa.

Bona Sforza, córka księcia Mediolanu Gian Galeazzo Sforzy i Izabeli Aragońskiej, została w 1518 roku drugą żoną króla Zygmunta I Starego, przyjmując tytuł królowej Polski i wielkiej księżnej litewskiej. To fałszywy mit, że Bona przywiozła do Polski „włoszczyznę” (czyli wiązkę korzeni pietruszki, selera, porów i kapusty włoskiej, z których gotuje się tradycyjny polski rosół), wino i że od niej zaczął się polski renesans. Warzywa i wino dotarły już wcześniej wraz z zagranicznymi kupcami poruszającymi się Bursztynowym Szlakiem, a renesans w Polsce był już w toku (po pożarze 1499 roku na Wawelu trwała odbudowa przy udziale włoskich artystów i rzemieślników, którzy przenieśli się z Węgier).

W rzeczywistości najsłynniejsza włoska imigrantka, która przez prawie czterdzieści lat przebywała nad Wisłą, zasiała w tym kraju zalążki feminizmu.

Wykształcone i niezależne kobiety były wówczas w Polsce zjawiskiem nieznanym, i znienawidzonym. Obawiano się ich jako demonów. Przykładna i cnotliwa polska niewiasta, nazywana „białogłową”, zawsze nosiła chustę lub proste nakrycie głowy, szła pokornie za mężem oraz nigdy nie odważała się podnieść oczu i otworzyć ust, zwłaszcza w obecności mężczyzn. Była jak karp słodkowodny. Bona była inna. Jej piękne, gęste, kręcone włosy w kolorze miodu falowały swobodnie na wietrze i inspirowały wersety poetów. Oczy ciemne i błyszczące jak rozżarzone węgle patrzyły śmiało i z wyższością. Głęboki dekolt ukazujący piersi ściśnięte przez gorset, bogate włoskie suknie i prowokujące nakrycia głowy, budziły wstręt bigotów. Przede wszystkim Bona miała jeszcze jedną wadę: mówiła, wyrażała opinie, kłóciła się, krytykowała, doradzała mężowi, zarządzała, wydawała rozkazy, zabierała głos w kwestiach politycznych i finansowych. Stary król Zygmunt I pozostawał pod dyskretnym wpływem swojej młodej, cudzoziemskiej żony, choć nigdy jej nie ustępował w sprawach państwowych. Z powodu takiej postawy Bony Sforzy, którą dziś możemy określić jako „feministyczną”, a która już wtedy reprezentowała dążenie do walki o równe szanse ekonomiczne i polityczne dla obu płci, królowa małżonka szybko popadła w konflikt z licznymi dostojnikami i magnatami w Polsce, i na Litwie, robiąc sobie wielu zaciekłych wrogów. Polska szlachta, dostojnicy i duchowni czuli się urażeni „rozpustą” włoskiej szlachcianki. Jeśli mamy mówić szczerze i opowiedzieć wszystko, to trzeba dodać, że na Wawelu, Bona zastała osławioną kompanię: „Bibones et Comedones”, stworzoną przez niektórych dworzan Zygmunta I. W odczuciu królowej ich imprezy, pijaństwo i bójki były obrzydliwe. Nie podobało jej się również ich podłe zachowanie, wulgarny styl, głupota, arogancja i prepotencja. Jak widać spotkała się z tradycyjnym obrazem typowego polskiego męskiego szowinizmu, który niestety przetrwał do naszych czasów.

Na polskim dworze królowej pozostało trzynaście Włoszek (damy Ifigenia, Beatrice Zurla, Lucrezia Alifio, Beatrice Roselli, Porcia Arcamone, Faustina Oppizoni, Laura Effrem, Isabella Dugnano, Laudomia Caracciolo, a także dwie guwernantki i dwie służące). Sforza postarała się, aby wszystkie jej dwórki wyszły za mąż za przyzwoitych mężczyzn, a później zorganizowała dla nich luksusową „klinikę położniczą” na Wawelu. Kobiety udawały się tam, aby rodzić dzieci z pomocą fachowych położnych i bez zbytniego ryzyka dla ich życia i zdrowia. Wszystko to wywoływało plotki i oszczerstwa. Zapewne tylko dzięki randze Włoszki nikt nie odważył się zarzucić jej otwarcie kontaktów z diabłem.

Od czasu, gdy najsłynniejsza włoska imigrantka wylądowała nad Wisłą jako królowa małżonka, minęło pięćset lat. Nie była zbytnio kochana i pozostała niezrozumiana, ale reprezentowała tę feministyczną siłę szoku, która już wtedy wywarła wrażenie na władzy. Często myślę o niej jako o protoplastce, dzięki której geny włoskiego kobiecego renesansu zostały przeniesione na Polki, co pozwoliło słodkowodnym karpiom otworzyć usta i wydać krzyk. Krzyk ten rozbrzmiewa dziś na polskich placach. Krzyk polskich „białogłów” tłumiony przez stulecia. Niestety w dalszym ciągu niektóre z nich pozostały słodkowodnymi karpiami.

Poprzedni

Społeczna własność środków produkcji

Następny

Podmoskwiewskie imperium tajemnic

Zostaw komentarz