30 listopada 2024
trybunna-logo

Piekło pocztowe

PRAWA PRACOWNICZE. Pracownicy Poczty Polskiej są coraz bardziej zdesperowani. Już od miesiąca w niektórych regionach kraju trwają protesty, między innymi listonoszy. Nie jest wykluczone, że wkrótce przerodzą się one w strajk generalny pocztowców.

Poczta Polska jest jednym z największych przedsiębiorstw w kraju. Zatrudnia nieco ponad 80 tysięcy osób. Tak jak inne państwowe przedsiębiorstwa, również Poczty nie ominęły liberalne reformy, które w konsekwencji doprowadziły do ograniczenia dostępności powszechnych usług pocztowych. Według przepisów opisujących wykonanie usług przez wyznaczonego operatora, jedna placówka pocztowa powinna przypadać na 6 tys. mieszkańców. Poczta spełnia ten wymóg, ale według NIK-u wyżej wspominany zapis jest niewystarczający. Chodzi o to, że taki stosunek liczby placówek do liczby mieszkańców nie gwarantuje swobodnego dostępu do usług pocztowych.
Zgodnie z niszczycielską polityką zarządów Poczty, w mniejszych miastach i wsiach likwiduje się etaty lub zamyka się całe urzędy. Mają one funkcjonować tylko tam, gdzie przynoszą zyski. Na te deficytowe lub mniej dochodowe natomiast zapadł już wyrok – wygaszać i zamykać. Poprzez takie działania liczba urzędów Poczty zmniejszyła się o blisko 11 proc., poziom zatrudnienia o 13 proc., a liczba skrzynek pocztowych o 15 proc.
Wraz z przekształceniami w duchu liberalizmu rozpoczęła się tragedia pracowników Poczty Polskiej. Na początek pozbawiono ich premii oraz różnych dodatków do wynagrodzenia zasadniczego, w zasadzie zlikwidowano 8-godzinny dzień pracy, a na koniec odebrano im godność.

Płace i polityka oszczędności

Kiedy zbliżał się dzień wypłaty premii kwartalnej, pracownicy mogli przeczytać następujący komunikat: „Zgodnie z zasadami premiowania nie ma formalnych podstaw do wypłaty premii zadaniowej.” Obniżaniu wynagrodzeń szeregowych pracowników towarzyszą podwyżki i wzrost kosztów funkcjonowania zarządu. Pisze o tym NIK: „W latach 2012-2014 koszty wynagrodzenia zarządu były wyższe o 156 procent.” Obecnie miesięczne wynagrodzenie prezesów Poczty Polskiej wynosi ok. 90 tys. złotych brutto. Jest to równowartość prawie 40-krotność płacy przeciętnego pracownika. Średnia płaca w przedsiębiorstwie wynosi 3200 zł brutto, jednakże ok. 40 tys. pracowników otrzymuje wynagrodzenie nieprzekraczające 2300 zł brutto. Nowozatrudnionym oferuje się taką samą stawkę. W 2000 roku średnia płaca stanowiła około 108 proc. przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, dziś jest to już tylko 77 procent.
Po przegranym przetargu na obsługę przesyłek sądowych z 2013 roku, zmniejszono zatrudnienie o ok. 15 tysięcy osób. Zlikwidowano wiele rejonów doręczeń, zmniejszono obsadę okienkową i zapleczową. Po odzyskaniu kontraktu na obsługę przesyłek sądowych (oprócz tego z usług Poczty Polskiej znów zaczęła korzystać prokuratura, ZUS, KRUS, inne instytucje państwowe i samorządowe), ilość pracy do wykonania wzrosła do poziomu sprzed przegranego przetargu. Mimo to, zarząd Poczty Polskiej nie zwiększył znacząco zatrudnienia, co obecnie skutkuje ukrywanymi brakami kadrowymi szacowanymi na ok. 15 do 18 tys. osób.
Jeżeli nawet zarząd decyduje się na zwiększenie zatrudnienia, chętnych do pracy zazwyczaj nie ma, lub, tak jak w przypadku listonoszy, nowozatrudnieni rezygnują z pracy już po pierwszym dniu. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy są skandalicznie niskie wynagrodzenia oraz przeciążenie obowiązkami. Z raportu Najwyżej Izby Kontroli wynika, że klienci poczty są niezadowoleni z szybkości usług. Kolejki na urzędach i brak terminowości w dostarczaniu przesyłek są następstwem likwidowania urzędów i braków kadrowych, jednakże, według wewnętrznych kontroli Poczty Polskiej, kolejek w urzędach nie ma, a według zarządu i dyrekcji Regionów Sieci występują nie braki w zatrudnieniu, lecz przekroczenie jego stanu.
Koszty delegacji przerzucane są na pracowników, a dokonuje się tego zmieniając w umowie (poprzez aneksy do umów) miejsce wykonywania pracy na miejsce przeznaczenia delegacji lub dopisuje się odpowiednie miejscowości. Oszczędza się nie tylko na płacach, delegacjach czy zatrudnieniu, ale także na narzędziach pracy, wyposażeniu stanowisk pracy czy na zaopatrzeniu pomieszczeń socjalnych. Długopisy, markery, zakreślacze, karteczki do notowania pracownik zazwyczaj pracowni musi sobie zapewnić na własny koszt. Brakuje również takich urządzeń jak zszywacze, dziurkacze, kalkulatory czy przyborniki na biurko. Sprzęt komputerowy jest przestarzały, pracuje wolno, często się zawiesza. W toaletach ciągle brakuje mydła czy papierowych ręczników do wycierania rąk, pomieszczania socjalne niekiedy wymagają gruntowego remontu.

Łamanie praw pracowniczych

Osoby zatrudnione na stałe niekiedy spotykają represje w postaci częstych kontroli zmierzających do złamania pracownika czy punktowania jego błędów. Następnie wykorzystuje się je jako podstawę do zwolnienia dyscyplinarnego. Kiedy dyrekcja nie ma żadnych podstaw do zwolnienia niechcianego pracownika lub w pozbyciu się go przeszkadza jej kodeks pracy, stosuje różne podłe sztuczki. Jedną z nich jest przenoszenie pracownika do urzędu oddalonego nawet o kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania, licząc na to, że ze względu na trudy codziennego uporczywego dojazdu do pracy taki pracownik w końcu sam zrezygnuje z pracy. Pracownicy zatrudnieni na niepełny etat w praktyce wykonują pracę pełnoetatową, dodatkowo w wielu przypadkach za pracę w nadgodzinach nie otrzymują ani wynagrodzenia ani dni wolnych. Takie same praktyki wykorzystywane są w stosunku do pracowników zatrudnionych na pełny etat.
Innym przykładem łamania prawa pracy jest wprowadzanie pracowników w błąd w sprawie przepisów dotyczących zadaniowego czasu pracy. W wielu urzędach mówi się listonoszom, że przy zadaniowym czasie pracy nadgodzin nie ma (choć zgodnie z KP nadgodziny powinny być uwzględniane), a ilość wyznaczonych zadań musi być możliwa do wykonania w ciągu 8 godzinnego dnia pracy.
Pracownicy mają także poważne problemy ze swobodnym wykorzystywaniem należnych im urlopów. Większość kadry pracowniczej ma niewykorzystane urlopy za poprzedni rok, a urzędy, gdzie łączna liczba zaległych urlopów liczona jest w setkach nie należą do rzadkości.

Mobbing i represje w Piekarach Śląskich

Listonosze z Piekar Śląskich zmuszani są do podpisywania oświadczeń, w których oznajmiają, że auto wykorzystywane przez nich do pracy będzie sprawne przez najbliższy tydzień, pomimo tego, że jest to po prostu nie do przewidzenia, a samo wymaganie takich oświadczeń niezgodne z prawem. Łamane są przepisy BHP i bezpieczeństwa gotówki. Tak jak w wielu innych urzędach, tak i w Piekarach Śląskich, za nadgodziny liczbowe nie wypłaca się ekwiwalentu pieniężnego, ani nie oddaje się w zamian za nie dni wolnych. Dla każdej odmowy wykonania poleceń wymaga się od pracowników podpisywania indywidualnego oświadczenia o odmowie wykonania polecenia. Najbardziej opornych pracowników starszy się zmianą rejonu, urzędu lub zwolnieniem z pracy.
Mobbing stosowany w Piekarach Śląskich doprowadził jednego z listonoszy na skraj załamania nerwowego. Jest on obecnie jest na zwolnieniu lekarskim wystawionym przez lekarza psychiatrę. Kierownictwo placówki, chcąc bezskutecznie przeciwstawić załamanemu listonoszowi resztę załogi, próbowało jej wmówić, że kolega poszedł na zwolnienie, gdyż chciał im zrobić na złość, bo przez to dołożył im pracy. Nie dając za wygraną, kierownictwo dalej nękało załamanego człowieka i nakazało przekazać mu, że kiedy tylko wróci ze zwolnienia, za karę pójdzie pracować w inny rejon. Cała sprawa została zgłoszona do Państwowej Inspekcji Pracy.

Protesty pracownicze

W lipcu 2016 r. dwa największe pocztowe związki zawodowe Organizacja Międzyzakładowa NSZZ „Solidarność” Pracowników Poczty Polskiej oraz Związek Zawodowy Pracowników Poczty zrzeszony w OPZZ triumfalnie ogłosiły sukces – „wywalczyliśmy 100 zł brutto podwyżki, kończąc w ten sposób spór zbiorowy z zarządem Poczty Polskiej”. Rzekomy sukces biurokracji związkowej został odebrany przez pracowników jako porażka i kapitulanctwo, gdyż domagali się oni przynajmniej 300-400 zł podwyżki, co w konsekwencji tylko dalej zniechęciło pocztowców do zakładowych związków zawodowych oraz popsuło i tak już nadszarpany wizerunek tych organizacji.
Niskie płace, obciążenie pracą, nadgodziny, brak swobodnej możliwości korzystania z urlopów powodują coraz więcej napięć. W związku z niezadawalającymi efektami działalności kierownictwa największych związków zawodowych i całkowite odpuszczenie działań w kwestii poprawy warunków pracy, pracownicy nie oglądając się na związki zawodowe sami zaczęli organizować protesty. Na razie nie miały one charakteru masowego. Odbywają się punktowo i bez koordynacji, przybierając formę strajków włoskich, petycji do zarządu, czy pikiet organizowanych poza godzinami pracy. Przykładowo, listonosze z Piekar Śląskich wystosowali list do zarządu przedsiębiorstwa, pisząc w nim: „My niżej podpisani pracownicy żądamy wzrostu wynagrodzeń pracowników eksploatacji do poziomu minimum 1000 zł wynagrodzenia zasadniczego. Żądamy również wdrożenia przejrzystego i czytelnego dla załogi systemu premiowania. (…). Chcemy godnie zarabiać, by utrzymać nasze rodziny, zapewnić naszym dzieciom godziwą przyszłość. Rzucanie nam okruchów z pańskiego stołu, gdy tylko zaczynamy w głośny sposób wyrażać nasze niezadowolenie, nie zamknie nam ust, nie zatrzyma nas przed podjęciem kroków ostatecznych”.

Kroczący protest

Podobne listy wystosowali pracownicy innych urzędów, m.in. z Wrocławia, Kielc, Poznania, Gostynia, Pińczowa, Trzebiny i Rzeszowa, zastrzegając, że jeśli sytuacja w urzędach nie poprawi się, przystąpią do dalszych kroków łącznie z odmówieniem wyjścia w rejony. W ramach grudniowych protestów, w Lublinie odbyła się pikieta pocztowców, na której pojawiło się ok. 100 pracowników, domagając się podwyżek i lepszych warunków pracy. Większość grudniowych protestów miała charakter pozazwiązkowy. WZZPP, jako jedyny związek, przyłączył się do oddolnych działań pocztowców, organizując protesty w WTT Częstochowa, UP Częstochowa 1 i 2 oraz WER Zabrze. Realna groźba pracowniczych buntów w wielu placówkach Poczty Polskiej, i to jeszcze w okresie natężonego ruchu przedświątecznego, zmusiła zarząd PP S.A. do podjęcia decyzji o przyznaniu wszystkim pracownikom dodatkowego jednorazowego świadczenia w wysokości ok. 270 zł „na rękę”. Pracownicy, nie oglądając się na związki zawodowe, zapowiadają dalsze protesty i walkę.
Spór w Poczcie zaostrza się. 2017 rok stoi pod znakiem strajku generalnego pocztowców.

* Ze względu na obawy przed represjami i zwolnieniem z pracy dane autora artykułu zostały zmienione

Poprzedni

Czarzasty otwiera granice

Następny

Przywrócimy normalność