23 listopada 2024
trybunna-logo

Piekło kobiet

fot. PIXEBAY

Kontrola nad ciałami i umysłami – o to chodzi rządowi PiS.

Wielu moich lewicowych znajomych na Facebooku oburzyło się, kiedy porównałam w jednym ze swoich komentarzy rzeczywistość, którą serwuje kobietom PiS do serialu „Opowieści podręcznej”. Niestety wśród tych, którzy rzucili się kamienować z okrzykiem „liberałka!” byli głównie młodzi mężczyźni, którzy nigdy nie będą musieli urodzić w Polsce dziecka. Pewnie dlatego umyka im, że pisowski socjal, tak przez nich wychwalany, ma swoją cenę. Tą ceną jest kontrola ciał i umysłów polskich kobiet.
Socjal w wydaniu miłościwie nam rządzących polega na podpisaniu transakcji „pieniądz (marny zresztą) za posłuszeństwo. Program 500 plus cieszy się w środowisku lewicowym dobrą opinią, rzeczywiście niewątpliwie zyskały na nim rodziny (zwłaszcza wielodzietne. Nie trzeba jednak lotności helu ani badań naukowych, aby dojść do prostego wniosku, że jeśli ktoś dostanie zastrzyk gotówki, to jego sytuacja materialna się poprawi). Ale czy zyskały kobiety? Chyba niekoniecznie.
Z pracy zarobkowej przeszły na poziom pracy reprodukcyjnej, co w przyszłości zwiększy ich zależność od mężów (nie łudźmy się, nie zaczną rodzić na wyścigi, aby państwo dało im minimalną gwarantowaną emeryturę – to dość barbarzyński biznes przy założeniu, że nagradzane są matki 4-krotne).
Zamysłem rządzących jest to, aby w kobietach wzbudzić poczucie użyteczności dla kraju poprzez płodzenie i rodzenie. Daruję już sobie odniesienia do historii, niemniej czytelnik, który pamięta mroczne czasy XX-wiecznych totalitaryzmów, z łatwością przypomni sobie, która władza przyznawała kobietom ordery Matki Narodu i tym podobne, przy okazji rozpowszechniając propagandę, iż matka szóstki dzieci jest dla państwa bardziej wartościową obywatelką niż absolwentka studiów prawniczych. Rząd PiS próbuje zrobić dokładnie to samo, machając obywatelom przed nosami plikiem pieniędzy i premiami za „szybkie rodzenie”, co jest w istocie swej absurdalnie wręcz paternalistyczne.
Jednocześnie jednak zamienia porodówki w rzeźnie i spodziewa się, że przyrost naturalny wzrośnie. Właśnie Naczelna Izba Lekarska skrytykowała nowe, wypracowane w bólach i mękach kompromisowe standardy opieki okołoporodowej. A konkretnie – zapisy mówiące o tym, że lekarz ma obowiązek wzbudzać zaufanie rodzącej i okazywać jej życzliwość. Powinien też za każdym razem ustalać z nią plan zabiegów, uzyskiwać zgodę, udzielać niezbędnych informacji, na przykład o dostępnych sposobach radzenia sobie z bólem. Ale panom doktorom z NIL najwyraźniej weszło to na ego, gdyż stwierdzili, że nie mają obowiązku nic z kobietą ustalać, bo w polskiej służbie zdrowia lekarz równa się Bóg.
Wciąż nie spada liczba cesarskich cięć. Bo polski rząd chciałby, żeby dzieci rodziły się na potęgę, ale w bólu. W nowych standardach zapisano, że rodząca ma prawo do łagodzenia bólu wyłącznie w takim zakresie, jakim dysponuje szpital. Czyli lekarz może nadal odmówić kobiecie znieczulenia zewnątrzoponowego. Na jego brak w polskich szpitalach wielokrotnie zwracał uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich, ale rząd PiS najwyraźniej uznał poród bez traumy za fanaberię roszczeniowych feministek.
Jednocześnie minister Rafalska przygotowuje ustawę, która utrudni oddanie dziecka do adopcji. Czas na zmianę decyzji przez kobietę został wydłużony z 6 do 14 tygodni. Ekspertki obawiają się, że nowelizacja ustawy o wsparciu rodziny i pieczy zastępczej przybierze formę szantażu emocjonalnego. Już teraz zdarza się, że kobietom odmawia się podawania leków na wstrzymanie laktacji i zmusza do karmienia dziecka, którego kobieta wolałaby nie oglądać. Kobiety nie zawsze oddają dzieci z powodów ekonomicznych. Te, które urodziły dziecko z niezgłoszonego gwałtu lub te z przemocowych środodowisk, pragnące chronić swoje dzieci, wymagają szczególnej troski, zrozumienia i zapewnienia opieki psychologicznej. Przede wszystkim zaś ich decyzja powinna zostać uszanowana bez zbędnej dyskusji.

Poprzedni

Marks i polska policja

Następny

Kilka fotografii na moskiewskim bruku

Zostaw komentarz