Wystarczyło jedno średnio dowcipne zdjęcie, by dyskusja o Krajowym Planie Odbudowy znowu odpłynęła w rejonie bliskie histerii. A przecież sprawa była dość poważna: politycy Lewicy ruszyli w teren, poza wielkie miasta, by pokazywać miejscowym, co da im KPO.
Adrian Zandberg je parówkę na stacji benzynowej. Konkretnie – „parówkę” wegańską. To samo jego koleżanka z sejmowej ławy Magdalena Biejat i ich współpracownicy. Za nimi logo Orlenu. Zatrzymali się w trasie, zaraz jadą dalej.
Dokąd i po co? To już niespecjalnie kogokolwiek obchodziło. Nie mamy dużych lewicowych mediów, najbliższe nam socjaldemokratyczne partie próbują ratować się Facebookiem i Twitterem, godząc się na tamtejsze standardy „dyskusji”. Polegają one między innymi na tym, że zainteresowanie swoją osobą wypada podtrzymywać poprzez treści niepoważne, a potem obserwować, jak tłumy fanów biją się z jeszcze liczniejszymi zastępami przeciwników.
Zasięgi były wysokie
Zandberg zadziałał zatem, jak społecznościowe algorytmy nakazują. Zarzucił dowcipną treść i mógł obserwować z satysfakcją rosnące zasięgi. Bo zdjęcie komentowali wszyscy: rzecznik prasowy PiS zachwycony sztuką trollingu, zwolennicy Lewicy, zastanawiając się niekiedy, czy parówka naprawdę jest wegańska, i parlamentarzyści Koalicji Obywatelskiej, zastanawiając się, czy po hot-dogu w trasie Zandberg wybiera się na bardziej uroczysty obiad do samego Daniela Obajtka. Czy i kogo obsadzi w spółkach skarbu państwa dzięki nowym znajomym z PiS. Czy nie obchodzą go dziennikarze z lokalnych mediów wykupionych przez Orlen, którzy właśnie tracą pracę.
I właśnie ten przekaz najsilniej poszedł w świat, chociaż Zandberg po paru godzinach wrzucił kolejnego tweeta, w którym dość prosto tłumaczył, żadna koalicja między Lewicą a PiS-em się nie kroi. Kto miał zrozumieć, ten zrozumiał już wcześniej. Kto zaabsorbował już konkurencyjny przekaz, ten pozostał przy swoim. Taka anty-uroda mediów społecznościowych, do których chodzi się po to, żeby utwierdzać się we własnych poglądach.
Dokąd oni jechali?
Zatem jako że Lewica uparcie nie chce mieć własnych dużych mediów, najgłośniej rozlega się dalej przekaz liberalny. Lewica zdradziła, rzuciła koło ratunkowe rządowi, a teraz reklamuje Orlen. Nie ma już nawet znaczenia, o co chodzi z tym Krajowym Planem Odbudowy i po co właściwie nad nim głosowano. Dla liberałów Lewica jest zła, bo stoi razem z PiS. Dla rządzących i ich mediów rząd jest dobry i właśnie zagwarantował Polkom i Polakom 770 mld. Banery tej treści już stoją.
Lewica jechała w teren, żeby o sobie przypomnieć. Pokazać przed siedleckim szpitalem planszę z wypisanymi postulatami i opowiedzieć, że bez Zandberga i kolegów nie byłoby kasy na miejscowy szpital. Stanąć przed mieszkańcami i pokazać się z dobrej strony. Udało się? Chyba nie bardzo, skoro zainteresowanie było przeciętne, newsy w mediach lokalnych zdawkowe. Miejscowi prędzej usłyszą z TVP i TVN i parówce.
To może jednak Lewica chce mieć te swoje media? Nie tylko memy z Facebooka?