22 listopada 2024
trybunna-logo

Osz-czę-dno-ści!

Minister Szumowski zrezygnował. Uprzedził ruch swojego pryncypała, któremu zaczął ciążyć w rządowej ławie. Na początku pandemii miał papiery na zbawcę narodu, ale z takiego ambarasu jeszcze nikt w tym świecie nie wyszedł na ludzi. Zresztą, nie ma się co oszukiwać; w Polsce, na stanowisku ministra zdrowia można co najwyżej mało stracić, chociaż niekiedy to już też jakiś zysk.

Z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc widać było jak na dłoni, jak nam minister Szumowski niknie w oczach. Zmarnowany, podpuchnięty, nie był najlepszą wizytówką dobrej zmiany. Inna rzecz, że po tej nierównej walce z covidem, mało kto wyglądałby lepiej. Czytałem niedawno wywiad z ministrem Szumowskim; uskarżał się na chroniczne przemęczenie; po pracy nie miał już siły na nic; ani na rodzinę, ani na przyjaciół; z braku lepszego pomysłu na życie, oglądał na komórce głupawe filmiki na jutubie. Nie dziwota zatem, że zrezygnował. Co miał naprawić, naprawił. Co się udało zepsuć, naprawi albo do reszty zepsuje nowy kolega. A właśnie, premier zbyt długo nie czekał z powołaniem następcy Szumowskiego. Pierwszy raz od 16 lat mamy ministra nie-medyka. Były szef NFZ-tu, Andrzej Niedzielski, to podobno ceniony fachowiec. Chwali go lekarska profesura, nawet opozycja. Ekonomista, po SGH-u, ma reperować służbę zdrowia i uszczelniać wycieki gotówki. To akurat krok w dobrą stronę, bo grosz u nas państwowy marnuje się jak rzadko gdzie. Mnie jednak ta nominacja niepokoi. Znam co najmniej kilka przykładów, w tym i w służbie zdrowia, kiedy to na dyrektorskim stolcu zasadzono ekonomistę lub księgowego. Formalnie człowiek miał zarządzać po gospodarsku, a w praktyce zarządzanie owo sprowadzało się do szukania oszczędności i pilnowania kasy.

Ongiś były wiceminister zdrowia w jednym z rządów, z którym rozmawiałem przy kawie, napomknął mi, że konsolidacja szpitali stołecznych i ustanowienie weń tego, a nie innego dyrektora, miała służyć oszczędnościom, a ten miał za zadanie je znaleźć. Dostał człowiek prikaz, żeby ciąć. No i ciął, równo z trawą. Niedawno podobną rozmowę odbyłem z aktorką jednego z państwowych teatrów. Tam też postawiono na czele bezpartyjnego fachowca, który zajmował się wcześniej zawodowo liczeniem pieniędzy. I, między wierszami, taką właśnie wizję przedstawił zespołowi: jest ciężko, a będzie jeszcze gorzej. Trzeba zacisnąć pasa i ciągnąć tę taczkę życia jak długo się da, a jak przyjdą lata tłuste, o ile przyjdą, to się może ciut pasa popuści. Choć, z drugiej strony, nie po to podnosi się ludziom podatki, żeby je później obniżać, także widoki na to, że po latach głodowych pensji i orania człowiekiem na zakładzie cokolwiek mu się polepszy, są raczej nieciekawe. W tym kontekście, nominacja dla byłego szefa NFZ zastanawia. Czy aby bankier Morawiecki nie sięgnął po ekonomistę Niedzielskiego stosując starą, sprawdzoną zasadę: dajemy na górę człowieka od liczenia kasy, żeby bilanse zaczęły się sztymować, a jak to nominat zrobi, to już jego sprawa.

Nie powiem, takie podejście mogłoby się sprawdzić u bogatych Niemców czy Szwajcarów, którzy oszczędzali i do czegoś doszli. Ale nie u nas. Od lat środowisko medyczne w Polsce woła o to, żeby przeznaczać na system ochrony zdrowia więcej z budżetu, bo kiedy fundujemy ludziom bezpłatną opiekę zdrowotną, musi być nas na to stać. Nasi politycy wiedzą jednak lepiej. Wcale nie trzeba dosypywać do garnuszka więcej, bo żeby to zrobić, trzeba by zabrać innym, np. im samym, a to przecież niedorzeczność. Trzeba więc ludziom z lubością opowiadać o tym, jaki to nasz system jest niewydolny i przeżarty korupcją. Pieniędzy jest dość, należy jedynie lepiej gospodarować tym co jest. Jak worek jest dziurawy, to niezależnie od tego, ile się doń dosypie i tak zawsze będzie wyciekać. I Andrzej Niedzielski ma być szewcem, który te dziury załata. Część z tych zarzutów, to nawet prawda. System jest zmurszały i starodawny w wielu aspektach. Zdarza się, że dyrektorzy i lekarze biorą łapówki. Bez dwóch zdań, trzeba walczyć z takimi patologiami. Prawdą jest jednak również to, że niebawem nie będzie kto miał stać przy łózkach pacjentów, albo asystować przy operacjach, bo średnia wieku pielęgniarek zbliża się do średniej emerytalnej. A następczyń nie widać. Porozumienie lekarzy rezydentów z rządem sprzed paru lat właśnie wygasa i medycy na specjalizacjach dowiadują się z kadr swoich szpitali, że ich zarobki wracają do stanu sprzed porozumienia. Czasami, jak dyrekcja łaskawa, to i utnie mniej, no ale jak jest pandemia, to można za pomocą niej prawie wszystko wytłumaczyć. Dodatkowo, każdy lekarz zastanawia się, jak to będzie, kiedy ziobrowy kaganiec zacznie działać i zaczną ich wsadzać do cel za rzekome błędy w sztuce. Ma więc nowy pan minister nad czym myśleć. Gorzej będzie, jeśli minister Niedzielski skupi się na tym, na czym się najlepiej zna, czyli na szukaniu oszczędności. To by się nawet zgadzało. Wszyscy w tym rządzie czegoś szukają. Jedni smoleńskiej mgły, drudzy zemsty za rodzinne traumy, kompensacji swoich kompleksów, jeszcze inni szansy na lepsze życie, utraconej wiary, kobiet, większych pieniędzy. Może ktoś coś wreszcie znajdzie. Np. on.

Poprzedni

Stanowisko Prezydium Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej

Następny

Zamęt, wiry i bełkot historii

Zostaw komentarz