22 listopada 2024
trybunna-logo

Olbrzym o gołębim sercu

Zrozumieć plątaninę myśli Jarosława Kaczyńskiego, to zrozumieć Polskę. Kto nie chciałby choć na chwilę wślizgnąć się pod szyszynkę prezesa i sprawdzić, jak pracują jego zwoje. Toż to marzenie niejednego i niejednej. Odkryć klucz do głowy Jarosław Kaczyńskiego i zajrzeć tam na sekundę, to jak zajrzeć w trzewia tego kraju. Powietrze tam nieświeże i nieświeży tlen.

Polska odrodzona działa od paru lata tak, jak działa Jarosław Kaczyński, a konkretnie, jak działa wolna wola Jarosława Kaczyńskiego. Każdy kaprys prezesa PiS jest natychmiast spełniany, niczym fanaberia zapłakanego infanta na dworze, nad którym pazie skaczą jak nad jajkiem. Taki też obraz prezesa można sobie odmalować z jego historii; przerośniętego dziecka, którym można sterować, jeśli tylko na chwilę wkradnie się w jego łaski, ozłoci dobrym słowem i przyklaśnie idiotyzmom, które sam wymyśli. A kiedy się już tak posiedzi w jego małym cieniu, można także posiąść tajemnice, skrywane w pamiętniczku na dnie cherlawego serduszka.
Prezes bardzo lubi zwierzęta. Ma słabość do futerkowych. Ale nie tylko. W jednej z prezesowskich, nieautoryzowanych biografii odnaleźć można historię, jak to Jarosław Kaczyński kazał sekretarce odciągać ze swojej pensji parę groszy na rzecz prywatnej osoby, która dokarmiała w stolicy bezpańskie psy i koty. Nie każdego stać na taki gest. Zwłaszcza majętnego. Wczoraj, na leśnym parkingu pod Truskawiem, młody człowiek zbierał po ludziach na benzynę. Wokoło same dobre fury. Z fur wysiadają brzuchaci, odkarmieni panowie i utyte panie. Powodzi się. Oprócz mnie, nikt nie dał chłopaczynie złotówki. Nie mam, mam kartę, albo udaję, że nie słyszę i odwracam się na pięcie. A prezes na skowyt maluczkich jest wyczulony. I ludzie to wykorzystują. I bardzo dobrze. Dla zwierząt.

Po filmie dziennikarza Onetu Schwertnera, Jarosław Kaczyński, jak wieść gminna niesie, miał być bardzo poruszony losem fretek i norek, które każdego dnia są u nas zarzynane na futra dla burżujstwa. Polska branża futrzarska chwali się, że jesteśmy największym w Europie producentem futer i skór. Jakbyśmy żyli w średniowieczu, a futra i skóry były dziś podstawowym okryciem wierzchnim człowiek przedsizalowego. Absurd absurdów. Ale w Polsce działa. Branża futrzarska ma się bardzo dobrze. Gorzej ze zwierzętami, bo te mają się źle. Zarówno przed ubojem, trzymane w klatkach, jak i po nim, oprawione ze skóry i wyrzucone do dołu z wapnem. Film Schwertnera o tym właśnie traktuje. Po jego obejrzeniu, Jarosław Kaczyński miał ponoć wydać dyspozycję, żeby zająć się pracą nad ustawą, która ukróciłaby to barbarzyństwo za pieniądze, czym narazić się miał ojcu Tadeuszu, bo ten jest za skórami i futrami. Toć to nasza wielkowiekowa, piastowska tradycja, bić zwierzynę i wyściełać sobie sobolami kołnierz. Poza tym sztuczna tapicerka w maybachu wygląda strasznie tandetnie. Nie to samo, co skórka z młodej łani albo gronostaje. Bronić branży futrzarskiej począł też Krzysztof Bosak, i cała reszta hałastry mieniącej się prawicą, która zwierzęta lubi tylko na talerzu. Jarosław Kaczyński obstaje jednak przy swoim. Los zwierząt ma na sercu i nie chce przydawać im cierpienia, przynajmniej tak deklaruje.

Przypadek ten, dowodzi dwóch rzeczy. Po pierwsze, mamy tu do czynienia z klasycznym zapłakanym olbrzymem, którego wzrusza do łez ślepy kotek bez nóżki znaleziony na klatce schodowej, w przeciwieństwie do społeczeństwa, zawodzącego z bólu nad swoim marnym losem, gotowanym mu przez olbrzyma i jego ludzi. Społeczeństwo to dla olbrzyma bezkształtny motłoch, który można i należy ugniatać i formować jak ciasto. Skrawki i boki niemieszczące się do formy odcina się i wyrzuca. Olbrzym nie uroni łzy nad losem byle skrawków, tak jak rozłożysty dąb nie pyta malutkich roślinek, czy cierpią, kiedy zabiera im słońce i tlen. On po prostu rośnie. Ucieszy go kwiląca ptaszyna na gałązce i wzruszy jej trel w jego koronie, ale pastewna trawa u pnia i jej los dębu nie obchodzą.

Po drugie, przykład futrzaków i ich losu oraz reakcji nań prezesa pokazuje, jak łatwo można sobie w Polsce ułożyć prawo, jeśli tylko jeden człowiek wyda odpowiednią dyspozycję. Słowo na raz staje się ciałem. Szybciej niż w Kościele, gdzie msza wlecze się całą godzinę. Na Nowogrodzkiej załatwia się to w pięć minut. W tym konkretnym wypadku, jestem rad, że tak szybko to poszło, bo popieram zamknięcie ferm z ubojem każdej zwierzyny. Gorzej jednak będzie, kiedy ktoś na tyle skutecznie omota prezesa i jego ucho, i pokaże mu, że tak naprawdę, te futrzaki, bezpańskie koty i psy, męczą w Polsce aktywiści LGBT albo lewactwo spod znaku syndykalistów i PPS-u. A prezes na to pójdzie. Nim się obejrzymy, będzie po nas. Olbrzym jest bowiem ciężki a jego gniew srogi, ale jest też bardzo łatwo sterowalny i mało elastyczny, przez swój gatunkowy ciężar właśnie; trudno mu zawracać z drogi i zatrzymywać się na czas przed przeszkodami. Chyba że znajdzie się klucz do serca. Jeden już jest.

Poprzedni

W PlusLidze znów grają

Następny

Konwencja Lewicy

Zostaw komentarz