23 listopada 2024
trybunna-logo

Od religii w szkole, religijności nie przybywa

Minolta DSC

Szkolna edukacja religijna nie jest źródłem ożywienia czy odnowy religijnej wśród młodych – raczej pogłębia różnice w religijności wyniesionej z domu – wynika z badań CBOS. Sondaż pokazał również, że religijność matki wpływa na religijność dziecka.

Centrum Badania Opinii Społecznej przekazało niedawno komunikat „Polski pejzaż religijny – z dalekiego planu”, w którym wskazał, że wpływ na spadek poziomu religijności mają: rodzina, religijna edukacja w szkole i środowisko społeczne.

Religijność zależy od matki

Sondaż pokazał, że po matce dziedziczy się zarówno religijność, jak i niereligijność. „Jeśli matka praktykowała, choćby raz, dwa razy w miesiącu, to respondenci w ponad 90 proc. są wierzący; jeśli w ogóle nie chodziła do kościoła, to badani deklarują wiarę w 53 proc., a jej brak – w 47 proc.” – podał CBOS. Zwrócono uwagę na to, że praktyki religijne dziedziczy się z mniejszą efektywnością. „Jeśli matka praktykowała kilka razy w tygodniu, to 61 proc. praktykuje regularnie, a jeśli chodziła do kościoła raz w tygodniu, to regularnie praktykuje 41 proc. Z kolei w przypadku niepraktykujących matek – 71 proc. badanych nie chodzi do kościoła. Natomiast nie przesądza to o braku wiary religijnej ankietowanych” – wynika z analizy badań.

Kultura jest niestety niesprawiedliwa

Według CBOS przekazywanie i przejmowanie religijności zależy od płci dziecka. Sondaż pokazał, że „mężczyźni efektywniej dziedziczą po matce brak wiary i niepraktykowanie”. Jeśli matka w ogóle nie praktykowała, to mężczyźni są niewierzący w 59 proc. (kobiety w 35 proc.) i nie praktykują w 80 proc. (kobiety w 60 proc.). Oznacza to, że nasza kultura w większym stopniu oczekuje religijności od kobiet niż mężczyzn – „mężczyznom wolno nie chodzić do kościoła” – wskazał CBOS. Jest to oczywiście rażąca niesprawiedliwość. Zwrócił także uwagę, że w nieco mniejszej mierze niż poprzednie pokolenia dzisiejsi 18-24 latkowie przejęli religijność od matki. Zaznaczono, że „proces przekazywania i dziedziczenia religijności zależy w pewnym stopniu także od szerszego otoczenia społecznego: wykształcenia i miejsca zamieszkania. Środowiska o przeciętnie niskim poziomie wykształcenia w pewnym stopniu zapobiegają dziedziczeniu braku wiary, ale też blokują przejmowanie regularnego praktykowania od gorliwie praktykującej matki. Z kolei wśród wysoko wykształconych efektywniej dziedziczy się po niepraktykującej matce brak wiary, a po gorliwie praktykującej matce – praktykowanie” – podał CBOS.

Życie w mieście nie sprzyja religijności

Z badań wynika, że na wsi, w małych i średnich miastach, łatwiej dziedziczy się religijność, a w dużych i wielkich miastach – jej brak. Badani, których matki nie praktykowały, na wsi w 63 proc. są wierzący, a w 38 proc. – niewierzący. W wielkich miastach ta proporcja ulega odwróceniu: 36 proc. wierzy, a 64 proc. – nie. W wielkich miastach, jeśli matka praktykowała gorliwie, to 46 proc. badanych praktykuje regularnie, a jeśli nie praktykowała, to nie praktykuje 86 proc. 

Dlaczego na wsi jest większa skłonność do religijności niż w mieście? Być może dlatego, że jest to mniejsza społeczność od miejskiej i więcej osób się wzajemnie zna, a w mieście często nie znamy nawet swoich bezpośrednich sąsiadów. Presja społeczna jest większa i w związku z tym najzwyczajniej na wsi ateistom ciężej się „wyłamać” z religijnej wspólnoty, gdyż grozi to oczywiście wykluczeniem z powodu złamania zasad społecznych. Na wsi jest też zdecydowanie więcej rodzin wielopokoleniowych, a starsi ludzie nie wyobrażają sobie nie być pochowanym w katolickim obrządku z pełnymi honorami na miejscowym cmentarzu, a istotną przeszkodą (w ich mniemaniu oczywiście) mogłaby być apostazja ich dzieci lub wnuków. Skutkiem tego niewypowiedzianego szantażu wobec młodszego pokolenia, młodzi mimo braku nie potrafią zdobyć się na publiczne odrzucenie wiary i kościoła, by nie sprawić zawodu swojej rodzinie.

Młodzież coraz mniej religijna

CBOS zbadał także odsetek uczniów uczęszczających na lekcje religii. „W 2018 roku 52 proc. uczniów uważała, że nauczanie religii powinno odbywać się w szkołach, w ramach lekcji nieobowiązkowych, a w 2021 roku takie same zdanie zadeklarowało 54. proc.” – wynika z badań. Podano, że w 2010 r. 93 proc. badanych uczestniczyło w lekcjach religii. Tymczasem, w 2018 r. 70 proc. uczniów deklarowało udział, a w r. 2021 – 54 proc. Poza tym z badań wynika, że 29 proc. uczniów oceniła je jako ciekawe, 42 proc. sądzi, że są „jak każde inne lekcje”, a 29 proc. była zdania, że są nudne.

Jak widać wciąż większość uczniów, opowiada się za nieobowiązkową religią w szkołach, ale coraz mniej z tych uczniów chce w tej religii uczestniczyć. Wciąż jednak lekcje religii finansowane są z budżetu państwa na, który składają się podatki zarówno ateistów jak i osób wierzących. Czy jest to sprawiedliwe?

Religia w szkole nie nawraca

Analiza CBOS pokazała, że uczęszczanie na lekcje religii zależy od osobistej religijności, środowiska rodzinnego i szerszego otoczenia społecznego. Według badań „uczniowie w wieku 17-19 lat uczestniczą w lekcjach religii częściej, jeśli matka praktykuje regularnie, a ponad dwukrotnie rzadziej, jeśli w ogóle nie praktykuje (odpowiednio 71 proc. i 33 proc.). Częściej także, jeśli matka ma wykształcenie podstawowe lub zawodowe, a niemal dwa razy rzadziej, jeśli ma wykształcenie wyższe (odpowiednio 64 proc. i 35 proc.); częściej, jeśli mieszkają na wsi, a cztery razy rzadziej, jeśli mieszkają w wielkim mieście (odpowiednio 69 proc. i 14 proc.).

Pokazuje to, że „szkolna edukacja religijna w pewnym stopniu podtrzymuje religijność uczniów wyniesioną z domu, ale w niewielkim stopniu przyciąga tych, którzy z domu rodzinnego wynieśli niewiele”.

Religijna bańka

CBOS zwrócił uwagę, że w najbliższym otoczeniu wierzących najwięcej jest praktykujących okazjonalnie (47 proc.), 42 proc. głęboko religijnych i praktykujących, a tylko niespełna 4 proc. niewierzących. W otoczeniu osób niewierzących jest odwrotnie: 6 proc. to osoby głęboko religijne i praktykujących, a 45 proc. niewierzących. Z badań wynika również, że praktykujący w 63 proc. obracają się wśród głęboko religijnych i praktykujących, niemal nie stykając się z niewierzącymi – ma ich w swoim otoczeniu niespełna 2 proc. spośród nich. W otoczeniu osób niepraktykujących jest 10 proc. głęboko religijnych i praktykujących, a 28 proc. niewierzących. Reszta (51 proc.) to osoby wprawdzie wierzące, ale praktykujące okazjonalnie.

Możemy więc mówić o swego rodzaju religijnych bańkach, które powstają najpewniej z tego powodu, że od najmłodszych lat szukamy raczej osób podobnych sobie.

Wykształcona wielkomiejska młodzież koleguje się z ateistami

Według CBOS „im młodsi badani, tym mniej wśród ich przyjaciół i znajomych osób głęboko religijnych i praktykujących”. „W środowisku osób do 44. roku życia dominują wierzący, lecz praktykujący okazjonalnie” – wynika z sondażu. „W przypadku wykształcenia jest podobnie. Im wyższe wykształcenie badanych, tym mniej wśród przyjaciół i znajomych osób głęboko religijnych i praktykujących, a więcej niewierzących. Badania pokazały również, że mieszkający w wielkich miastach niepraktykujących w wieku 18–24 lat „w ogóle nie mają w swoim otoczeniu osób głęboko religijnych i praktykujących. 53 proc. ich przyjaciół i znajomych to osoby niewierzące (w tym 13 proc. to niewierzący podkreślający dystans wobec Kościoła i religii).

Jak wynika więc z badań — środowiska wielkomiejskiej młodzieży są ostoją ateizmu i raczej ciężko będzie kościołowi jakkolwiek to zmienić.

Wniosek

Jak widać szkolni katecheci, nie trafiają do coraz mniej wiernej kościołowi młodzieży. Na podstawie wyników badań od razu narzuca się pytanie związane z ukazanym zamykaniem się w swoich własnych religijnych bańkach — Czy, gdyby przenieść wielkomiejskiego ateistę do skrajnie religijnej klasy w małej miejscowości to zmieniłby on swój światopogląd? I na odwrót. Pozostawiam do refleksji.

jm/pap

Poprzedni

Miłość do martwych przedmiotów

Następny

Psychodeliki uratują amerykański sen?