17 listopada 2024
trybunna-logo

Obcęgi w dziecięcym rozmiarze

W ostatnim czasie w przestrzeni medialnej pojawiło się mnóstwo dzieci, zauważyliście? Oczywiście, te prostą prawdę, że bez cierpiącego dziecka nie może być głównego wydania dziennika pojęła TVN już kilka lat temu i jechała nieletnimi ile wlazło.

A to dziecko-ofiara przemocy w rodzinie, a to przemocy seksualnej, ofiara krwiożerczego psa, a to dziecko – bohater, które potrafiło zadzwonić do Straży Pożarnej (pogotowia ratunkowego – niepotrzebne skreślić), by uratować rodziców lub zgoła cały dom wielorodzinny przed pożarem lub innego kataklizmu. Teraz w ta sama koleinę wskoczyły chyba wszystkie telewizje. Czym innym jest jednak nadmuchiwanie newsów o dzieciach dla lepszej oglądalności, a czym innym świadome wykorzystywanie dziecięcych twarzy w politycznej grze.

Nieszczęśnik Alfie Evans już dawno przestał interesować kolejnych miłośników pokazania się przed kamerami. Nie chodzi ani o niego, ani o jego chorobę i to, co z niej wynika – umarł czy żyje, nieważne. Nie jest nawet istotne, czy jeżeli będzie oddychał samodzielnie, czy nauka nazwie to życiem, czy tylko roślinną wegetacją. Chodzi przecież nie o niego tylko o to, co dany polityk powie i jak się zechce zaprezentować przed opinią publiczną. Ileż padło wielkich słów z ust premierów, kapłanów, naukowców..! Życie, godność, śmierć, ludzkość, człowieczeństwo – międlą w ustach te pojęcia jak gumę do żucia już dawno pozbawiona smaku. Idzie tylko o to, by pokazać się jako człowiek empatyczny i wrażliwy.

Nie dotyczy to jednak dziecięcej hekatomby w Jemenie, Rakce, Mosulu. Tam nie sięga wrażliwość polityków i mediów. Tam dzieci w ogóle nie ma, a jeśli nawet są, to są jedynie danymi statystycznymi. To zrozumiałe – rozmowa o ich cierpieniu mogłaby naruszyć zapewne jakieś życiowo ważne interesy Rzeczypospolitej. Inna sprawa, gdy mowa o dzieciach, będących podobno ofiarami ataku chemicznego w Dumie. O, wtedy tak, wtedy dzieci staja się bardzo potrzebne, szczególnie wtedy, gdy na filmach widać wyraźnie ich przerażone buzie, gdy wykrztuszają wodę, którą ich polewają ze strażackich węzy, w ilościach, które zdolne są zatopić średniego słonia. Wtedy wszystko jest jasne: atak przeprowadzili nasi wrogowie, grzechem więc byłoby ich nie złapać za rękę podczas tego zbójeckiego aktu. Jednak kiedy okazuje się, że nieprawidłowe media znajdują dziecko, które miało od dawna nie żyć jako ofiara ataku chemicznego, bombardowania, terrorystycznego aktu (niepotrzebne skreślić) i pokazują je w swoich mediach, to inne media, te słuszne, pokazywać tego dziecka jednak nie chcą. Pokazywanie i nie pokazywanie to dwie strony tej samej monety.

Gdy w polskim parlamencie znękani swoim upokarzającym życiem rodzice protestują razem ze swoimi dorosłymi dziećmi, media opozycyjne są zachwycone. Nic tak dobrze nie robi oglądalności, jak cierpiące dzieci. Media rządowe uważają to za barbarzyńskie granie cierpieniem nieletnich, by z pewnością w niecnych celach zrobić wbrew władzy. Politycy rządowi zatem powodują, by nie dopuścić do chorych dzieci lekarzy i rehabilitantów, a opozycyjni rozrywają koszule na piersiach z krzykiem, że to ostateczne draństwo, bo oni na pewno by zrobili zupełnie inaczej. A kłamią i jedni, i drudzy. Dzieci są tylko tłem dla lansowania się poszczególnych posłów.

Powinienem teraz postawić tezę, że będzie tak do momentu, kiedy opinia publiczna czyli my, będzie brała udział w tej oczywistej dla wszystkich cynicznej grze. Problem polega na tym, że nie ma z tej gry wyjścia. Degradacja naszej mentalności zaszła już tak daleko, że nawet jeśli wiemy, że dzieci są narzędziami takimi samymi jak obcęgi czy śrubokręt, to i tak nie potrafimy przestać w tym uczestniczyć. Przynajmniej w tym systemie.

Poprzedni

Głos lewicy

Następny

„Dobra zmiana” w Szczecinie.

Zostaw komentarz