Kiedy patrzę hen za siebie, w tamte lata, co minęły… to widzę, że były to okresy większego i mniejszego szczęścia. Nie przyjmuję narzekań na rok miniony. Oprócz pandemii, przed którą WHO ostrzegało od lat, wszystko zawdzięczamy sobie. Oczywiście odpowiedzialność, również karna, powinna być zróżnicowana. A przynajmniej jeśli sędzią i prokuratorem nie jest ktoś ze stajni ministra dwa zera. Choć w zasadzie po udanej akcji w sprawie europejskiego weta należy mu się – tak jak psu ze schroniska sterylizacja – trzecie zero do kolekcji.
Pamiętacie Dantego? Co ja pytam – ci, co czytali, nie pamiętają, a dziś przecież nikt nie czyta. Na rogatkach Polski od dawna wisi napis: Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate. Ale jak ostrzec tych, którzy od zawsze są w środku? Nie martwmy się jednak więcej, niż to konieczne (swoją drogą, „martwy” i „zmartwiony” mają to samo leksykalne pochodzenie, choć zmartwiony martwi się tym, że będzie martwy, a martwy nie martwi się już niczym).
Jeśli pominąć wolną od Unii Brytanię, nowy rok ma szanse być wszędzie gorszy niż jego poprzednik. Brytania ma swój upragniony brexit, nawet jeśli nie w wersji hard, o jakiej marzyli jego inicjatorzy. Może już zmierzać do raju wolnych krajów, a przynajmniej do raju podatkowego. Nie wiadomo tylko, jak długo będzie z nią podążać Szkocja. Tak czy inaczej, rok 2021 nie powinien być dla Brytyjczyków gorszy od poprzednika, a 2022 nawet może być lepszy. No, chyba że Morawiecki poprosi u nich o azyl. Jak kiedyś Marcinkiewicz.
A co na kontynencie? W miarę stabilnie, trzecia i czwarta fala pandemii wywołana tym, że nie więcej niż 60% Europejczyków chce się szczepić, a wśród nich część tylko platonicznie. Nas również czeka piąta fala pandemii, kolejny narodowy lockdown itp., karuzela z ministrami. Bo u nas zamierza się szczepić co najwyżej 40% społeczeństwa, z czego duża część bardziej platonicznie (badanie WUM i ABC, opinia z grudnia 2020). Odporności zbiorowej z tego na pewno nie będzie.
Sukcesy będzie odnosiła nie tylko narodowa telewizja, ale i narodowe gazety i tygodniki lokalne. Niewykluczone, że powstaną nowe pisma o klasycznie narodowych nazwach, takich jak „Szturmowiec”, „Obserwator Ludowy” (lub „Narodowy”) czy może „Atak”… „Sieci” i „Do Rzeczy” czy „Gazeta Polska” mogą już nie wystarczyć.
Czeka nas dalszy wzrost inflacji – nie tylko z powodu kryzysu, lecz również po to, by łatać deficyt wydatków publicznych. I będzie to chyba jeden z niewielu wzrostów, na jakie możemy liczyć.
Oprócz tego wszyscy piszemy, poniekąd wspólną, książkę czasów zarazy. Na pewno jednak nie jest to książka o miłości, prędzej o stu tygodniach, a może i miesiącach, samotności. Zresztą i tu, i tam autor i pierwowzorów, i remake’ów tenże sam.
Optymiści, jeśli jeszcze jacyś żyją, patrzą w przyszłość z nadzieją, na przekór wszystkim znakom, ufając, że kiedyś będzie lepiej. Pesymiści nie patrzą w przyszłość, by uniknąć depresji już dziś – wolą poczekać na nią do jutra. Realiści (na szczęście jest ich niewielu) patrzą w przyszłość, a depresję mają już od przedwczoraj.
Pytanie, co robić – jeśli w ogóle robić cokolwiek – wisi nad nami nie od dzisiaj. Co robić, jeśli ma się przeczucie (lub, jak niektórzy, pewność), że nie osiągnie się zamierzonych efektów, a w każdym razie nie osiągnie się ich szybko. Co robić, jeśli wiadomo, że nie osiągnie się niczego w pojedynkę, a przekonywanie obojętnych jest niezwykle trudne, zresztą są przecież jeszcze wątpiący i ci z zupełnie innymi poglądami. Czy to syzyfowe prace czy może – co poniekąd optymistyczne – dwanaście (lub może nawet dwadzieścia) prac dla zbiorowego Heraklesa? Czy może jakaś odmiana szaty Penelopy, tym razem mozolnie tkanej w dzień, a nocą rozpruwanej przez podstępne trolle i boty?
„Niech żywi nie tracą nadziei” – pisał poeta, choć właśnie spisywał testament. Więc może rację miał ten, co pisał, Co robić… robić… robić…?