20 listopada 2024
trybunna-logo

Niewidzialne druty kolczaste

W większości polskich miast są dzielnice z tzw. „tradycjami”. Tradycja polega na opinii, że lepiej się tam po zmroku nie zapuszczać. Ponieważ niektóre miasta takich osiedli nie miały, ich „tradycje” wygasały lub były niewystarczające. Włodarze postanowili sami je sobie stworzyć, a jednocześnie pozbyć się problemu mieszkań socjalnych, komunalnych oraz zgromadzić tzw. element w jednym – odległym od centrum – miejscu. Świetnym tego przykładem są Puławy. A jak już coś tworzyć to z przytupem.

Potrzebne było coś mocnego, coś, co budzi grozę, a zdrowej „tkance społecznej” mieszkającej w „normalnych” okolicach daje poczucie bezpieczeństwa na własnym podwórku, no i w całym mieście.
Potrzebne było takie osiedle, gdzie mieszkańcy będą nie tylko wstydzili się podawać swój adres, ale sami będą mieć obawy przed wyjściem przed swój własny blok, nie mówiąc o wypuszczeniu tam dzieci, by się pobawiły. Coś takiego, by budziło strach o każdej porze doby, by taksówki nie przyjeżdżały i pizzy nikt nie chciał dowieźć. A sąsiedzi byli tak między sobą skonfliktowani, żeby o jakiejkolwiek solidarności mowy być nie mogło. Ale jak to zrobić?

Budujemy getto

Przepis jest prosty, spośród eksmitowanych, starających się o mieszkania komunalne, wyselekcjonować najbardziej niebezpiecznych, dołożyć kilka „normalnych” rodzin, do tego dorzucić społeczność romską i napuścić jednych na drugich. Wystarczyło jedynie znaleźć sposób na skonfliktowanie mieszkańców.
Znalazł go jeden z puławskich radnych – Paweł Maj – i podczas jednej z sesji, a następnie w lokalnych mediach rozpoczął szeroką kampanię informacyjną o rzekomych zasiłkach pobieranych z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej przez Romów (chociaż ci, których znam wolą jak się o nich mówi Cyganie).
Faktycznie, puławski MOPS zorganizował program aktywizacji społeczności romskiej, jednak pieniądze nie pochodziły z kasy miasta, ale z NGO-sów i nie trafiały bezpośrednio do „cygańskich” kieszeni. Ot, gorliwi pracownicy musieli coś wykombinować, żeby znaleźć im zatrudnienie. A ich nadgorliwość, obróciła się przeciwko całej społeczności, o którą chcieli się zatroszczyć.
Wprawdzie istniały już wcześniej w Puławach dzielnice z tak zwanymi „tradycjami”. Były to miejsca o bardzo złej opinii, gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie urządzał sobie spacerów wieczorową porą. Choćby OTP (Osiedle Totalnej Porażki) czyli ulica Norwida, albo słynne Sienkiewicza, gdzie przerobiono na mieszkania dawne hotele robotnicze. Były osiedla z wielkiej płyty, gdzie po fali bezrobocia lat dziewięćdziesiątych, upadku Fabryki Żelatyny i niepewnym losie Zakładów Azotowych, mieszkańcy tego przyfabrycznego miasta znaleźli się nagle bez środków do życia. Osiedla te zbudowane w latach sześćdziesiątych, z myślą o pracownikach tych fabryk, niegdyś kwitnące i zadbane, zaczęły proces degradacji. Zarówno estetycznej, jak i mentalnej bezrobotnych mieszkańców. Zdominowane przez młodzież, której głównym zajęciem było picie taniego wina na klatce schodowej, a problemem zorganizowanie pieniędzy na kolejną butelkę.
Bezrobotni rodzice, jeszcze w pełni sił zawodowych, ale już zrezygnowani poszukiwaniem pracy, uzależnili się od modnych teleturniejów i brazylijskich seriali, puszczanych na okrągło w telewizji, niespecjalnie interesując się wychowaniem nastolatków. Ci zaś przejęli całkowitą kontrolę na swoich terytoriach i tak powstały pierwsze złe adresy. A kreatywna młodzież nauczyła się niekonwencjonalnie „zarabiać” pieniądze. Trzy kubki, wyrwy, dziesiony, cwańsi robili wypady do Niemiec i na Ukrainę – kręcioły.
W dzień jednak udawało się tam bezpiecznie przemknąć. A mieszkańcy znali się od „urodzenia”, więc trzymali razem i u siebie czuli bezpiecznie.
Teraz, gdy powstały już getta, osiedla te są przy nich oazą spokoju. Tym bardziej, że część eksmitowanych mieszkańców właśnie tam przesiedlono.

Wólka Profecka

Niegdyś poza miastem, dziś dla wielu miejsce zesłania. W trosce o estetykę osiedla zbudowano je systemem włoskim. Faktycznie ładne budynki, ale problem polega na tym, że są one bez klatek schodowych i do mieszkań – niezależnie od piętra – wchodzi się zewnętrznymi schodami. Zimą więc, przed siarczystym mrozem chronią jedynie drzwi. W południowej Italii to pewnie świetne rozwiązanie, lecz w kraju bardziej północnym jest dla mieszkańców udręką. Osiedle wybudowano w miejscu dalekim od miejskiej sieci centralnego ogrzewania. Mieszkańcy muszą więc ogrzewać się prądem. Biorąc pod uwagę, że jest to osiedle wybudowane dla najuboższej części społeczeństwa, dla ludzi eksmitowanych, zadłużonych i generalnie z problemami finansowymi, skazywanie ich na najdroższą z możliwych form podwyższenia temperatury świadczy o geniuszu planistów. Zerkają przy tym z wściekłością sąsiedzi o polskich korzeniach, na sąsiadów pochodzenia romskiego – bo przecież sam radny Maj mówił, a lokalna prasa powielała, jakie to Cyganie ogromne pieniądze z MOPS-u biorą.
Osiedle to jest niewielkie i rządzi się swoimi prawami. Znam rodziny, które trafiły tam po eksmisji. Wcześniej normalni ludzie, którym w wyniku wypadków losowych podwinęła się noga, teraz są nie do poznania. Tu bohater negatywny jest wzorem, im dłużej siedział w kryminale, tym wyżej w osiedlowej hierarchii i tym bardziej godny naśladowania.
Panują tu zasady przeniesione z kryminału. Kilka miesięcy lub lat, z najnormalniejszej, zwykłej porządnej rodziny, eksmitowanej z powodu zadłużenia wynikającego głównie z utraty pracy, tworzy część tej lokalnej struktury. Ambicje przepadają w niepamięci, możliwość wyrwania wydaje się nierealna i poza zasięgiem. Pozostaje jedynie jakoś się tu przystosować.

Tych państwa nie obsługujemy

Mieszkania socjalne czy komunalne nie powinny stygmatyzować mieszkających w nich ludzi. Idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby w każdym nowo wybudowanym bloku jakaś ich część została przekazana do dyspozycji miasta. Jest to nawet możliwe w obecnym systemie deweloperskim, wystarczy, że miasto lub gmina dogada się z właścicielem budynku, wykupi i po sprawie.
Drugim takim miejscem podobnym do Wólki Profeckiej jest ulica Romów. Tu też mieszkają obok siebie rodziny polskie i romskie. Relacje między nimi są identyczne jak w przy poprzednim osiedlu. Nienawiść, to dobre określenie.
Niektóre restauracje nawet pizzy nie chcą tam przywozić.
„Pizzy do tej części miasta nie dowozimy” – Usłyszała jedna z mieszkanek i postanowiła pójść z tym do regionalnej prasy. „Byłam głodna, proponowałam, że odbiorę tę pizzę osobiście przy innej ulicy, ale mi odmówiono – mówi pani Elżbieta. Nie udało się jej zamówić pizzy ani w Czarnym Piotrusiu, ani w pizzerii Desperado” – opowiada w jednej z lokalnych gazet.
Powiatowy rzecznik praw konsumenta – Wioletta Próchnik, na łamach „Dziennika Wschodniego” skrytykowała te praktyki restauratorów: „Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że takie zasady obowiązują w niektórych lokalach w naszym mieście. Nigdy dotąd nie prowadziliśmy podobnej sprawy. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy prawa konsumenta zostały naruszone. Wydaje się, że jeśli w regulaminie firmy nie ma zapisu o tym, że dana lokalizacja nie jest obsługiwana, to taka obsługa powinna mieć miejsce”
Zrobił się szum, popłynęła woda na ten nacjonalistyczny młyn, który z rozmachem obsługuje radny Maj, próbując zyskać popularność na niechęci do mieszkających tam Romów. Został nawet okrzyknięty człowiekiem roku przez jedną z gazet.
W marcu miejski monitoring zarejestrował jak dwóch mieszkańców Puław, dzierżąc puszki z farbą maluje wulgarne napisy pod adresem romskich mieszkańców tych budynków.
W lipcu z kolei grupa młodych Polaków przyjechała na ul. Romów, by zrobić porządek z „brudasami”. Doszło do zadymy. Policja zatrzymała wtedy pięć osób, które otrzymały sądowy zakaz zbliżania się na to osiedle.
O podobnym przypadku donosi też „Dziennik Wschodni”: „ Przyjechała do nas banda łobuzów, a już wcześniej wiedzieliśmy, że coś się dzieje na Wólce Profeckiej. Po chwili byli u nas. Zachowywali się wulgarnie, zaczęli nas obrażać, więc pogoniliśmy ich. Nie damy sobie w kaszę dmuchać. Nie możemy, bo inaczej weszliby nam tutaj na głowę – mówi Wiesław Kwiatkowski, jeden z Romów, którego zdaniem przyczyną agresji jest rasizm”.
Może włodarze wyszli z założenia, że przecież mieszkańców i tak na tę pizzę nie stać. Muszą na prąd oszczędzać. Brakuje jedynie widocznych drutów kolczastych, bo że one są czuje każdy, kto tam wejdzie.

Poprzedni

Kolej na pieniądze na kolej

Następny

Barani skok na Nowy Rok