Wybory’89 miały swoich wygranych i przegranych. Polska transformacja miała swoich wygranych i przegranych. Dlatego nawoływanie „Świętujmy wszyscy 4 czerwca!” spotyka się z obojętnością większości społeczeństwa. […]
Z sondażu przeprowadzonego na zlecenie „Newsweeka” wynika, że pomysł nie zyskuje szerokiego poparcia społecznego. Zaledwie 18 proc. ankietowanych poparło ten postulat, a 39 proc. zadeklarowało się jako jego przeciwnicy. 43 proc. nie ma zdania w tej sprawie.
Co ciekawe: wśród chcących świętować
4 czerwca dominuje pokolenie, które w 1989 r. nie miało jeszcze praw wyborczych (dzisiejsi 25 – 34 – latkowie) oraz osoby najlepiej zarabiające. Wydaje się, że marzenie ludzi silnie utożsamiających się z polską transformacją i jej dorobkiem nigdy się nie spełni. Bo trudno sobie wyobrazić wspólną, wesołą celebrację tej daty przez zwycięzców i przegranych.
W wyborach 4 czerwca 1989 roku wzięło udział około 60 proc. uprawnionych do głosowania, reszta została w domach. Na kandydatów z obozu nie solidarnościowego (min. na listę PZPR – red. DT) głosowało około 8 milionów wyborców. Dzisiejsza narracja medialna („zwyciężyliśmy”, „wygraliśmy” itd.) całkowicie wyklucza ze wspólnoty tę dużą część społeczeństwa, która bądź nie poparła drużyny Lecha, bądź do urn w ogóle się nie pofatygowała.
Wreszcie data ta ma pewien wymiar symboliczny i wiąże się z nią ocena całego okresu transformacji ustrojowej. Dla tych, którzy czują się beneficjentami przemian gospodarczych i politycznych, 4 czerwca byłby na pewno dobrą okazją do świętowania. Zresztą sondaż „Newsweeka” tę intuicję zdaje się potwierdzać. Ale budowa nadwiślańskiego kapitalizmu miała też – podobnie jak wybory do Sejmu i Senatu 27 lat temu – swoich przegranych. Dla wielu był to czas rozczarowań, utraconej godności czy niespełnionych nadziei. I trudno od nich oczekiwać, że przyłączą się do kolorowego pochodu uśmiechniętych zwolenników „terapii szokowej” Balcerowicza.[…]